Uwielbiam skanseny.
Wiejskie chaty, zapach ich drewnianych bali, malowane okiennice, prędziarskie krosna, stare skrzynki pocztowe, kanki na mleko...
Sielanka.
Ale dla wielu osób jest to nuda. Jeśli ktoś ma tego typu obiekcje koniecznie powinien zobaczyć skansen w Sztokholmie. Nie dość, że najstarszy na świecie (właśnie od tego szwedzkiego słowa wzięła się nazwa używana na całym świecie), to jest z pewnością najbardziej 'jary'!
Nie ma dnia, żeby coś tu się nie działo, do tego stopnia, że wydaje się, że iż nawet w pochmurny listopad jest to miasteczko żyjące swoim własnym, kolorowym życiem!
*
W małym prowincjonalnym miasteczku, w Sztokholmie XIX wieku gęstnieje tłum gapiów dookoła huty szkła. Mało kto chce wierzyć w to, że wazony, szyby, szklanki czy najnowsze osiągnięcie techniki, żarówki, powstają po prostu z piasku, a 'wydmuchujący' je hutnicy tańczą przy tym niczym zaklinacze wężów. Na ten spektakl patrzymy znieruchomiali z zachwytu.
Gdzieś tam w tle majaczą nam nawoływania parobków u stolarza czy chłopców sprzedających kartki świąteczne, które właśnie wyszły spod sztancy miasteczkowego poligrafa.
Kilka kroków dalej po brukowanych uliczkach i znajdziemy małą mleczarnię z cudną kasą i oddawanymi za kaucją butelkami, które jeszcze pamiętam z dzieciństwa. Piekarnia sama nas znajduje, delikatny zapach wypieków i długa kolejka oczekujących potwierdza - to tu zjemy najpyszniejsze szwedzkie kardamonowe bułeczki.
W starej aptece, gdzie zawsze panuje półmrok, nie chcą nam sprzedać żadnych medykamentów (może dobrze, że wyglądamy tak zdrowo?). Na pocieszenie wychodzimy z papierową paczuszką ślazowych cukierków.
Żując je z lubością, znajdujemy warsztat starszego garncarza, który pochylony, pracowicie wyrabia identyczny talerz po talerzu. Jego równie stareńka żona od czasu do czasu przyniesie mu ciepłą herbatę i z czułością otuli swetrem. W końcu przecież idzie zima.
*
Mijamy kilka sklepików z pamiątkami (a zwłaszcza ze słynnymi szwedzkimi, koszmarnie drogimi konikami) i jesteśmy w innym świecie.
Dalarna, wieś słynąca ze swoich domostw nie rozczarowuje. Typowe skandynawskie, wesołe kolory ścian tworzą przyjemny kontrast z burą, zimową roślinnością.
O tej porze już mało kto tutaj wypasa owce, ale i tak kilka z nich można tu spotkać, ku uciesze najmłodszych.
Zima za to, to czas robót ręcznych. Witamy się więc z koronczarkami i tkaczkami, które spokojnie oddają się swoim domowym pracom. Jest i stół przygotowany już do wieczerzy, a jego starannie wykrochmalony obrus przywodzi nam na myśl nasze polskie, wiejskie wigilie. Jest i bielizna susząca się nad ogniem, krosna, od których ktoś chyba przed chwilą zaledwie odszedł, czy pług, którym jeszcze orze się tu pola.
Jest i inna, mniejsza wiejska piekarenka z gospodynią, która sprawia wrażenie najserdeczniejszej na świecie.
Ludzie mówią, że latem jest tu jeszcze przyjemniej. Chociaż na wsiach w Szwecji pełno komarów, to nikt o tym nie pamięta, gdy nadchodzi szalona Noc Świętojańska, albo później, gdy trwają sianokosy (siano na maleńkiej łącze przewraca się tu ręcznie), a na dziedzińczyku gospodarstwa mieszkańcy wyśpiewują ludowe mądrości.
*
Jest i wiejski, piękny kościół.
Seglora Kyrka, mający z 300 lat.
Co rusz słychać tu stukanie podków o trakt i pod świątynię podjeżdżają powozy z młodymi parami. No bo czyż jest romantyczniejsze miejsce na ślub?
A jeśli nie ślub, to chociaż koncert. Przed wejściem płoną małe latarenki, witające swoim ciepełkiem tych, którym policzki rumienią się już od późnojesiennych mrozów.
*
Tuż obok stoi wieża widokowa
Bredablick z 1876 r.
Ludzie powiadają, że kazał ją zbudować osobisty lekarz króla Oskara II. Ten idealista wierzył w to, że piekny widok podziała na króla ozdrowieńczo. Wtajemniczeni w tę historię jednak się z śmieją, bo wiedzą, że ta teoria upadła, a lekarz zmarł w biedzie.
Nie pamiętają za to o tym bywalcy kawiarni, która dziś działa na szczycie tej wieży. Przychodzą tu chętnie, bo piękny widok jaki stąd się roztacza, sprawia, że od razu czują się lepiej. Więc może coś w tym jednak jest?
*
Z salonów przenosimy się na daleką północ, gdzie na próźno szukać wygód takich jak kawa czy elektryczne ogrzewanie.
Na tych mroźnych terenach przetrwać mogą tylko ci, którzy wiedzą jak obchodzić się z prawdziwą zimą. W letnim (!) obozie
Samevistet Samów* stoją więc małe szałasy i zmyślne chatki na wysokich palach, wyglądające jakby żywcem przeniesione z bajki o Chatce na Kurzej Łapce. Zupełnie naturalne więc jest to, że chwilę później dostrzegamy poroże renifera. Nie dziwi widok łosia, czy króla tutejszych lasów, leniwego niedźwiedzia, który jakby od niechcenia wynurza się ze swojej groty
Bjorngrottan. Jest nieco zdezorientowana wilcza wataha, są cudne rysie i bezczelna wiewiórka, która wskakuje tylko na nogi tych, którzy mają dla niej jakieś przysmaki.
*
Najstarszy tutejszy budynek stoi na szczycie wzgórza z widokim na zatoczki zupełnie obcego tu Sztokholmu - tego zapełnionego nowoczesnym pośpiechem i gwarem.
Vastveitloftet czyli stary magazyn drewna z XIV w. wciąż jest tak samo spokojny. Więcej życia znajdziemy w pobliskch budyneczkach, gdzie dzieci pracowicie wytwarzają najprawdziwsze, wiejskie ozdoby świątecznie. Ach, jakże żałowałam, że nawet ja z moim niskim wzrostem dosyć bym się tu wyróżniała. Chętnie wróciłabym choć na chwilę do czasów, gdy przez cały adwent pracowicie wyklejało się łańcuchy choinkowe.
*
Schodząc ze wzniesienia czuje się intensywny zapach wiejskiego, pysznego sera. To
faboden, stare serowarnie, które wciąż działające można latem spotkać w górzystej części północnej i środkowej Szwecji. Teraz, jesienią pozostało nam jedynie skupić swoją uwagę na wesołych kozach, owcach i wszelakim bydle. To te zahartowane, górskie stworzenia są producentami mleka, z którego wyrabia się tu kwaśne mleko i wspaniałe sery. Latem mili pasterze zapraszają podobno do degustacji tych wyrobów.
*
Gdy kocha się mniej zdrowe wyroby warto zajrzeć do Muzeum Tytoniu i Cygar (
Tobaks- och Tandstickmuseet), które prezentuje historię monopolu zapałczanego w Szwecji. Ilu z Was wiedziało, że w Szwecji uprawiano kiedyś tytoń?
*
Jednak najwięcej życia tutaj, gdy są te najbardziej 'szwedzkie' dni. Czarodziejska Noc Świętojańska
Midsommar, poważny dzień św. Łucji, gdy mija się korowody dziewczynek w białych sukienkach z czerwonymi szarfami (choć dziś jest bardziej egalitarnie, świętą Łucją może zostać nawet... czarnowłosy młodzieniec!), a tutejszy sylwestrowy pokaz sztucznych ogni transmitowany jest cały kraj.
Właśnie tak tu jest - Szwedzi mówią na to
Lagom czyli "Nie za dużo, nie ma za mało".
Ot, cała Szwecja.
* Samowie to tradycyjna nazwa ludów północnej Skandynawii, nazywanych przez nas Lapończykami.