Aż dziw bierze, że tak późno tu trafiłam - jest to jedna z najbardziej znanych dzielnic Paryża. Może owszem, nie zawiera najbardziej obleganych paryskich zabytków, ale moim zdaniem jest jednym z miejsc, które są najbardziej warte odwiedzenia w tym mieście. Jest tu wszystko od odległej historii poczynając (bezpośrednie sąsiedztwo z Ile de la Cite sprawiało, że osiedlano się tu już w starożytności), przez królewskie konotacje (przez długi czas rezydował tu królewski dwór oraz najelitarniejsi z elit) po ślady szaleństw dzikiego tłumu w latach Rewolucji, gospodarowania pracowitych Żydzów. Dziś jest to dzielnica designerów, rewelacyjnych muzeów i... gejów. Od głównych, szerokich ulic i placów po maleńkie, wąskie uliczki, Marais tętni życiem (jedyna część Paryża, gdzie sklepy są otwarte nawet w niedzielę!). Życiem, które naprawdę fascynuje!
Odkąd tu trafiłam, po tych okolicach włóczyłam się wielokrotnie, żałując, że to dopiero teraz!
Zaczynając od wschodnich rubieży tej dzielnicy natkniemy sie na Place de la Bastille, czyli to, co pozostało po bodaj najsłynniejszym więzieniu świata (no, może po Alcatraz;)), którego żywot zakończył słynny szturm 14.07.1789 roku. Dziś w tym ruchliwym miejscu można dostrzec jedynie zaznaczony zarys wież i murów twierdzy. Nie można też nie zauważyć Colonne de Juillet, czyli wysokiej na 51.5 metra kolumny z brązu zwieńczonej wymownym posągiem 'geniusza wolności'. Pod nią znajduje się krypta z prochami tych którzy polegli w roku 1789 i 1848. Ponure wspomnienia związane z tym miejscem rozwieje na pewno Opera de Paris Bastille, jeden z najbardziej kontrowersyjnych budynków operowych w Europie, będący sporym przeciwieństwem dla Opery Garnier;)
Idąc za zachód (rue St-Antoine, dawny trakt królewski, która przechodzi w znienawidzoną przeze mnie rue de Rivoli) dochodzimy do jednego z typowych dla tej dzielnicy wielkich pałaców - Hôtel de Sully. Słynny jest z powodu bardzo pięknej, późnorenesansowej fasady odrestaurowanej dzięki... zachowanym rycinom;) Rzeczywiście, przejście się przez wewnętrzny dziedziniec tego budynku to sama przyjemność (mieści się tu dziś Caisse Nationale des Monuments Historiques i urządza czasowe wystawy).
Z tąd łatwo dojść do jednego z najpiękniejszych, najbardziej 'dopieszczonych' i legendarnych placów świata - Place des Vosges. Idealna symetria jaka tam panuje - 36 identycznych, ceglanych kamienic, po 9 z każdej strony wraz z uroczymi mansardami i podcieniami, a na środku zielony, zadbany, wiecznie żywy skwer, sprawiają, że to naprawdę ideał miejskiego placu! Mieszkało tu tak wiele słynnych i szanowanych osób, że aż nie będę wymieniać, w każdym razie do teraz w tych słynnych kamienicach mają miejsce bale i rauty wyższych sfer;)
Mieści się tu też dom-muzeum Maison de Victor Hugo poświęcone temu pisarzowi.
Ulica rue des Francs-Bourgeois prowadzi z placu w samo serce dzielnicy Marais - plątaniny uroczych, ale i eleganckich uliczek pełnych galerii sztuki, awangardowych butików i knajpek. Aż ciężko uwierzyć w to, że kiedyś były to bagna (stąd nazwa dzielnicy), a później ulica przytułków (stąd z kolei nazwa ulicy, 'francs' oznaczało 'wolny od opłat' i dotyczyło wybudowanych tu przytułków).
Ulica ta skupia dużą część miejsc, które trzeba tu zobaczyć. Na pierwszym miejscu na pewno jest to Musée Carnavalet - muzeum historii Paryża. Mieści się ono w dwóch, połączonych rezydencjach - Hôtel Carnavalet oraz Hôtel le Peletier. Znajdziemy tu wszystko, co wiąże się z Paryżem. Od malutkich, czarujących szyldów ulicznych ze średniowiecza, wspaniałych, barokowych wnętrz oraz secesyjnych salonów z początku XX po wystawy parysko-tematycznego malarstwa i całe piętro poświęcone Rewolucji.
Po drugiej stronie ulicy znajduje się Hôtel de Lamoignon, dziś miejska biblioteka o bardzo pięknej, charakterystycznej fasadzie i dziedzińcu.
Kawałek dalej dwa następne muzea (w obu nie byłam, acz drugiego nie mogę odżałować!) - Musée Cognacq-Jay (wspaniała kolekcja XVIII wiecznych obrazów i wnętrz z tamtej epoki) oraz Musée Kwok-On, podobno jedno z najbardziej intrygujacych muzeów Paryża poświęcone kolekcji chińskiego entuzjasty orientalnego teatru...
Równolegle do rue des Francs-Bourgeois biegnie nieco mniejsza, ale może nawet bardziej słynna rue des Rosiers. Jej nazwa pochodzi od krzewów róż, które dawno temu tutaj rosły;) Okolice tej ulicy słyną jako dawna dzielnica żydowska, jeden z najciekawszych rejonów Paryża! Zresztą, trudno powiedzieć, żeby ten okres się skończył - wciąż można tu minąć ortodoksyjnych Żydów z pejsami, pogrążonych w dyskusjach, a synagogi mieszają się tu z koszernymi restauracjami i piekarniami. I kebabami. Tak jak wszędzie;) Ciągłość ta zachowana jest od XIII wieku, kiedy przybyli to pierwsi Żydzi. Odświeżenie przyniosła duża fala emigracji w XIX wieku (z Rosji, Polski i innych krajów Europy Środkowej). A potem w latach '60, po uzyskaniu niepodległości przez Algierię przybyło tutaj wielu sefardyjczyków.
Kawałek dalej, idąc rue des Francs-Bourgeois miniemy mały średniowieczny domek, Maison de Jean Hérouet (śliczny!) oraz kościół Notre-Dame-des-Blancs-Manteaux (czyli Matki Bożej od Białych Płaszczy), który został założony przez braci augustianów (noszących białe habity). Niestety dwa razy był zamknięty, a szkoda, bo podobno warto zobaczyć piękną, rokokową, flamandzką ambonę lub posłuchać jednego z regularnie odbywających się tu koncertów organowych.
Ulica, którą do tej pory szliśmy kończy się i wchodzi w rue des Archives, nazwaną rzecz jasna od mieszczących się tu archiwów państwowych (w okazałym, narożnym Hôtel de Soubise, w którym znajduje się także Muzeum Historii Francji szczycące się testamentem Napoleona;)). Tuż za zaułkiem znajdziemy najstarszy, jedyny zachowany średniowieczny krużganek Paryża, Cloître des Billettes. Piękny gotycki (1427 r.) krużganek ocalał, mimo, że przyległy do niego kosciół zamieniono w świątynię protestancką.
Idąc kawałek rue des Archives na północ szybko skręcamy w rue des 4 Fils, przy której znajduje się 'para' Hôtelu de Soubise, Hôtel de Rohan (mimo, że w ogóle nie są podobne). Znajduje się tu druga część archiwów.
Na przeciwko kolejna rezydencja (mówiłam, że ich tu masa, tak jak i muzeów) Hôtel de Guénégaud, siedziba Musée de la chasse et de la nature (Muzeum łowiectwa i natury, nie byłam). Znajdziemy tu kolekcję broni myśliwskiej pochodzącą z warsztatów rusznikarzy z całej Europy i całkiem sporo trofeów myśliwskich. Kawałek dalej, na wschód znów... Hôtel Libéral Bruand, ładny dom we włoskim stulu (zbudowany dla siebie przez architekta Inwalidów, całkiem do tego kompleksu nie podobny) wraz z jednym z najdziwniejszych muzeów świata, Musée Bricard - muzeum zamków, kłódek, kołatek pochodzących nawet i z czasów rzymskich!
I tym sposobem dochodzimy do miejsca, na które niecierpliwie czekałam, Musée Picasso, jedno z najlepszych muzeów poświęconych temu artyście na świecie! Utworzono je z kolekcji mistrza zostawionej miastu przez niego jako ekwiwalent podatku spadkowego. Co by tu dużo mówić, finalnie miasto wyszło na tym wspaniale;) Nie muszę chyba opisywać jak wielkie rozczarowanie mnie spotkało, gdy na drzwiach odnalazłam informację, że muzeum przechodzi renowację i otwarte ponownie zostanie dopiero w roku 2012. A jeśli ktoś chce obejrzeć zbiory, musi jechać do Nowego Jorku;) No cóż, przynajmniej mam kolejny powód, żeby wrócić do Paryża...
Jeśli ktoś czuje się na siłach, może odbić kawałek na północ dzielnicy, gdzie znajdują się:
- Square de Temple, placyk, który był niegdyś dziedzińcem twierdzy... templariuszy! Bogaci zakonnicy założyli to niemal państwo w państwie z chęcią udzielając azylu tym, którzy mieli zatargi z królem. Nie przysporzało im to jego sympatii i w roku 1307 król Filip Piękny doprowadził do spalenia na stosie władz zakonu, a zamek oddano joannitom. Podobno tutaj więziono przez długi czas w trakcie Rewolucji parę królewską, a Ludwik XVI stąd wyruszył na szafot. Cóż, dziś jest to piękny park;)
- budynek przy rue Volta 3, długo uważany za najstarszy w Paryżu. I mimo, że nie jest, to naprawdę wygląda - drewniana konstrukcja widoczna w murze przypomina jak Paryż wyglądał w czasach średniowiecznych.
Wracając w okolice rue de Rivoli, można jeszcze pójść na chwilę na Place du Marché Ste-Catherin, w miejscu dawnego klasztoru pod wezwaniem tej świętej. Jak dla mnie, dopóki nie ma popołudniowych tłumów, jedno z przyjemniejszych kawowych miejsc.
****************
Przechodząc na drugą stronę rue de Rivoli znajdujemy się na południowej stronie Marais. Zaczynamy od kościoła St-Paul-St-Louis, jednego z najstarszych jezuickich kościołów miasta (jeden z pierwszych posiadający kopułę!), będącego symbolem potęgi tego zakonu. Jezuici, jak to rasowi kontrreformaci w budynku przylegającym do kościoła założyli najpierw dom dla starych profesorów, który wkróce przekształcono w Lycee Charlemagne. Sam bogaty kościół dość mocno splądrowano w czasie Rewolucji, ale z ważniejszych zabytków znajduje się tu obraz 'Chrystus na Górze Oliwnej' Delacroix. Idąc na południe, w stronę Sekwany, będziemy iść tzw. Village St-Paul, malutką dzielniczkę pełną malowniczych kamieniczek, pasaży i antykwariatów. Znaleźć tu można nawet museum Musée de la Curiosité et de la Magie. Przy biegnącej tu ulicy des Jardins-Saint-Paul można dostrzec resztki starych murów miejskich . Swoją drogą, właśnie w tej okolicy przez pewien czas mieścił się dwor królewski (przeniesiony z Conciergerie) w Hôtelu St-Pol, który przez króla Karola VI nazwany został domem 'Radosnych Uciech'...
W pobliżu znajduje się jeden z najsłynniejszych zabytków świeckiego-średniowiecznego Paryża, Hôtel de Sens, jak dla mnie, jednego z najładniejszych w mieście! To jedno z takich miejsc, o których można powiedzieć, że 'DZIAŁO SIĘ'. Coś. Zawsze!
Dziś co prawda jest spokojniej, bo mieści się tu tylko Biblioteka Forney ze wspaniałymi zbiorami plakatów, ale zaczęło się tu w wieku XV, kiedy pałac wybudowali tu arcybiskupowie Sens. Podczas wojen religijnych, było to prawdziwe centrum intryg Ligi Katolickiej, chronili sie tu też Burbonowie. W roku 1594 kardynał de Pellevé zmarł tu rażony apopleksją na wieść, że do Paryża wkroczył protestant, Henryk IV. Który, dodajmy, był kolejnym francuskim królem.
To właśnie on osadził tu swoją temperamentną małżonkę, Małgorzatę de Valois (czyli królową Margot). Słynęła ona z ekscesów typu ścinanie przed pałacem swojego stangreta, będącego jednocześnie jej byłym kochankiem, ktory z zazdrości pozbawił życia jej kochanka aktualnego;)
Później, pod koniec XVII siedzibę miała tutaj firma zajmująca się przewozami! Odjeżdżały stąd regularnie dyliżansy do Lyonu. Podróż taka była ogromnie niebezpieczna, więc pasażerowie obowiązkowo przed wyjazdem spisywali testament;)
Idąc kawałek, równolegle do Sekwany, miniemy kolejne piękne pałace Hôtel d'Aumont z pieknymi, francuskimi ogrodami i Hôtel de Chalons-Luxembourg. Szybko dojdziemy do kolejnego arcydzieła sztuki sakralnej Paryża - kościoła St-Gervais-St-Protais. Ja weszłam doń od tyłu. I bardzo polecam ten kierunek, bo prowadzą doń przepiękne uliczki przeniesione jakby żywcem ze średniowiecza!
Miejsce od dawna (już od VI wieku) objęte jest kultem dwóch braci, rzymskich oficerów zamęczonych przez Nerona. Sam kościół to gotyk ze słynnymi, pięknie brzmiącymi organami, najstarszymi organami tego typu w Paryżu. Wyszłam jak tak jak trzeba, przez klasycystyczną fasadę, która nie do końca przystaje do tego, co za nią;)
Wychodzimy na tyły jednego z najpiękniejszych, a na pewno największego ratusza w Europie, Hôtelu de Ville. Bogato zdobiony ornamentami, wieżyczkami i rzeźbami nie może być niezauważony. Przyczynia się zresztą rozpościerający się przed nim duży Place de l'Hôtel de Ville z iluminowanymi nocą fontannami.
Niech nas jednak nie zwiedzie jego niewinny wygląd - plac ten przez wieki był głównym miejscem kaźni Paryża! Palenie na stosie, wieszanie, ścinanie głów, rozciąganie na kole, a nawet rozwłóczanie końmi były tu na porządku dziennym. Za obrazę majestatu ćwiartowano... Za to w noc świętojańską palono tu wielkie ognisko, ku uciesze ludu. Od poprzedniej nazwy placu, na którym także często strajkowano, place Greve wzięła się francuska nazwa strajku, greve.
W środku podobno (nie byłam niestety) imponująca klatka schodowa i sala balowa. No, ale w końcu czego oczekiwać po siedzibie zarządcy najsłynniejszego miasta świata;)
Wracając na tyły ratusza znajdziemy ulicę rue Francois Mitron. W starożytności szedł tędy trakt rzymski, jedna z nielicznych bezpiecznych dróg przez bagna. Dostrzec tu można bardzo ładne, odrestaurowane kamienice z murem pruskim. Pod numerem 68 kolejny pałac, Hôtel de Beauvais. Z jego budową wiąże się ciekawa historia. Otóz pani Catherine Bellier była pokojówką królowej Anny Austriaczki, żony Ludwika XIII, a matki Ludwika XIV. W roku 1654 otrzymała ona zaszczyt... uczynienia przyszłego króla mężczyzną (16stoletniego, dodajmy)! (historia mówi też coś o tym, że nastoletni delfin podglądał pokojówkę w kąpieli i to dlatego padł wybór na nią, kto wie...). Wbrew pozorom, została za to sowicie wynagrodzona pieniędzmi i tytułem szlacheckim. Razem z mężem za te pieniądze, 'pożyczając' kamienie przeznaczone na rozbudowę Luwru wybudowali pełen przepychu pałac, właśnie Hôtel de Beauvais.
W okolicy znajduje się także Memorial du Martyr Juif Inconnu, wzniesione w 1956 roku mauzoleum poświęcone Żydom wymordowanym podczas II WŚ. Nowoczesny budynek robi dość przygnębiające wrażenie, z wiadomych względów, co jeszcze pogłębia olbrzymi walec z wypisanymi nazwami obozów zagłady i wiecznie płonący ogień na cześć ofiar.
I tak skończyła się moja wizyta w Marais. Oby nie ostatnia!