Antibes to...początek piaszczystych plaż i opalające się kobiety, niemal w każdym wieku,
kolejna przystań luksusowych jachtów, choć tym razem jakaś bardziej dostępna, taka, że można usiąść na brzegu i bawić się w wybieranie tego, który się zaraz kupi, a w tych marzeniach w takim miejscu jakoś wszystko wydaje się bardziej realne,
to potężne fortyfikacje portowe, będące pamiątką po zbrojnej aneksji tego sabaudzkiego miasta dokonanej przez Francuzów w XV wieku, a później przebudowane przez najsłynniejszego francuskiego architekta, króla fortów - Vaubana,
olbrzymie statki na tle lazurowego nieba, wody i gór,
kawiarnie w cieniu platanów, domy tonące w kwiatach i już kwitnące (pozdrawiam nieszczęśnych maturzystów!) kasztanowce,
i szum morza, kolory południa i mocne światło, inspirujące Picassa do wykonania jego największych dzieł.
Antibes to...miasto kontrastów,
miasto prażone słońcem z widokiem na ośnieżone alpejskie szczyty, które przy tej pogodzie wydają się pochodzić z innego świata,
siedziba rezydencji najbogatszych Francuzów otoczonych wysokimi parkanami, ośrodek francuskiego high-life'u w pobliskim Juan-les-Pins, a jednocześnie sypialnia pod gołym niebem należąca do rzeszy bezdomnych,
greckie Antipolis przekształcone w rzymski arsenał,
romańska wieża dawnej warowni Grimaldi zmieniona w pracownię, a następnie Muzeum Picassa z olbrzymią kolekcją jego ceramiki,
grube mury fortów i otwarta przystań,
aromat lawendy i szorstki zapach morza i ryb,
krzyki mew i festiwal jazzowy w cieniu piniowych drzew.
Cały świat w jednym miejscu.