Mówią, że miasto zawarło przymierze z hienami.
Codziennie wieczorem syn rzeźnika wychodził za mury miasta, wołał hieny po imieniu i rzucał im resztki z masarni. Głodne, pokraczne i drapieżne cienie powoli wyłaniały się z mroku i porywały ochłapy. Mówią, że czasem przychodziło ich nawet ze 40.
Mówią też, że potem, naprawdę późną nocą, gdy już wszyscy mieszańcy udali się na spoczynek, hieny wychodziły na opustoszałe ulice miasta i oczyszczały je z odpadów. Wszyscy wiedzieli, że wtedy lepiej nie włóczyć się samemu po zaułkach miasta. Gdy nadchodził świt po drapieżnikach nie było ani śladu. Mówią, że w grubych murach miasta była specjalna zapadnia, która pozwalała hienom przedostać się do środka.
Są też tacy, którzy mówią, że to było tak, że w czasach straszliwego głodu w dawnych wiekach te wściekłe i głodne drapieżniki atakowały miasto. Jego mieszkańcy wbrew własnej woli musieli je dokarmiać, aby ratować siebie i swoje domowe zwierzęta. Podobno od tego czasu przy świątyni zostawiano hienom miskę owsianki, tłusto okraszoną masłem.
Mówią, że to było święte miasto. Zaraz po Mekce, Medynie i Jerozolimie, czwarte najświętsze dla wyznawców proroka. Że w murach Starego Miasta zwanego
Jugal znaleźć można aż 99 meczetów (albo 72, zależnie od wersji) i że sam Allah musiał kochać to miasto, skoro latami się opiekował tym małym ufortyfikowanym emiratem. Mówią, że to dlatego, że dawno, dawno temu, gdy w sąsiedniej Arabii Szczęśliwej prześladowano rodzinę największego z proroków, zbiegli oni do Etiopii, gdzie wśród tutejszych chrześcijan znaleźli azyl i opiekę. Mówią, że do teraz muzułmanom nie wolno prześladować etiopskich chrześcijan. I że w mieście panowała wyjątkowa atmosfera tolerancji.
Mówią, że mimo to, miasto spłynęło krwią, gdy w XIX w. podbił je Menelik II, chrześcijański cesarz Etiopii. Mieszkańcy miasta bronili się dzielnie, ale nie mieli szans w starciu z przeważającymi siłami etiopskimi. Wszystkim serca krwawiły, gdy na głównym placu miasta zbudowano wielką chrześcijańską katedrę - trwały, kamienny symbol okupacji miasta, rażąco wcinającą się z arabską tkankę miasta. Mówią, że to wtedy postanowiono, że we wszystkich tradycyjnych hararskich domach ściany głównego pokoju będą pomalowane na czerwono, jako symbol krwi przelanej przez obrońców miasta.
Mówią też, że w arabskich zaułkach miasta i na obrzeżach jego ruchliwych targów można było się napić najlepszej kawy w Etiopii. Właśnie stąd pochodzi uważana za najlepszą, Arabika. Mówią, że miasto smakowało jak kawa, brzmiało jak wytrwałe maszyny do szycia ustawione jedna przy drugiej w jego wąskich uliczkach, w dotyku przypominało draśnięcie szponów sokoła, którego karmili chłopcy przy rzeźni, a mieniło się w oczach jak ornamenty w cudnych meczetach.
Kwiat afrykańskiego orientu, Harar.
*
Czy to wszystko prawda?
Jak w każdym podaniu, jest tu trochę prawdy. Tyle, że pola kawy dziś są zastępowane przez uprawy chatu, narodowej używki etiopskiej, którą delektują się wszyscy i wszędzie. Mieliśmy nawet ochotę jej spróbować, ale po przejściu się uliczkami miasta naprawdę nam się odechciało. Co rusz mijaliśmy nieruchome ciała takich, których uzależnienie pochłonęło do reszty. Leżeli oni na ulicach, obojętni na tych, którzy ich mijali, nieczujący głodu ani zimna, niezadający sobie trudu, aby przykryć chociaż część ciała. Ich tępe oczy nie goniły za przechodniami, jedynie ręce słabo przesuwały się po ziemi szukając choćby jednego listka chatu, który można by włożyć do buzi, żuć i przynieść sobie ulgę. Doprawdy nie ma lepszej prewencji nałogów niż widok uzależnionych.
Za to orientalny gwar na ulicach, wielość meczetów i cudowne tradycyjne domy z obszernym salonami, których czerwone ściany przykryte są multum poduszek i kilimów, to prawda. Orientalny klimat znany niby już z Maghrebu czy Palestyny, ale tak bardzo afrykańsko inny i niezwykły.
Sokoły i hieny to też prawda. Te drugie rzeczywiście codziennie wieczorem przychodzą pod mury miasta, by jak wytresowane pieski wskakiwać na plecy czy jeść z patyków podawanych przez rozchichranych i lekko przestraszonych turystów. Niech jednak nie lekceważą hien ci, których zwiodły wieczorne popisy tych drapieżników! Hieny naprawdę buszują nocą po mieście (kochając szczególnie hotelowe śmietniki), chowają się w krzakach i gdyby nie waleczne watahy psów, samozwańczej straży miasta, byłyby niepodzielnymi nocnymi królami ulic. Nie żartuję - prawie umarliśmy z przerażenia, gdy szliśmy bardzo jeszcze ciemnym świtem na autobus, a z krzaków na głównej ulicy miasta wyskoczyły nagle trzy hieny!
Towarzyszyły im właśnie szczekające i pilnujące psy, mieliśmy więc więcej szczęścia niż kilkoro poturbowanych przez hieny turystów!
************************************************************
Informacje praktyczne:* Kurs walut: 6 birr to ok. 1 zł.
* W dni muzułmańskich świąt banki w Hararze są zamknięte
Ceny:* 3 herbaty, kawa i ciastka - 57 birr
* Dwójka w hotelu w typowym hararskim domu - 350 birr
* Dwójka w hotelu poza Starym Miastem - 200 birr
* Koźlina na obiad - 80 birr
* Pizza - 50 birr
* Spaghetti - 40 birr
* Miejscowe ciemne piwo Hakim - 15 birr
* Świeżo wyciskany sok z guanabana - 14 birr
* Słodkie naleśniki z twarogiem i orzechami - 6 birr
* Udział w karmieniu hien - 50 birr (dodatkowe 50 birr za robienie zdjęć)
* Okrawki mięsa dla sokołów - 10 birr
* Sky bus z Hararu do Addis - 280 birr
* Chusta kupiona na targu - 100 do 150 birr
* Wstęp do muzeum Dom Rimbaud - 20 birr
Przydatne adresy:* Adara House - jeden z najsłynniejszych hoteli na Starym Mieście. Jest to piękny, typowy dom z Hararu, z wewnętrznym białym podwórkiem i salonem z niezliczoną ilością poduszek.