- A więc działaj, czyń.
Mów do tych, którzy są jeszcze w stanie usłyszeć ludzki krzyk.
“L’oeil et la nuit”, Abdellatif Laâbi-
Gdzie ten cholerny deszcz? - to jedyne co cisnęło się nam na usta od rana.
Powietrze było jakieś bure, zakurzone, ledwo unoszące się na ziemią. Niebo zdawało się mieć kolor szaro-różowy, a słońca nie było widać wcale. Mimo to nawet nie trzeba było się specjalnie ruszać, aby momentalnie być mokrym od potu.
Pomyśleć, że to dopiero maj!
Było popołudnie, a my wylądowaliśmy wreszcie w Tozeur (vel po polsku - Tauzar), do którego próbowaliśmy dostać się od rana. Miejscowość ta słynie z trzech rzeczy: niezwykłej, żółto-ceglastej medyny, sąsiedztwa wielkich słonych jezior - szottów i z tego, że jest największą oazą w Tunezji.
Włóczyliśmy się więc po opustoszałej medynie
Ouled el Hadef, o tak wąskich uliczkach, często ślepych lub prowadzących przez tunele (podobno nawet GPSy działają tu z trudnem!), że przez pomocy życzliwego miejscowego, trudno byłoby nam się nie zgubić. Bure niebo sprawiało, że pustka medyny była jakaś niepokojąca i tajemnicza. Kiedyś zamieszkiwana przez lokalnych kupieckich bogaczy, dziś jest w ruinie. Niemniej jednak nie da się nie docenić jej bardzo nietypowej architektury. Tak samo jak na południu Maroka, także i tu dominują kolory pustynne - żołte, piaskowe i pomarańczowe, dzięki którym odbijające się światło aż tak nie razi.
Rzadko mijaliśmy jakiś ludzi, częściej dostrzec było można półotwarte, niefrasobliwie zostawione drzwi z palmowego drzewna z trzema kołatkami. Tradycja nakazywała, aby mężczyźni używali tej po lewej stronie, kobiety z prawej, a dzieci trzeciej, malutkiej. Każda z nich wydawała inny dźwięk, dzięki czemu gospodarze wiedzieli kogo się spodziewać.
Domy też obfitują w specjalne okna, które pozwalały kobietom (są nawet specjalne dla kobiet ciężarnych!) obserwować życie ulicy, samymi nie będąc widzianymi. Może to dlatego nikogo prawie nie spotkaliśmy;)?
Mieszkańcy Tozeur kochają symbolikę. Na murach budynków wielokrotnie powielają się ułożone z ciegieł trójkąciki symbolizujące palmy i romby będące daktylami. To największe bogactwo tych ziem.
Czasem wyrysowane są też trzy wieże, oznaczające trzy święte miasta - Mekkę, Medynę i Jerozolimę. Naszym faworytem była jednak piramida szczęścia. Składała się z ceglanych półeczek, w które należało trafić kamyczkiem, aby zapewnić sobie powodzenie w życiu.
Jaki to pech, że jestem kiepskim strzelcem!
*
Jadąc tu ze wschodu przejeżdżaliśmy przez największe słone jezioro -
Chott el Jerid (czyli 'jezioro liścia palmowego'), doskonale widoczne na każdej mapie, bo zajmujące gro terytorium Tunezji. Zresztą jest największym słonym jeziorem Północnej Afryki. W teorii trudno przeoczyć, w praktyce bardzo łatwo można przegapić. My ledwo się zorientowaliśmy, że jedziemy drogą, która je przecina. Taki tu bowiem klimat, że woda nagromadzona zimą, odparowuje wiosną, zostawiając na powierzchni ziemi fantazyjne osady soli i minerałów. Z czasem jednak hulające tu wiatry zasypują je piaskiem i jezioro jest nie do odróżnienia od pustyni.
Mieliśmy to szczęście, że gdy się przypatrzeć, wyraźnie było widać piękne, różowe solne osady, zlewające się z dziwnym dzisiejszym różowym niebem. Od czasu do czasu mijaliśmy też małe fabryczki zajmujące się wydobyciem soli albo... gorącej wody ukrytej w piaskach Sahary. Woda taka, schładzana w systemie chłodni kominowych służy potem do nawadniania palmowych pól i do gorących kąpieli okolicznych mieszkańców zimą.
Podobno łatwo zaobserwować tu też fatamorganę i... paliki, które dla oznaczenia drogi wbijała armia niemieckigo generała Rommla, gdy przedzierała się tędy podczas odwrotu z afrykańskiej ofensywy. Patrzyliśmy i patrzyliśmy, ale nam nic z tych cudów nie udało się dostrzec;)
*
Rozumiemy już czemu oni kochają deszcz. Wieczorem trochę pokropiło i świat od razu stał się lepszy!
*
Tozeur w cudzym obiektywie:
Ceglane ścianyTradycyjne stroje tutejszych BeduinówInformator:* Kurs walut: 1 dinar (DN) to ok. 2 zł.
* Jeśli podrózuje się po Tunezji samodzielnie i nie dysponuje się własnym autem, to najwygodniej używać
louage. Jest to system dalekobieżnych taksówek, trochę podobnych do marokańskich
taxi collective (też odjeżdżają dopiero po zapełnieniu pojazdu), z tym, że bardziej uporządkowanych. Takie louage mają więc swoje specjalne dworce, kasy biletowe, chroniące podróżnych przed nachalnymi oszustami oraz zasady: chcesz jechać wcześniej - zapłać za wszystkie niezapełnione miejsca!
* Wielkie Szotty są kandydatem do wpisu na listę UNESCO.
Ceny:* louage z Gabes do Tozur z przesiadką w Kebili - 11 DN.
* kafejka internetowa (1 h) - 1 DN.
* porządne danie obiadowe z dodatkami- 12/13 DN.
* sok z cytryny - 1.5 DN.
* herbatka z orzeszków piniowych - 1.5 DN.
Przydatne pojęcia:* Berberowie - rdzenna, koczownicza ludność Afryki Północnej i Sahary. Podbici przez Arabów przyjęli Islam, ale zachowali swoją odrębną kulturę, język, tradycję i wzornictwa. Mimo podboju, dzięki niedostępności terenu, przez długi czas tutejsi Berberowie utrzymywali niezależność, którą ukróciła dopiero rewolucja przemysłowa i budowa stałych dróg w tym terenie.
* Szotty - płytkie, bezodpływowe niecki w Północnej Afryce, podczas deszczu zamieniające się w okresowe jeziora.