Gdzieś w samym środku Francji, w obrębie Masywu Centralnego znajduje się nieco magiczna, słabo zaludniona kraina - Owernia (Auvergne). Usytuowana wśród uśpionych, zarośniętych wulkanów, wśród małych, kraterowych jeziorek, bogata w gorące źródła... Niegdyś wstrząsana wybuchami wulkanów, dziś wyjątkowo spokojna, jakby zapomniana przez resztę pędzącej Francji.
Łańcuchy dawnych wulkanów, takich jak Monts Dômes (wraz z najbardziej znanym, charakterystycznym Puy de Dôme), Monts Dore i Monts du Cantal, wąwozy rzek, lasy sosnowo-dębowe, małe miasteczka z licznymi romańskimi kościółkami, malownicze budynki z czarnego, wulkanicznego kamienia tworzą tutaj niezapomniane pejzaże.
Je się tutaj słynny ser Cantal czy St-Nectaire, zapiekankę Truffade czy serowe Aligot. Wszystko dobre, sycące i cięższe niż w normalnej francuskiej kuchni, jak to w górach. Miejscowi śmieją się, że tylko wino jest tu fatalne.
Zimy są tu ostre i mroźne (jak na południe), lata gorące, a jesień wielobarwna. Jest to najbiedniejszy region we Francji, jeden z najsłabiej zaludnionych w Europie, a ludzie, jak na górali przystało są zahartowani i mówią swoim własnym dialektem. To właśnie tu działał najprężniej (i naprawdę) francuski ruch oporu.
Tęskniłam, oj jak tęskniłam za górami...