Wierzycie, że możliwe jest pokojowe współistnienie chrześcijastwa i islamu? Nie?
To jedźcie to Nazaretu!
Dzisiejszy Nazaret to jedno z najbardziej zaskakujących miast Izraela - otoczony chrześcijańskim kultem niemal od pierwszych lat naszej ery, będący jednocześnie nieformalną stolicą Arabów w Izraelu. Pełen jest arabskich targowisk, pielgrzymkowych autobusów i zawodzących śpiewów muezzinów mieszających się z biciem kościelnych dzwonów. Jego wąziutkie, stareńkie uliczki wraz z nastaniem poranka zapełniają się orientalnymi kramami, które znikają gdy dzień chyli się ku wieczorowi. Ich przestrzeń zajmują wtedy małe, falafelowe knajpeczki. Między nimi wciśnięte zakonne domy pielgrzyma mylą się z arabskimi hotelikami, kuszącymi przybyszów pięknymi, ukwieconymi dziedzińczykami.
Ktoś rozkłada gdzieś z boku dywan i w pokorze oddaje pokłony Allahowi, ktoś inny po cichu przesuwa paciorki różańca - nie da się tu zapomnieć, że Arab nie musi być Muzułmaninem. Wszędzie panuje wschodni rozgardiasz połączony z zachodnimi zwyczajami, które przynoszą tu liczni pielgrzymi.
A nad tym całym małym wszechświatem góruje szara, potężna kopuła
Bazyliki Zwiastowania.
Monumentalna budowla stoi w miejscu, gdzie od niepamiętnych czasów czci się moment ogłoszenia jednej z najdziwniejszych wiadomości w historii świata. Mimo iż sama bazylika to bardzo młody i nowoczesny budynek, wspaniale współgra z charakterem tego miejsca. Szary kamień dwóch pięter świątyni, freski na ścianach, wizerunki Maryi pochodzące ze wszystkich stron świata, krużganki i ogród, to wszystko otacza malutką Grotę Zwiastowania będącą centrum tego całego kompleksu. Gdy my tu przychodzimy, jest już późno, pusto i cicho, co sprawia, że panuje niezwykła atmosfera. Zresztą jeszcze bardziej mistycznie jest kawałek dalej, w malutkiej kaplicy skrytej w zakamarkach ogrodu - to tu kiedyś stał podobno warsztat św. Józefa, a dziś grupa młodych ludzi w skupieniu, siedząc na podłodze medytuje i wydaje się kompletnie nie zauważać naszej cichej obecności.
Idąc uliczkami w górę miasteczka mijamy kolejne targowiska, meczety (w tym najstarszy, piękny
Biały Meczet oraz jego młodszego brata zwanego także bardzo wymownie
Meczetem Pokoju), kościółki i cerkwie. Każda z tych chrześcijańskich świątyń stoi w miejscu uświęconym ewangeliczną tradycją - od wieków uważa się, że to w tym mieście Jezus dorastał i stąd wyruszył nauczać ludzi. Mamy więc franciszkański kościółek
Mensa Christin (stół Chrystusa i jego uczniów),
Kaplicę Trwogi (na skale, z której miano strącić Jezusa), mamy prawosławną
Cerkiew św. Gabriela z cudownym źródełkiem i
Studnią Maryi (dziś studnia jest w okropnym stanie), jest grecki kościółek w pobliżu synagogi, w której nauczał Jezus. Są nawet
groty wydrążone przez starożytnych mieszkańców Nazaretu, gdzie pierwsi tutejsi chrześcijanie odprawiali swoje nabożeństwa.
Brak tu tylko czegokolwiek, co przypominałoby o tym, że jesteśmy w Izraelu - państwie Żydów.
****
O tym, do kogo tak naprawdę należy ta ziemia przypominamy sobie jednak wieczorem.
I to bynajmniej nie dlatego, że odwiedziliśmy Nazaret Illit czyli nową, nowoczesną dzielnicę (a właściwie odrębne, żydowskie miasto) Nazaretu, ale dlatego, że śpimy w najbardziej żydowskim z żydowskich miejsc - w prawdziwym kibucu (dzięki nieocenionemu CouchSurfingowi).
Kibuc to chyba najbardziej znana na świecie (no, może poza tajemniczym Mosadem) 'organizacja' żydowska. Wymyślony właśnie w Galilei jako spełnienie syjonistycznych snów o równości, systematyczności i wspólnocie 'Synów Dawida', wydawał się być instytucją idealną. W schludnych, wzorcowych osadach żyli żydowscy osadnicy po równo dzieląc się wszystkim co mieli - od pieniędzy, budynków, żywności po... dzieci (owszem, w tych najbardziej ortodoksyjnych wspólnotach wszystkie dzieci były wychowywane razem na wzorowych obywateli Izraela, widując się ze swoimi rodzicami jedynie przez kilka godzin dziennie. Nieoficjalnie mówi się o problemach psychicznych, z jakimi borykają się do dziś tak wychowywani Izraelici). Jeśli ktoś dobrze umotywował swoje niestandardowe potrzeby (np. studia), to rada kibucu mogła rozważyć przyznanie dodatkowych funduszy na ich realizację - jednym słowem, wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli i wszyscy o wszystkim decydowali.
Początkowo rezultaty działalności tych wspólnot zapierały dech w piersiach - osadnicy odtworzyli język hebrajski i zgodnie, w pocie czoła wydzierali pustyni ziemię, kawałek po kawałku, a ich płody rolne szybko stały się hitem eksportowym kraju. Jak jednak wiadomo - wolny, kapitalistyczny rynek nie sprzyja komunie i dziś większość kibuców została sprywatyzowana albo zamieniona na turystyczne hoteliki, a młodzi woleli wyemigrować do większych miast, zamiast pracować dla dobra wspólnoty. Wciąż jednak niemal połowa produkcji rolnej Izraela wytwarzana jest w kibucach, a i jeśli poszukać, można znaleźć miejsca, gdzie czuć jeszcze ducha zapału pierwszych 'kibucników'.