Bóg wlał na świat dziesięć miar piękna, dziewięć przypadło Jerozolimie;
Bóg wlał na świat dziesięć miar mądrości, dziewięć przypadło Jerozolimie;
Bóg wlał na świat dziesięć miar cierpienia, dziewięć przypadło Jerozolimie.
Stare rabinackie powiedzenieTa ziemia jest pękniętapowiedziała moja ciocia i przyznam, że nigdzie potem nie usłyszałam tak trafnego i prostego opisu Jerozolimy.
A co o niej napisać i jak ją podsumować, zastanawiam się już od dłuższego czasu.
Przy Jerozolimie jednak słowa i mądre myśli wydają się nieadekwatne. Ogrom historii, wierzeń, uczuć i znaczenia, jakie koncentruje w sobie to miasto, przyprawia o dreszcz. Tam nie ma znaczenia czy jesteś wierzący i w co wierzysz - wystarczy, że jesteś wrażliwym człowiekiem, aby dać się temu wszystkiemu porwać.
Onieśmielenie to dobre słowo.
Włóczyłam się po wąskich uliczkach Starego Miasta, spoglądałam na jego wiekowe mury i wciąż nie wierzyłam, że tam jestem. Obok mnie przechadzały się tłumy podobnie zdumionych przybyszów - jednych rozmodlonych, a innych po prostu zadumanych nad żywotnością tego miasta. Bo życie ze swoją prozą i poezją, świętością i upodleniem, tam właśnie, jak nigdzie indziej pokazuje swoje najróżniejsze oblicza.
*
Dobry przykład to najżywsza
dzielnica muzułmańska, ta, do której trafia się na początku. Większa część ulic to nigdy nie cichnący targ, oferujący dosłownie wszystko. Od różańców, bransoletek z gwiazdą Dawida, przez jarmułki z flagą Etiopii po dresy z napisem "I love Jerusalem". Nawoływania przedsiębiorczych arabskich kupców mieszają się ze słowami modlitw, które powtarzają uduchowieni pielgrzymi - tędy biegnie trasa, którą każdy chrześcijanin przemierzy tu nie raz, czyli
Via Dolorosa. Kaplica Biczowania, łuk Ecce Homo, dom Weroniki - wszystkie te miejsca mają uautentycznić przebieg drogi, która nigdy tak naprawdę tymi uliczkami nie biegła*. Chociaż, czy tak naprawdę jest to takie ważne?
Mijają nas chrześcijańskie pielgrzymki, raz po raz. Wszystkie kolory skóry, wszystkie języki, każda obowiązkowo z księdzem-przewodnikiem. Ale gdy przyjrzeć się tym rzadziej odwiedzanym zaułkom, zobaczymy rozłożone małe modlitewne dywaniki, muzułmańskie różańce obracane w palcach, a pięć razy dziennie słychać powtarzane tam
Allah Akbar.
*
Trudno rzeczywiście nie dać się przekonać tym słowom wyśpiewywanym co dzień z minaretów -
Allah jest wielki, gdy patrzy się na górującą nad miastem złotą
Kopułę na Skale. To naprawdę jeden z najpiękniejszych meczetów, jakie widziałam, tworzący z sąsiadującym z nim
Meczetem Al-Aksa piękne połączenie. Oszałamia wszystko - wielka, błyszcząca kopuła, misternie zdobione płyteczki, nietypowy kształt budynku, podkreślany przez wielki, pusty plac, na którym stoi, a zwłaszcza cudowne położenie.
Wzgórze Świątynne, miejsce Pierwszej i Drugiej Świątyni gdzie chroniono Arkę Przymierza, a wreszcie Wzgórze Moria, gdzie Abraham, ojciec trzech wielkich religii, chciał swojemu Bogu ofiarować syna.
Trudno o świętsze miejsce.
Doskonale zdawali sobie z tego sprawę budowniczowe tego pierwszego, muzułmańskiego zespołu sakralnego. Postawione tu świątynie miały być symbolem tego, jak Islam staje się sukcesorem Judaizmu. Podanie o nocnej, cudownej pielgrzymce Mahometa na to wzgórze, gdzie dokonało się jego wniebowstąpienie (choć tylko na jedną noc) sprawiło, że po Mekce i Medynie, to tu jest najświętsze miejsce Islamu.
Widać dobrze, jak sprawnie bije jego serce. Rozległy świątynny park zapełniony jest piknikującymi rodzinami z dziećmi, mali chłopcy bawią się papużkami, a stare kobiety godzinami gapią się na przechodzących. Duchowość i codzienność w jednym.
*
Znacznie schludniejsza i spokojniejsza jest
dzielnica żydowska.
Burzona i odbudowywana, za każdym razem odradzała się pełna uroku. Krzyżowcy, Turcy, a wreszcie Jordańczycy postarali się, aby niewiele synagog pozostało tu w niezmienionym kształcie. Dodając do tego wielką zagładę Jerozolimy dokonaną przez Rzymian w roku 70, kiedy to miasto zburzono, a Żydom zakazano się tu osiedlać na wiele wieków, dzisiejsza przesączona 'żydowskością' atmosfera tej dzielnicy imponuje. Spokojny
plac Hurva z licznymi kawiarenkami, pogodne uliczki ze sklepikami, więcej drzew niż w innych częściach miasta... Mali chasydzi, amerykańscy Żydzi, którzy przeprowadzili się tu kilka lat temu i jeszcze kaleczą hebrajski, ciekawscy turyści, którzy nawet w sobotę próbują zaglądać do
synagogi Hurva czy
Ramban (pierwsza świątynia, którą Żydzi wybudowali tu po 13-stu wiekach od rzymskiego wygnania).
Wiele budynków, choć wybudowanych nie tak dawno, z powodzeniem udaje te wiekowe - rządzący na początku XX wieku Brytyjczycy wydali dekret, który zezwalał na budowę jedynie z naturalnego, jasnego kamienia. Lśniący budulec jednak nie pozwala zapomnieć o tym, co spotkało Naród Wybrany. Przypomina o tym bardziej niż muzeum
Yad Vashem (położone na obrzeżach miasta), tutejszy
Spalony Dom, ruiny synagogi przy głównej uliczce
Tiferet Yisrael, a nawet pocztówki z widokiem przyszłej Trzeciej Świątyni w miejscu dzisiejszego meczetu na skale...
*
Jednak nad spokojem żydowskiej części miasta, dominuje przejmująca atmosfera najważniejszego żydowskiego miejsca w miescie czyli
Ściany Płaczu. Tłumy, prawdziwe rzesze turystów, pikające elektroniczne bramki, plastikowe krzesełka czy to, że wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej, nic nie jest w stanie sprawić, że to miejsce będzie miało w sobie mniej duchowości. Ktoś śpiewa lamentacyjne psalmy wpatrzony nieruchomo w mur, komuś innemu cieknie łza, gdy prawie wtula się w ścianę, ktoś inny otoczony rodziną świętuje Bar Micwę.
Dookoła tego, co jest ostatnią pozostałością z jednej z najwspanialszych świątyń starożytnego świata, wytworzyła się atmosfera, której zaznać można w niewielu miejscach świata nowożytnego.
*
Jaki dziś dzień tygodnia poznać można przechodząc z dzielnicy do dzielnicy. W piątek w południe pustoszeją kramy arabskie, w sobotę żydowskie, a w niedzielę zamkniete są sklepiki chrześcijańskie. Chociaż ponoć już niedługo ten porządek zostanie zakłócony - coraz więcej chrześcijan ze strachu opuszcza swoje wielowiekowe domostwa i ucieka do Europy...
Na razie jednak można spotkać ich tu wszystkich - syryjskich, koptyjskich, etiopskich, Ormian z własną dzielnicą i magicznym chórem w katedrze
św. Jakuba, Greków, starocerkiewnych prawosławnych, nowoczesnych luteran, a wreszcie łacińskich katolików.
Każde wyznanie opiekuje się innym miejscem, którego tradycje starczyłyby za przyczynek do osobnych wierzeń.
Jest ormiański
Grób Maryi z niewiarygodną ilością lampek oliwnych, francuski
Kościół "Ojcze Nasz" z najprostszą chrześcijańską modlitwą we wszystkich językach świata, jest syryjski
kościół św. Marka, jest
Kościół Wszystkich Narodów w miejscu modlitwy w Ogrójcu, jest grecka
grota Getsemani, miejsce zdrady i wreszcie jest
cerkiew Marii Magdaleny. Nad każdym powiewa flaga narodowa, w każdym chodzą inaczej ubrani mnisi, nad każdym wisi krzyż.
*
Wszystkie te miejsca jednak bledną przy jednym, tym najświętszym.
Bazylika Grobu Pańskiego, to jedno z najbardziej tajemniczych miejsc w tym mieście.Trochę zrujnowana, trochę pozłacana, z małymi etiopskimi celami w murach**. Najświętsze z chrześcijańskich świętych miejsc - Golgota, grób, gdzie dokonało się Zmartwychwstanie, kamień, gdzie namaszczono ciało...
Każdą kaplicę zajmuje inne wyznanie, mające się za prawowitych strażników Grobu Pańskiego. Po świątyni poza turystami i pielgrzymami przechadzają się najróżniej ubrani kapłani, nie mogący się ze sobą dogadać - ani dosłownie, ani w przenośni.
Dla mnie to niezwykły symbol tego, co się stało z chrześcijaństwem, religią, która na islamskie wołanie wołanie 'Allah jest wielki' powinna odpowiadać pokornie 'Bóg jest miłością'. Która nie umie się sama ze sobą dogadać, rozstrzygnąć kto ma rację, i którą godzić musi arabski klucznik. Jedyny prawdziwy strażnik świątyni.
*
Prawdziwa dzielnica żydowska jest poza Starym Miastem.
Spotkać można tu najprawdziwszych chasydów, słychać jidysz, kobiety po ślubie golą włosy, a jedyni mężczyźni bez pejsów to nieliczni turyści, którzy ważą się tu zajść. Bo
Mea Szearim to nie jest gościnne miejsce. Na wstępie wchodzących wita napis, że ci, którzy tu przyszli, obrażają tu mieszkających. Getto. Na własne życzenie.
*
Jerozolima nie potrzebuje już cmentarza.
Jerozolima ma olbrzymi, jeden cmentarz. Po wschodniej stronie murów miasta, między świątynnym wzgórzem Moria, a dumną
Górą Oliwną leży dolina Cedronu, lub inaczej
Dolina Jozafata. Miejsce, gdzie ma się skończyć świat i zacząć nowy, wieczny. Od wieków więc co pobożniejsi i co zamożniejsi Żydzi czynią zabiegi, aby właśnie w tym miejscu spocząć po śmierci, w nadziei na najszybsze zmartwychwstanie. Całą dolinę i zbocze Góry Oliwnej pokrywają więc tysiące jasnych grobów z gwiazdami Dawida, choć znajdziemy i takie z krzyżami albo wersetami koranicznymi. Na wielu leżą małe kamyki, po dwa, trzy. Nie wiem czy ktoś je położył tam z powodu tradycji czy też po prostu są symbolem pamięci.
Niektóre groby to wspaniałe grobowce, niektóre są starsze niż niejedna wiara (wg podań należą do starotestamentowych proroków, a jeden z nich nawet do buntowniczego syna króla Dawida), niektóre poza imieniem nie mają w sobie nic wyróżniającego. Z daleka jednak każdy wygląda tak samo - wielka masa jasnego kamienia, zastygła w oczekiwaniu.
*
W Jerozolimie więcej niż gdzie indziej jest konserwatywnych chasydów, zakwefionych arabskich kobiet czy chrześcijan manifestujących wiarę wielkimi krzyżami. Tutaj uczucia i wiara są jaskrawsze. Może i bardziej na afiszu, ale i widać, że przepełnione niezwykłymi, intymnymi przeżyciami.
I znów, duchowość Jerozolimy jest onieśmielająca i budząca szacunek.
Nie śmiałabym podejść do kogoś modlącego się przy Ścianie Płaczu i ot tak, zrobić mu zdjęcie.
Nawet jeśli byłby kolejnym, kogo dopadł
syndrom jerozolimski, kiedy to zwykły i normalny przyjezdny, przybywając do tego miasta staje się prorokiem. Ubiera prześcieradło z hotelu, chodzi po ulicach i głosi nowe prawdy świata. I nawet jeśli jest intratnym źródłem dochodów dla izraelskich psychiatrów (to prawda!), to w tym miejscu, nawet takie uniesienia budzą bardziej zrozumienie niż śmiech.
Bo, jak gdzieś przeczytałam, nad Jerozolimą powietrze jest gęstsze niż gdzie indziej.
Gęstsze od modlitw i wierzeń. Tyle marzeń, tyle próśb, postanowień, uczuć.
Niesamowitych, a zarazem tak bardzo ludzkich, przenikających się, czasem sprzecznych., świętych i podłych.
I tak właśnie Jerozolima pęka.
**************
* Prawdziwa Droga Krzyżowa biegła w innym miejscu. Podobno wiodła od jerozolimskiej
Cytadeli, gdzie na placu królewskim odbył się proces, przez ulicę Dawida, dzisiejszy Główny Suk na Golgotę.
** Gdy etiopskich mnichów w XVII nie było stać na płacenie wysokich tureckich podatków, utracili wszystkie swoje kaplice w Bazylice i przeniesiono ich do małego klasztoru w jej ścianie.