Administracyjnie Aix-en-Provence to...metropolia z rzymskim rodowodem i saraceńskim epizodem,
dawna stolica hrabstwa Prowansji i siedziba późniejszego Parlamentu Prowansji,
katalońskie kolory - żółte i czerwone pasy we fladze,
miasto, gdzie w najstarszych partiach dostrzec można jeszcze tabliczki z podwójnymi nazwami ulic - w języku francuskim i prowansalskim,
miasto mojego ulubionego Paula Cezanne'a,
miejsce, gdzie wciąż szanuje się pamięć o Dobrym Królu Rene.
A już na pierwszy rzut oka Aix-en-Provence to...miasto tysiąca fontann,
szerokie aleje ocienione potężnymi platanami o grubych pniach i gąszczu liści,
dostojne i wytworne miejsce pałace prowansalskiej artystokracji
i ich mury w optymistycznych odcieniach żółci,
gładkie, błyszczące w świetle poranka chodniki,
omszałe, a zarazem zgrabne wodotryski u zbiegu ulic i bulwarów,
kwitnące kasztany i winorośle,
kwintesencja łagodnego śródziemnomorskiego klimatu i atmosfery.
Dla nas Aix-en-Provence to...rześki poranek w najelegantszym mieście południa,
poniedziałkowy targ kuszący zapachami, smakami i kolorami,
gwar i radość miasta uniwersyteckiego, pełnego spieszących się i zaspanych studentów,
a którego uczelniana dzielnica konkuruje z samą paryską Dzielnicą Łacińską.
Praktycznie, Aix-en-Provence to...bezpretensjonalne placyki pełne drzew, kawiarenek i brasseries (w których siadywali Cezanne, Zola czy Hemingway),
czarowne dziedzińce dawnych rezydencji pełniących dziś bardzo poważne publiczne funkcje,
cztery delfiny i rezydencjalna dzielnica Mazarin,
katedra St-Sauveur, którą budowano od V do XVIII wieku na miejscu rzymskiego forum, posiadająca cudowną chrzcielnicę Merowingów,
rotunda, która tak naprawdę jest wielką fontanną,
festiwale muzyczne, taniec i opera,
fabryka cukierków Calisson.
A dla mnie Aix-en-Provence to ulubione miasto tej podróży!