Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się w niesamowicie zatłoczonym namiocie, siedzicie na niewygodnych, drewnianych ławach, dookoła słychać głośną muzykę w takim stylu:
tańce i swawole (polecam włączyć podczas czytania tego wpisu!), ludzie dookoła mówią po niemiecku, a Wy co chwilę jesteście niechcący oblewani chmielowym, złocistym trunkiem.
Brzmi jak koszmar?
Wcale nie!
Po jednym takim piwie (a jest to solidna - litrowa porcja) będziecie przekonani, że to najlepsza zabawa z najlepszą muzyką, w jakiej kiedykolwiek braliście udział!
*
Właśnie tak się czułam na tegorocznym październikowym święcie piwa w Monachium. Wykorzystując fakt, że moja koleżanka tam studiuje i zgodziła się mnie przenocować, a z Krakowa to tylko 8 godzin autem, nie mogłam sobie odmówić wybrania się do stolicy Bawarii.
To prawda - byłam przekonana, że to będzie typowa wyprawa 'Tylko ten jeden raz w życiu' (w końcu ani nie jestem wielką fanką piwa, ani nie lubię masowych imprez, no i jakoś preferuję wschodnio-południowe kierunki), ale proszę, Monachium i Oktoberfest mnie zaskoczyły. Wrócę tam z pewnością.
Ale... napewno nie w weekend;)!!
*
Prawdziwi Monachijczycy, ci, którzy w czasie święta październikowego z dumą chodzą po ulicach w prawdziwych bawarskich strojach, nigdy nie wybierają się na Oktoberfest w weekend - wtedy cały teren na
Theresenwiese obejmują we władanie niezbyt trzeźwi przybysze z przeróżnych stron świata (nie znaczy to oczywiście, że część z nich nie zabawia na dłużej, jednak różnica ze środkiem tygodnia jest znacząca).
Trudno tu zresztą długo zostać trzeźwym! Kufle piwa są olbrzymie (1 l.), każdy z domów piwa (wszystkie szanujące się tutejsze browary wystawiają swoje festynowe pawilony) kusi swoistymi, nieco kiczowatymi dekoracjami, no i przecież nie można nie spróbować czy piwo w namiocie obok nie jest lepsze od tego, które pije się teraz!
W końcu więc i kelnerki w typowych bawarskich strojach (no, może nieco bardziej wydekoltowanych) wydają się coraz piękniejsze, nazwy wielkich browarów Löwenbraü, Hackerbraü, Paulaner, Kaltenberg zaczynają się mylić, a tłumy stojące w kolejkach przed wejściem do namiotów już nie irytują...
*
Ale jeśli piwo i tłumy, to nie jest to, co lubimy najbardziej, Monachium nas i tak nie zawiedzie. Może faktycznie, dla samego zwiedzania miasta lepiej byłoby przyjechać tu kiedy indziej, ale i tak, wciąż można znaleźć tu miejsca, gdzie jest niemal pusto (i sielankowo!).
Do moich ulubionych zdecydowanie należy
Residenz. Zespół pięknych, klasycystycznych (chociaż znajdziemy tu także i wstawki renesansowe i barokowe) budynków tworzy wspaniały pałac, siedzibę dawnych królów Bawarii. Rozległe i bogate komnaty, skromne, ale piękne kaplice i wręcz niemiecki porządek, to dobre podsumowanie tego, co tam zobaczymy.
A i sentymentalna historia dawnej potęgi wciąż żyje w głowach Bawarczyków, którzy kochają podkreślać swoją odrębność od reszty Niemiec.
*
Niezwykły monachijski
Nowy Ratusz, serce starego miasta, pamiętałam jeszcze z wizyty z dawniejszych lat i zastanawiałam się czy i tym razem zrobi na mnie takie wrażenie. Jako dziecko bowiem byłam zafascynowana jego majestatyczną bryłą, zdobieniami i... tańcem figurek do dzwonów kuranta. Nic się zresztą nie zmieniło, chociaż dziś po
Marienplatz krążyły nieludzkie tłumy:)
Nieco ciszej i spokojniej jest w pobliżu jeszcze dostojniejszych miejsc - słynne monachijskie kościoły,
Frauenkirche z cebulastymi hełmami na wieżach,
Michaelskirche czy piękny
Theatinerkirche jakby nic sobie nie robiły z piwnego święta.
Całkiem spokojnie było też w okolicach cudownych monachijskich muzeów (no, może z wyjątkiem
Oktoberfestmuseum). Mało kto z przybyłych pamiętał, że Monachium szczyci się jednym z największych muzeów sztuki na świecie -
Stara Pinakoteka,
Nowa Pinakoteka oraz
Pinakoteka Czasów Nowoczesnych to absolutna czołówka muzealna. Nie do przeoczenia jest też nowoczesne w założeniu, choć dziś nieco przyszarzałe
Deutschesmuseum, wciąż jednak największe i najstarsze muzeum techniki na świecie!
Ku mojemu zaskoczeniu, szalenie podobała mi się też nowocześniejsza część miasta.
Olympiapark z budynkami ze szkła, w którym odbijało się zachodzące słońce,
Muzeum BMW o sugestywnej bryle, mającej przypominać tłok samochodu czy mądrze położony z dala od centrum miasta wieżowiec
Hypo-Hochhaus.
Jest jednak coś, co jeszcze bardziej podbiło moje serce w Monachium. Ale o tym następnym razem;)