To miał być wyjazd dwóch świętujących sióstr.
Moja mała siostra właśnie skończyła studia, zaczynała staż, a za mną był pierwszy rok poważnej pracy i wiele decyzji do podjęcia. Świętować na szczęście było co!
Z kilku dni w Hiszpanii zrobił się dobry tydzień, z siostrzanej pary ekipa pięciu zróżnicowanych osób, a beztroski wypad obrósł w całkiem pokaźny plan zwiedzania.
W myślach o Hiszpanii zawsze gdzieś pojawiały nam się przed oczami piękne tancerki flamenco, ruchliwe wachlarze, rogate uparte byki, paella i niebanalny temperament. Gdzie indziej tego szukać jeśli nie w cudownej Andaluzji? Krainie spalonych słońcem białych pueblos, mauretańskiej architektury i śródziemnomorskiej kultury.
*
A więc po nocy spędzonej na lotnisku siedzieliśmy przy małej, mocnej kawie na głównym placu
Lorci i cieszyliśmy się listopadowym słońcem. Trochę niesprawiedliwie potraktowaliśmy to miasto jako bramę do Andaluzji, właściwie przystanek jedynie w drodze na południe z Alicante.
A nowoczesna dziś Lorca ma się czym pochwalić. Stare miasto położone nieco wyżej niż jego nowa część, nie bez przyczyny zwane jest
'barokowym miastem'. I mimo, że pewnie w przewodnikach nie znajdziemy wiele informacji o pięknym domu
Casa de los Guevara, zamku
Castillo, starej bramie
San Antonio czy intrygujących kamienicach, po prostu warto się przejść po tym niezwykle przyjemnym mieście. A jeszcze lepiej przyjechać tu w czasie wielkiego tygodnia i zasmakować tego, co naprawdę oznacza procesja religijna.
A gdy już nasycimy urokiem i bezpretensjonalnością Lorci, gdy odetchniemy południowym klimatem, koniecznie przejdźmy się pod
Kolumnę Milenaria, która pochodzi z 10 w. p.n.e. Ta prastara rogatka wyznaczała odległość na słynnej trasie Via Heraclea, ciągnącej się przez rzymską Iberię z północy, przez Kartagenę do Kadyksu. I my ruszamy za nią w drogę.
Andaluzjo, wreszcie jesteśmy!