Lwie drużyny mi były powolne bez miary
I Syria od Egiptu aż do ziem Adnanu.
Byłem w mocy poniżać jej królów i panów,
A ludzie się lękali mej władzy i kary.
Plemiona, wojowników widzę w swoich rękach,
Widzę kraj i lud jego, który się mnie lęka.
Gdy konia dosiadałem, tom widział swe armie,
Tysiąc tysięcy jeźdźców na rączych rumakach.
Ogromny zgromadziłem majątek, by wsparł mnie,
Gdyby czas zechciał ze mnie uczynić biedaka.
I całym mym majątkiem pragnąłem zapłacić,
By dusza ma nieprędko opuściła ciało.
Księga tysiąca i jednej nocyMeknes kiedyś: Moulay Ismaïl Ibn Sharif.Pamiętacie jak pisałam Wam, żebyście zapamiętali imię Mulaj Ismaïl, bo ono jeszcze przewinie się w tej opowieści? Właśnie teraz nadszedł ten czas - nie da się pisać o Meknes nie pisząc o Mulaju Ismaïlu.
Alawicki sułtan, wojownik, wizjoner, krwiożerca, marokański Król-Słońce, można mówić o nim na wiele sposób. Ale z obojętnie której strony nań patrzymy, zawsze w koncu pojawia się konkluzja, iż była to jedna z najwybitniejszych postaci w historii Maroka.
Urodził się, gdy jego ród był u szczytu potęgi i sięgał właśnie po marokański tron. Brat Ismaïla został zresztą pierwszym alawickim sułtanem, choć nieszczęśliwy upadek z konia szybko zakończył jego panowanie. Młody, 26-ścioletni Ismaïl wygrywa wyścig po tron i zostaje następcą brata.
Wraz z sułtańską koroną otrzymuje słaby kraj, wyniszczony sporami o władzę, rozrywany separatystycznymi rozruchami plemion berberyjskich z rosnącym zagrożeniem ze strony Turcji Osmańskiej.
Gdy umiera 55 lat później, kraj uwolniony jest od bastionów obcych sił (Asila, brytyjski Tangier, hiszpański Al-Araisz), armia zrestrukturyzowana i zmodernizowana, widmo tureckiej agresji oddalone, berberyjskie plemiona pogodzone (i pokonane), a gospodarka kwitnie dzięki intensywnemu handlowi z Europą.
Dzięki tym osiągnięciom każdy patriota był w stanie wybaczyć władcy drobne słabości. A jedną z nich było Meknes - ukochane miasto, nowa stolica w miejscu dawnego obozu wojskowego, strategiczna twierdza i najwygodniejsza siedziba sułtana.
Moulay Ismaïl, jak prawie każdy uzdolniony władca, znał swoją wartość i pragnął, aby była ona znana nie tylko wśród pochlebców. Zafascynowany opowieściami chrześcijańskich niewolników o potężnym francuskim Królu-Słońcu, chciał aby na europejskich dworach mówiono o nim samym z jeszcze większym zachwytem.
Postanowił to osiągnąć za pomocą dwóch kroków.
Pierwszym z nich miało być poślubienie przepięknej i ukochanej córki Ludwika XIV, księżniczki Conti (nieślubnie urodzona Maria Anna Burbon). Co prawda dwór francuski nie docenił tej oferty matrymonialnej, ale za to sułtańskiego posła odesłano do Maroka z kilkoma barokowymi zegarami, które do dziś oglądać można w
Mauzoleum Mulaja Ismaila (fr.
Mausolée de Moulay Ismaïl, wstęp do sali z nagrobkiem tylko dla muzułmanów, niewierni muszą zadowolić się widokiem z daleka), do którego prowadzą puste, choć pięknie zdobione dziedzińce.
Drugim krokiem ku sławie była budowa pałacu, jakiego Europa jeszcze nie widziała. Tak jest - poselstwo do Francji oprócz matrymonialnego miało jeszcze inny cel. Poseł miał podpatrzeć wszystkie szczegóły słynnego pałacu w Wersalu, tak aby Mulaj Ismail mógł zbudować wspanialszy.
Czy mu się udało? Dziś trudno to ocenić, bowiem sam pałac jako kolejna rezydencja królewska (z prywatnym polem golfowym w środku miasta) jest niedostępny dla zwiedzających. Za to z pewnością zachwycić się można dzielnicą imperialną Meknesu.
Cechą charakterystyczną marokańskich miast jest posiadanie dwóch centrów - starej, arabskiej medyny oraz nowej Ville Nouvelle, wybudowanej z myślą o Francuzach. Meknes do tej dwójki dołącza trzecie - Ville Impériale, wybudowaną jako królewska część miasta.
Prowadziła do niej niegdyś najpiękniejsza brama w Maroku,
Bab Mansour z ceramicznymi, zielonymi zdobieniami. Ta wdzięczna modelka fotograficzna o każdej porze dnia w różnym świetle wygląda inaczej! Za nią kryły się dawniej liczne rezydencje dworskie w dzielnicy
Dar Kbira, mury pałaców i liczne puste place, które podobno uwielbiał tworzyć szalony sułtan, z najsłynniejszym
Lalla Aouda na czele.
Choć z bogatych domów niewiele już zostało, wciąż podziwiać można
Pawilon Ambasadorów, ogromne magazyny zwane
więzieniem chrześcijańskich niewolników (choć to podobno bardziej romantyczna legenda niż prawda), ruiny
spichlerzy nad sztucznym zbiornikiem
Agdal i wspomniane mauzoleum.
I trudno dziś powiedzieć czemu zawdzięczamy ten całkiem inny świat za murami, tak blisko medyny - szalonej wyobraźni króla czy kunsztowi i współpracy arabskich i chrześcijańskich niewolników.
Meknes teraz: Ismail, potomek BerberówW Meknes mieliśmy fuksa - udało nam się znaleźć darmowy nocleg dzięki couchsurfingowi (
couchsurfing). Jak wielkie mamy szczęście okazało się jednak, gdy poznaliśmy naszego gospodarza, Ismaila i jego przyjaciela Abdela. Dzięki ich cudownej, bezinteresownej gościnności odzyskaliśmy gasnącą już w nas wiarę w Marokańczyków i Maroko.
Ismaila niewiele łączy z jego królewskim imiennikiem. Przede wszystkim jest Berberem, a nie Arabem. To tutaj spora różnica. Z przyjaciółmi mówi po berberyjsku, tęskni za stronami rodzinnymi i cieszy się z wprowadzenia nowego języka urzędowego (berberyjskiego właśnie). Do Meknes przeniósł się na studia, które kończy dzięki temu, że w wolnym czasie dorabia w fabryce mleka. Jego przyjaciel, także pochodzenia berberskiego to młody nauczyciel angielskiego. Oboje potrafią godzinami szlifować ten język nad... szklanką mleka albo mlecznymi koktailami bananowymi!
Jedynie w kwestiach związanych z tradycją religijną, Ismail i Abdel prezentują kompletnie różne stanowiska. Pierwszy z nich, bardziej ugodowy, podchodzi łagodnie do kwestii przykrywania włosów czy kultywowania obrzędów religijnych. Twierdzi, że decyzję o ubiorze zostawi swojej przyszłej żonie.
Abdel jest zupełnie inny. Drażni go nadużywanie sformułowania
Incha'Allah, kpi ze sztucznej nabożności wielu kobiet i prowadzi swoją prywatną 'krucjatę' przeciwko noszeniu chust. Przez pół nocy pokazywał nam zdjęcia swoich przyjaciółek, które namówił na rezygnację z zakrywania głowy. Twierdzi, że otwiera ich umysły!
Ismail natomiast interesuje się językami i kulturami. Po wymianie standardowych pytań typu 'A jak się żyje tam?' albo 'A jakie są tradycje u Was związane z tamtym?' przeszliśmy do wymiany wspomnień i ciekawostek.
Ismail twierdzi, że nie do końca wiadomo skąd wzięli się Arabowie i jedna z teorii głosi, że powstali przez wymieszanie się rasy białej (do której są zaliczani) z żółtą (której kilka cech prezentują, jak np. mocno zarysowane kości policzkowe). Czy to prawda - nie udało mi się zweryfikować.
To, co najbardziej ujmujące, to niesamowita gościnność chłopaków, a wręcz radość z goszczenia nas. Abdel przeniósł się do Ismaila i oddał nam do dyspozycji całe (!) swoje małe mieszkanko i jeden z komputerów, a potem cały wieczór byliśmy rozpieszczani zarówno w mieście, jak i po powrocie, w domu. Ten entuzjazm może tłumaczyć trochę to, że byliśmy ich pierwszymi gośćmi, choć i tak, nigdy jeszcze nikt nie gościł nas z taką radością i werwą!
Meknes o świcie.Do Meknes przybyliśmy nieludzko wcześnie rano. Przemarznięci (gdzie te słynne afrykańskie temperatury?) wyczołgaliśmy się z nocnego autobusu, gdy było jeszcze ciemno i jedyne do czego byliśmy zdolni, to znalezienie najbliższej otwartej kawiarenki i zamówienie gorącej miętowej herbatki. Niesamowite, że tak jak potrafi ona orzeźwić w upalny dzień, tak i działa rozgrzewająco, gdy trzeba.
Zagrzawszy się, zostawiliśmy rzeczy w dworcowej przechowalni i ruszyliśmy oglądać Meknes o świcie.
Nie wiem do tej pory co sprawiło, że tak oczarowało nas to miasto, które w turystycznych konkurencjach przegrywa zwykle z sąsiednim Fezem. Czy była to wyjątkowo fotogeniczna pora, czy urocze miejskie zaspanie czy może kontrast z zakurzonym południem kraju?
Bo mekneska medyna, budząca się do życia warta jest zobaczenia nie tylko ze względu na wpis na listę UNESCO. Jest trochę zaniedbana, a trochę wymuskana elegancją żółtych ścian, przytulna małymi drewnianymi daszkami nad drzwiami domów i kokieteryjna wiszącymi doniczkami z kwiatami.
Wędrujemy wśród zaspanych, zamiatających ulicę starców w szatach do ziemi, słuchamy szumu drzew na malutkich skwerkach, którego jeszcze nie zakłócają codzienne wrzaski życia, mijamy najprawdziwszych mleczarzy z wózkami-dwukółkami ogłaszających głośno swoje przybycie, zupełnie jak w piosence.
Powietrze jest jeszcze rześkie, ale nagrzane już pierwszymi promieniami słońca. Powoli budzą się do życia pierwsze sklepiki, codzienny towar pieczołowicie ustawiany jest na zakurzonych wystawach, dzieci odprowadzane są przez troskliwe matki do muzułmańskich przedszkoli, a zaspane koty wyruszają na pierwszy śmietnikowy żer.
Jeszcze jest pusto, jeszcze na wąskich uliczkach nie ma tłumów, kawiarenki dopiero się zapełniają poważnymi panami, deliberującymi godzinami o losach świata nad filiżanką mocnej, aromatycznej kawy.
Zachwycamy się małymi wodopojami położonymi na niemal każdym rogu ulicy, kotami wygrzewającymi się na murkach, położeniem miasta na wzgórzu i rzecz jasna pierwszymi cukierniami od dawna (wierzcie lub nie wierzcie - na południu nie było żadnych!), z ciastkami ociekającymi słodkimi syropami.
Podziwiamy z daleka
Wielki Meczet, zamknięty dla niewiernych, wchodzimy do cudownej
medresy Abu Inana, z której dachu oglądamy medynę z lotu ptaka, tak inną od tej, którą znaliśmy do tej pory. Mało ciekawe
muzeum Meknesu i bardziej interesujÄ…ce
Muzeum Dar Jamaï z jednej strony i
meczet el-Berdaïn z krzywym minaretem z drugiej, wyznaczają krańce medyny i naszej wędrówki. Wracamy na główny
place el-Hedim przez suk i kissarię, gdzie słychać całkiem głośne nawoływania sprzedawców. Dzień się już zaczął.
************************************************************
Informator:* Kurs walut: 10 dirhamów (dh) to ok. 1 euro.
* Na liście UNESCO: 'Zabytkowe miasto Meknes'
Ceny:* Śniadanie (bułka z omletem, kawa i sok) - 23 dh.
* SÅ‚odkie ciastka z cukierni - 2 do 8 dh.
* Taxi collective z przedmieść do centrum - 3 dh.
* Nocny autobus (tani, prywatny przewoźnik) z Rissani do Meknes - 120 dh (+ 20 dh za bagaż).
* Wstęp do Mauzoleum Mulaja Ismaila - darmowe (choć czasem trzeba dać napiwek stróżowi).
* Wstęp do medresy - 10 dh.
* Przechowalnia bagażu na dworcu - ok. 7 dh.
Przydatne pojęcia:* Medyna - najstarsza część arabskich miast, zwykle z zachowaną średniowieczną architekturą, wąskimi, krętymi uliczkami i zaułkami, w których łatwo się pogubić.
* Medresa - szkoła poświęcona nauce Koranu i Islamu (dziś jest czymś w rodzaju naszych 'szkółek niedzielnych').
* Suk - targ, bazar położony w wąskich uliczkach, często z krytym dachem.
* Kissaria - reprezentacyjna część suku.
* Berberowie - rdzenna, koczownicza ludność Afryki Północnej i Sahary. Podbici przez Arabów przyjęli Islam, ale zachowali swoją odrębną kulturę, język, tradycję i wzornictwa. Ostatnio berberyjski stał się urzędowym językiem Maroka.
* Alawici - marokańska dynastia królewska, wg podań wywodząca się od samego proroka Mahometa. Panuje w kraju od XVII wieku do dziś.
* Incha'Allah [czyt. 'inszalla'] - stwierdzenie oznaczające mniej więcej 'jak Bóg pozwoli', używane przez wszystkich i wszędzie. Może stanowić odpowiedź, oznaczać nadzieję albo być początkiem konwersacji.
* Taxi collective - stare mercedesy, które okazały się wyjątkowo pakowne - z tyłu wsiadają 4 osoby, z przodu koło kierowcy dwie. Taksówki ruszają dopiero wtedy, gdy wszystkie miejsca w aucie są zajęte.
************************************************************
O ile dobrze pamiętam, Mirka66 rusza jutro rano w stronę Maroka - Mirko dużo powodzenia i samych pozytywnych przygód!