Lackowa to moja ulubiona góra.
Powodów jest wiele - duża wybitność, ambitne podejście, wyrazisty kształt, dzicz Beskidu Niskiego i leżąca u jej stóp najpiękniejsza Dolina Bielicznej.
Nie mogłam zacząć od innego szczytu.
Piątkowy wypad był w pełni sfeminizowany - we trójkę w deszczu wyskoczyłyśmy z busa przy wejściu na
zielony szlak w
Mochnaczce Niżnej. Zdecydowaną zaletą podróżowania w żeńskim gronie (z której zupełnie nie zdawałam sobie sprawy!) jest to, że załatwianie czegokolwiek staje się o wiele łatwiejsze, a wszyscy kierowcy po drodze są o wiele przychylniejsi;)
Deszcz był nam niestraszny (zresztą niedługo potem ustał), droga mijała szybko i raz tylko na
Przełęczy Beskid pomyliłyśmy szlak*. Jeszcze tylko słynna 'ściana płaczu' czyli stromizna przed szczytem i pierwszy wierzchołek KGP został zdobyty!
Zeszłyśmy na drugą stronę, w kierunku Ostrego Wierchu, ale szybko, na
Przełęczy Pułaskiego skręciłyśmy w dół, w
Dolinę Bielicznej. Możemy się kłócić, ale dla mnie to najpiękniejsza beskidzka dolina.
Czuć było, że nastało już lato - trawy już wysokie, zieleń we wszystkich odcieniach, przekwitały ostatnie dzikie róże, a bobrza tama spiętrzyła wodę w potężny basen. Na końcu doliny jeszcze zza zarośli zamigotały nam białe mury małej cerkiewki - freski odmalowywane przez moją siostrę & spółkę jeszcze się trzymają! Stamtąd zaczął się już pospieszny marsz do
Izb, na ostatni autobus tego dnia. Na miejscu spotkało nas rozczarowanie, bo do Izb od dawna nie kursuje żadna komunikacja publiczna. Na ostatnich nogach dochodzimy do
Banicy, gdzie przemiły dyrektor szkoły załatwia nam stopa na pace kurierskiego dostawczaka.
Jako paczki docieramy do Nowego Sącza, skąd już blisko do...
* Główna droga prowadzi nieco w dół, na Słowację, natomiast właściwy,
czerwono-zielony szlak idzie dalej granicą. Łatwo się pomylić, bo ścieżka jest ukryta w krzakach.