Jeśli zdarzy Wam się być w Bretanii i nie spróbować jednego z ich największych specjałów, galette sarasin czyli naleśników, to jeszcze nic straconego. Druga, mniej oficjalna stolica Bretanii to Montparnasse w Paryżu. Jest tu jeden z wielkich paryskich dworców, Gare Montparnasse, z którego trasy wiodły na zachód, nad ocean. Tu właśnie wysiadali Bretończycy w poszukiwaniu przygód, pracy i lepszego życia we francuskiej stolicy. Nie odchodząc daleko, osiedlali się w okolicach dworca i tak powstała to spora bretońska diaspora (o czym świadczy cała masa bretońskich naleśnikarni czy sklep z tamtejszymi specjałami, Roi de Bretagne).
Sama nazwa dzielnicy ma jednak inne, dość pretensjonalne pochodzenie. W XVII w. studenci, jak zawsze alternatywni, szukali ustronnego miejsca, gdzie mogliby recytować swoje wiersze. Wybór padł na dzikie ostępy w sąsiedztwie dzielnicy łacińskiej i ogrodów luksemburskich. Pełni dystansu do własnych dzieł, żacy nadali tym terenom nazwę góry Parnas (mont Parnasse), czyli starożytnej siedziby Apolla, boga poezji i muz.
Później w miarę z rozrastaniem się miasta i to miejsce zostało doń wchłonięte. Obrzeża miasta świetnie nadawały się na siedzibę licznych kawiarni i kabaretów, których od czasów Rewolucji przybywało w tych okolicach. To tu narodziła się polka, a kankan przyjął bardzo szybko. Zwłaszcza pod koniec XIX i na początku XX wieku przybywa tu masa malarzy, poetów i wszelkiej maści artystów, których przyciągała jak magnez tutejsza atmosfera cyganerii. Stąd pochodziła słynna modelka, muza i egeria Kiki.
Liczni intelektualiści naprawiali świat w niekończących się dyskusjach przy stolikach w lokalach-legendach (działających do dziś!): La Coupole (stali goście to m.in. Jean-Paul Sartre, Josephine Baker czy dziś Roman Polański), La Rotonde (Picasso, Chagall, Matisse) czy La Closerie des Lilas (Lenin, Trocki, Hemingway czy Scott Fitzgerald).
Warsztaty mieli tu Modigliani, Soutine, Chagall czy Zadkine. Chodząc po Montparnasse warto zahaczyć o muzeum poświęcone temu ostatniemu, urządzone w jego dawnej pracowni pełnej niespokojnych rzeźb artysty. Gdy tam byłam akurat wystawiano także prace pani Frédérique Lucien, której ustami, uszami, dłońmi (jakkolwiek to brzmi;)) szczerze się zachwycałam. Innym mieszkańcem tej dzielnicy był Antoine Bourdelle, który również zostawił chętnym do zwiedzania swój dom, pracownię i wiele, wiele rzeźb.
W temacie muzeów wspomnę tylko o dwóch pozostałych tutejszych muzeach (w których nie byłam): Musée de la Poste (muzeum poczty prezentujące historię i technologie związane z przesyłaniem informacji oraz sporą kolekcję znaczków) i Musée du Montparnasse poświęcone historii dzielnicy.
Hałaśliwe życie dzielnicy i artystów tworzących Szkołę Paryską zakończyła wojna domowa w Hiszpanii i II Wojna Światowa. Wtedy to postanowiono nieco zmienić profil tej części Paryża - miała ona stanowić centrum finansowe i biznesowe. Najlepszym symbolem tych przemian stało się wyburzenie wielu domów i pracowni artystycznych pod budowę wyniosłej, czarnej Tour Montparnasse, najwyższego biurowca Paryża. To zdecydowanie budynek, którego nie da się nie zauważyć. Złośliwi twierdzą, że najpiękniejsza panorama Paryża roztacza się właśnie z jej szczytu - to jedyne miejsce, gdzie jej nie widać.
Dziś co prawda centrum finansowe znajduje się na zachodnim krańcu francuskiej stolicy, w La Défense, acz Monparnasse na szczęście nie podupadło. Przeciwnie, małe teatro-kawiarnie czy niemal domowe kina mogą liczyć na rzesze wiernych fanów;)
Swój spacer zaczęłam u podnóży masywnej wieży, od zdecydowanie bardziej współczesnej części Montparnasse. Tour Montparnasse jest zamknięta z dwóch stron dwoma placami. Od północy jest to Place du 18 Juin 1940 upamiętniające chwalebne momenty francuskiej historii z czasów II WŚ - 18.06.1940 generał de Gaulle wezwał Francuzów do walki z okupantem, a przy tym placu właśnie swój sztab generalny miał generał-wyzwoliciel Paryża, Leclerc. Dziś mieści się tu masa kawiarni i kin, oraz... manifestacji (gdy tu byłam w najlepsze szalała Parada Równości).
Drugi plac to Place de Catalogne (zaprojektowany przez katalończyka, Ricarda Bofilla), z kamiennym amfiteatrem i szklanymi kolumnami.
Sam kompleks, w skład którego wchodzi wieża to centrum multifunkcjonalne. Na przede znajduje się mniej znana filia Galeries Lafayette, a z tyłu dworzec TGV, Gare Montparnasse, właśnie ten, który jest łącznikiem z zachodnimi krańcami Francji. Jeśli akurat nie wybieramy się ani do Bretanii ani do Chartres, można tu przyjść także z innego względu - na płycie nad peronami znajduje się największy wiszący ogród w Paryżu, Jardin Atlantique. Został on zaprojektowany, aby przypominać pejzaż atlantycki (wszak dzięki znakomitym pociągom francuskim po paryskim śniadaniu wczesny obiad możemy jeść już na atlantyckiej plaży) - maszty, pofalowany trawnik i fontanna. Na mnie mimo wszystko zrobił smutno-betonowe wrażenie.
W zakamarkach dworca mieści się również niewielkie Musée Jean Moulin, poświęcone bohaterowi francuskiego ruchu oporu (nie byłam).
Idąc z Place de Catalogne dalej na południe ulicą Vercingetorix dochodzimy do kościoła Notre-Dame du Travail, jak sama nazwa wskazuje, wzniesiony przez mieszkającą tu 'klasę robotniczą' z ciekawej mieszaniny materiałów: kamieni, gruzu i cegieł. Wszystko to opiera się na stalowej, nitowanej konstrukcji. Nigdy nie wybudowano tu dzwonnicy ze względu na niewielkie fundusze, którymi dysponowali parafianie. Mimo to kościół dumnie posiada dzwon - Dzwon Sewastopolski, łup z wojny krymskiej podarowany przez Napoleona III.
Główną osią tej części Montparnasse jest rue Raymond-Losserand, gdzie pod numerem 129 jest ściana pokryta nowoczesnymi (1984 r.) malowidłami. Dzieło Bertina i Joueta nosi tytuł 'Biblioteka niemożliwa' i pełna jest książek, których nikt nigdy nie napisał;)
Bliziutko też znajduje się urocza, prowincjonalna rue Thermopyles pokrytą brukiem, pełną malutkich, tonących w zieleni domków.
Idąc dalej ulicą Raymond-Losserand miniemy jeden z dwóch budynków (drugi znajduje się po przeciwnej stronie dzielnicy) fundacji Henri Cartier-Bresson. Założyciel był wybitnym fotografikiem i właśnie fotografii poświęcone jest to centrum.
I tak dochodzimy do swoistego centrum dzielnicy Montparnasse, gdzie prędzej czy później zawsze się dochodzi - do cmentarza (który opisywałam niedawno). Dla mnie jest on pewnym łącznikiem między obiema - nowoczesną i dawniejszą, bardziej artystyczną tradycjami tej dzielnicy.
Otaczają go dwie ciekawe ulice, od północnego zachodu rue de la Gaite dosłownie pełna teatrów i teatrzyków na czele z ciekawym Théâtre Montparnasse (z oryginalnym wystrojem z lat '80tych XIX wieku i kiczowatą fasadą stylizowaną na kurtynę). Od południa cmentarza ciągnie się z kolei rue Froidevaux z kamienicą pod numerem 21-23 z pięknymi, mozaikowymi oknami, dawną siedzibą licznych artystów. Prowadzi ona prosto do południowych rubieży tej części miasta, Denfert-Rochereau.
Nazwę odziedziczyła po bohaterskim generale Denfert-Rochereau, który zaciekle bronił Belfortu w czasie wojny z Prusami. Mimo to, jest to miejsce poniekąd... piekielne!
Centrum tego miejsca, Place Denfert-Rochereau, dawna rogatka miasta, gdzie pobierano akcyzę to wejście do paryskich katakumb (opisane również we wcześniejszym poście).
W pobliżu dawniej znajdowały się ruiny zamku Vauvert, podobno nawiedzane przez 'diabły', a tak naprawdę przez zbójców, którzy tu mieli swoje centrum dowodzenia. Jakby tego było mało, Denfert-Rochereau może poszczycić się 'piekielną ulicą';) Passage d'Enfer, czyli owy piekielny pasaż to ciekawy zespół czteropiętrowych kamieniczek o pastelowych kolorach. Jego nazwa powstała z niedbałego przekręcenia wcześniejszej nazwy 'via inferior' czyli 'ulica dolna'.
Oprócz piekielnych konotacji, ta część miasta oferuje nieco spokojniejsze rozrywki. Jedną z nich jest odpoczynek w przyjemnym parku Observatoire de Paris. W założonym przez Ludwika XIV instytucie już pod koniec XVII wieku opracowano mapę Księżyca a w połowie XIX w. odkryto Neptuna!
Zajrzeć można też na rue Daguerre, która jest zastrzeżona dla pieszych, pełna niewielkich sklepików i goszcząca maleńki targ.
Wracając spowrotem do centrum Montparnasse ulicą Raspail mijamy drugi budynek fundacji Cartier oraz rue Campagne-Première. Była to niegdyś najprawdziwsza komuna artrystów. Warto przejść się nią ze względu na ciekawe kamieniczne fasady;)
Carrefour Vavin (vel Place Pablo-Picasso), do którego wkrótce dojdziemy to serce starej dzielnicy, tej z czasów artystycznych szaleństw. Do dziś panuje to niesamowity ruch. Porządku pilnuje statua Balzaca;)
Warto przejść się tu pobliskimi uliczkami zagubionymi między uniwersyteckimi budynkami (znajduje się tu także wspomniane już Musée Zadkine).
Szczególnie rekomendowane są:
- rue de la Grande Chaumière z polskim akcentem: pod nr. 14 znajduje się Academia de la Grande Chaumière, gdzie uczęszczało wielu polskich i rosyjskich artystów, którzy dali później podwaliny pod nowatorską Szkołę Paryską
- rue Brea opisywaną jako 90 m, na których znajduje się wszystko (mnie nie przekonała).
- place Pierre-Lafue, spokojny skwer na uboczu z pomnikiem 'hołd dla kapitana Dreyfusa'.
Podsumowując, Montparnasse niewątpliwie ma wiele uroku, choć jego atmosfera nie jest spójna. Mnie jednak nie zachwycił.