Co można napisać o tym miejscu po spędzeniu tu ponad 4 miesięcy?
Że to niewielkie, burżujskie miasteczko, pełne francuskiej arystokracji i bogatych emerytów? Że to jedna z najbardziej prestiżowych gmin z bardzo niestudenckimi cenami? Że jest to mekka wspinających się i jeżdżących konno schowana w pięknym, obszernym lesie? Że nie jest to centrum rozrywki, ale miejsce, gdzie można z powodzeniem dobrze spędzić czas?
To wszystko można i jeszcze więcej.
Fontainebleau znane jest i dumne przede wszystkim ze swojego dużego zamku, jednego z tych, które we Francji i Paryżu zobaczyć wypada. Zbudowany w stylu, który dla mnie w 100% kojarzy się z francuskim renesansem, co zdradzają zwłaszcza charakterystyczne dachy, już od okolic roku 1100 służył królom francuskim (dynastia Kapetyngów), wtedy jeszcze jako niewielka warownia w puszczy. Średniowieczne zabudowania zostały przebudowane w XVI wieku do kształtu obecnego i pałac stał się siedzibą reprezentacyjną. Widać to zresztą bardzo dobrze w całej masie detali i rozwiązań architektonicznych. Wnętrza trochę uboższe niż Wersal (wiadomo) i tak bardzo ciekawe i warte zobaczenia (zwłaszcza, że jak zwykle studenci wchodzą za darmo;)).
Naturalną koleją rzeczy, pałac stał się rezydencją Napoleońską i dziś gości muzeum poświęcone temu wybitnemu Francuzowi. Nic zresztą dziwnego - to tu cesarz musiał się poddać, oddać sztandar i złożyć kapitulację, na dziedzińcu pałacu nazwanym zresztą od tego czasu Dziedzińcem Pożegnań.
To co jednak najbardziej kochałam w pałacowych okolicach, to piękne, francuskie ogrody z fontannami odgrodzone wysokim murem (który jednak upartemu zespołowi francusko-polskiego udało się sforsować pewnej nocy...). Wstęp wolny powodował, że do zmierzchu można było spotkać tu całe masy ludzi czytających, opalających się i odpoczywających na zamkowych trawnikach.
Po zachodniej stronie ogrodów pałacowych biegnie długi kanał dochodzący aż do Avon, miasta, które jest połączone z Fontainebleau (tam właśnie mieści się dworzec). Kanał to kolejne 'socjalne' serce miasta. O każdej porze dnia i nocy odbywały się tu pikniki, picie wina i filozoficzne rozmowy w stu językach, jogging i spacery. Alejki dookoła kanału i spory park go otaczający to także moje ulubione tereny biegowe;)
Kawałek za końcem kanału, już w Avon znajduje się cudny, malutki kościółek z... XI wieku! Istna perełka zagubiona wśród willi bogatych sąsiadów!
Fontainebleau to także spokojne, piesze uliczki typowego niewielkiego francuskiego miasta, pełne ślicznych sklepików, kramów i pozdrawiających się wzajemnie dobrze ubranych mieszkańców. Znaleźć tu można schowany w kamieniczce teatr, małe knajpki do smakach z różnych stron świata, synagogę, majestatyczne kościół protestancki oraz targ odbywający się dwa razy w tygodniu.
Nad placem targowym (w dni nie-targowe jest tam spory parking) góruje bryła barokowego kościoła św. Ludwika w sąsiedztwie ładnego, burżujskiego ratusza. Razem z placem Roosevelta (Francuzi pałają jakąś wielką miłością do tego prezydenta) to właściwe serce miasta;) To w tych okolicach znajduje się moja ulubiona knajpka, moja ulubiona restauracyjna z kamiennym balkonem czy miejsce, gdzie chodziliśmy oglądać mecze rugby;)
Cóż, obojętnie jak bardzo można narzekać na to miasteczko, jest przeurocze!