Do tego słynnego miejsca wypoczynkowego trafiliśmy przypadkiem i na krótko - ze Splitu kontynuowaliśmy naszą trasę malowniczą Magistralą Adriatycką. Zaczęliśmy od podmiejskiego autobusu do Omis, skąd szybko złapaliśmy dobrego stopa z panem Ante, niezwykle konserwatywnym katolikiem i patriotą chorwackim. Bardzo przyjemnie nam się gawędziło, dopóki nie okazało się, że kawałek przed Makarską Ante zjeżdża na wschód, do rodzinnej wioski w górach. Chcąc nie chcąc wysiedliśmy na zakręcie serpentynowym, ustawiliśmy się tuż koło patrolu policji i kontynuowaliśmy machanie. Policjanci jednak nie dość, że utrudniali nam zadanie (kto przy zdrowych zmysłach się przy nich zatrzyma:D), to jeszcze chwilę później zakazali nam nie wiedzieć czemu całego procederu.
Kazali nam czekać i złapać autobus, co było naszą jedyną szansą, żeby się stamtąd wydostać. Prędzej czy późnej jakiś złapaliśmy, kolejny raz uszczyplając nasz wyjazdowy budżet (zdaje się, że tu na każdą odległość, prawdopodobnie na terenie jednej strefy, każdy bilet bez wzgl. na dystans kosztuje tyle samo!).
Tak więc trochę bez entuzjazmu wylądowaliśmy w Makarskiej.
Szybko jednak staliśmy się bardziej pozytywni - miasteczko jest urocze, jasne, kamienne. Dużo palm, turystów i słońca. Ot, Chorwacja!