Moret-sur-Loing to malutkie średniowieczne miasteczko oddalone od Fontainebleau o 10 minut jazdy pociągiem. I mimo swojego niezaprzeczalnego uroku pewnie byłoby nieznane, gdyby nie pan Alfred Sisley. Był on tak oczarowany średniowieczno-prowincjonalną, spokojną atmosferą miasteczka, że nie tylko osławił je na swoich licznych obrazach, ale także kupił tu dom i spędzał w nim sporo czasu.
Całe centrum, czyli średniowieczne zabudowania mieszczą się w małej dzielnicy, której granice wyznaczają dwie stare bramy: Porte de Samois od zachodu i Porte de Bourgogne od wschodu (i rzeki Loing). Wystarczy więc godzina, żeby obejść dokładnie wszystkie uliczki, zaułki i placyki. Może gdybym była lepszym i bardziej zapalonym fotografem, spędziłabym tu więcej czasu, bo do fotografowania nadaje się tu dokładnie wszystko!
Nie wymienię wszystkich kamienicznym perełek, ale muszę przyznać, że w życiu nie widziałam ładniejszego małomiasteczkowego ratusza. Na uwagę zasługuje też kościół (Notre-Dame oczywiście;)) - surowo gotycki (czasem mam wrażenie, że we Francji nie ma kościołów w innym stylu;)), dość pusty, ale niezwykle pełen światła. Ma także dość ciekawe, drewniane, rzeźbione organy.
Jednak miejsce, które najbardziej przyciąga tłumy to most i młyny na rzecz, tuż za Porte de Bourgogne. To właśnie był widok, który najczęściej uwieczniał Sisley. Rzeczywiście, miejsce jest niezwykle malownicze i przyjemne, o czym najlepiej świadczyły ilości ludzi kąpiących się, skaczących do wody, moczących nogi, gawędzących czy po prostu wpatrujących się w to, co podziwiał Sisley.
M-s-L to świetna destynacja dla krótkich, np. rowerowych wycieczek. Czy zbaczać tu specjalnie z Paryża? Mimo uroku, nie jestem o tym przekonana.