Èze to...malownicza wioska na szczycie wzgórza z cudownymi widokami na morze,
jakby zastygła w pozie sprzed setek lat,
mrożące krew w żyłach opowieści o bezlitosnych korsarzach i Saracenach torturujących bezbronnych wieśniaków,
których nie umiała osłonić nawet solidna, XIV-wieczna brama obronna,
to trwały symbol nadziei, jaką daje wciąż odbudowywana ruina,
średniowieczne grube mury małych kamieniczek, wąskie, romańskie okienka i autentyczne szyldy oberż i sklepików,
ogrody na dachach i stare kominy,
miejsce, które zainspirowało Nietzschego do pisania
Tako rzecze Zaratustra i dawało wypoczynek Waltowi Disney'owi.
Ale jednocześnie Èze to...twór odtworzony, wydaje się, głównie na potrzeby turystów,
gdzie da się odczuć brak prania wiszącego na sznurkach pomiędzy domami, nawoływania dzieci na obiad czy wałęsających się głodnych psów i kotów,
a jedynymi prawdziwymi mieszkańcami są pracownicy hoteli i knajpek,
gdzie po zmierzchu uliczki zamierają w totalnym bezruchu,
a ogród egzotyczny na szczycie wzgórza z kolekcją sukulentów i kaktusów stanowi dobrą metaforę żywotności tego miejsca...
Mimo wszystko jednak wierzę, że miasteczko, gdzie życie toczy się zmiennymi kolejami losu już od czasów Fenicjan,
tak łatwo się nie podda i nie da ususzyć.
Nie na darmo motto tego miejsca to 'W śmierci się odradzam'!