Rzym to tysiące lat historii, cuda architektury i specyficzny styl życia.
Ale żadne z tych nie istniałoby, gdyby nie ludzie.
A z Rzymem, jak z żadnym innym miastem, związanych było wielu Największych.
Kilku z nich już zresztą wspominałam w poprzednich wpisach, o wielu jeszcze z pewnością napiszę.
Nie trudno byłoby zorganizować setki wycieczek tematycznych ich śladami.
Przy tym wszystkim, szczególnie dużo znajdziemy w tym mieście miejsc śmierci.
Żałowałam bardzo, że tym razem nie udało nam się zobaczyć katakumb, które za pierwszym razem zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie.
Trzeba jednak pamiętać, że to nie jedyne nekropolie - wiele z podziwianych przez nas dziś kościołów czy świątyń stanęło właśnie na miejscu śmierci lub grobu kogoś, kogo uznawano za wyjątkowego/szanowanego/świętego. Jedną z takich osób był wybitny Rzymianin i Izraelita, męczennik i prześladowca zarazem - św. Paweł.
Legenda mówi, że tego samego dnia (29.06.67) o tej samej godzinie ukrzyżowano Piotra i ścięto Pawła. Głowa drugiego z nich podobno jeszcze trzy razy odbiła się od ziemi, a w tych miejscach wytrysnęły źródła (dziś to miejsce nazwane jest rzecz jasna 'Tre fontane' czyli 'Trzy źródła'). Czy ta makabryczna końcówka tej opowieści jest prawdziwa czy nie, nie wiadomo. Nieco bardziej pewne za to jest to gdzie pochowano obu apostołów - dziś stoją tam dwie wielkie Bazyliki, ostatnio opisywana św. Piotra i dzisiejsza, św. Pawła.
Obie należą do tzw. Bazylik Wielkich, czyli czterech najważniejszych kościołów katolickich na świecie (wszystkie oczywiście leżą na terenie Rzymu i należą eksterytorialnie do Watykanu).
Obie upamiętniają groby wielkich męczenników (o czym świadczy odnaleziona w tym miejscu starożytna krata, którą chrześcijanie w latach prześladowań oznaczali miejsca śmierci męczenników) nieprzerwanie od roku 80, kiedy jeden z pierwszych papieży, Anaklet postawił w tych miejscach potajemne kapliczki.
Obie dziś mają oszałamiające rozmiary oraz architekturę i obie w roku jubileuszowym otwierają na oścież swoje Święte Drzwi.
Ale na tym podobieństwa chyba się kończą.
Bazylika św. Pawła za Murami jest położona na uboczu najbardziej popularnych szlaków turystycznych Rzymu (dzięki temu dociera tu znacznie mniej turystów!), zgodnie z nazwą. Trochę jakby chciała podkreślić, że jej bohater, św. Paweł choć posiadający obywatelstwo rzymskie, nigdy nie czuł się prawdziwym Rzymianinem.
Gdzieś w jej okolicach wiodła starożytna Via Ostiense (czyli dukt prowadzący do portu w Ostii Antice). Każdy, kto chciał wyruszyć z Rzymu w dalszą, morską drogę musiał tędy przechodzić. Pewnie i św. Paweł znany z wielu misyjnych podróży, awanturniczych przygód i niedoli oraz gorliwości w doprowadzaniu do celu tego, co uważał za słuszne.
Nie wiem czy ten jego gwałtowny charakter nie przełożył się także i na dzieje kościoła mu poświęconego - Bazylika w swojej historii miała kilka tragicznych momentów. Początkowo wszystko wydawało się iść pomyślnie - od razu po zapanowaniu wolności wyznania w IV w. zaczęto budować tu, w miejscu małej kapliczki, pokaźną bazylikę wyraźnie inspirowaną architekturą starorzymską.
Pierwszy cios przyszedł jednak w XIV wieku - w roku 1348 świątynia mocno ucierpiała podczas trzęsienia ziemi. Straty co prawda udało się naprawić, ale ostatecznej katastrofy dopełnił pożar w roku 1823. Z Bazyliki niewiele dało się uratować...
Jak to się stało, że w takim razie dziś możemy oglądać budowlę, która olśniewa?
Wszystko dzięki... miłości!
Miłości papieża Piusa VII do tego miejsca.
Dbał on szczególnie o tę bazylikę i to on zarządzał wykonywanie różnych prac, które miały ją uświetnić czy restaurować. Gdy jego ukochany kościół się palił, życie papieża dobiegało właśnie końca. Podobno zmarł nie wiedząc o katastrofie.
Jeden z jego następców, Pius IX z wielkiego szacunku dla poprzednika zarządził gruntowne prace restauracyjne w Bazylice. Zebrano wszystkie elementy, które zostały po pierwotnej świątyni i na ówczesne możliwości, opierając się na wszystkich dostępnych szkicach i obrazkach, starano się zrekonstruować kościół jak najwierniej.
Znów możemy oglądać więc olbrzymie, 5-cio nawowe wnętrze czy wysokie 80 kolumn, nad którymi górują medaliony z wizerunkami kolejnych papieży (tradycyjnie już, gdy zabraknie miejsca na obraz kolejnego z nich, ma skończyć się świat;)). Przede wszystkim na uwagę zasługuje jednak wielka, złocista mozaika z XIII wieku (w stylu bizantyjskim, podobna do tych, które zobaczyć można w Wenecji) w absydzie z Chrystusem panującym nad światem.
Wspaniały efekt psuje nieco to, że... Jezus ma okropnie brzydką twarz;)
To co bazylika z całą pewnością odziedziczyła po św. Pawle, to dwa oblicza!
Bardzo lubię to, że można do niej wejść z dwóch odmiennych stron i spojrzeć na nią zupełnie inaczej.
Pierwsze z wejść, bezpośrednio od strony via Ostiense prowadzi od razu do wnętrza.
Wchodzimy i od razu zanurzamy się w świat antycznej harmonii. Złote zdobienia, surowa bryła i kształt no i przede wszystkim cudowna gra światła w środku.
Gdy jednak zdecydujemy się obejść kościół i wejść doń od drugiej strony, z Piazzale di San Paolo wchodzimy najpierw na spokojny dziedziniec. Oczarowała mnie tu powtarzalność perspektywy białych kolumn, zimowa zieleń trawnika i kolejna piękna mozaika. No i posąg samego świętego, zwanego z racji swojej otwartości Apostołem Narodów, stojącego na straży z mieczem, który jakby chciał ostatni raz przypomnieć wszystkim dlaczego oddał życie.
Bazylika jego imienia, to moja ulubiona bazylika w Mieście Bazylik.