Chartres o dziwo reklamuje się jako miasto świateł i perfum, podczas gdy znane jest z jednej z najwyższych i najwspanialszych gotyckich katedr (największa gotycka w Europie i jeden z najwyższych kościołów na świecie!) i z witraży. No i trochę z malowniczcyh domków nad kanałami...
Rzymskie Autricum (od nazwy rzeki Autura (Eure)) odwiedziłam wraz z Ravem (jego relację można zobaczyć tu: http://rav.geoblog.pl/wpis/136773/katedra-w-chartres). Zgodnie z legendą już w III w. przybyli tu chrześcijanie, a odnalazłwszy celtycką rzeźbę brzemiennej kobiety stwierdzili, że to przedstawienie ciężarnej Marii Panny. Uznano to za cud i zbudowano drewniany kościół, który w 1194 r. strawił pożar. Z pożaru cudem ocalała święta relikwia – sancta camisia, czyli suknia, którą ponoć miała na sobie Maria Panna podczas narodzin Chrystusa (albo Welon, zależnie od legendy;)). Postanowiono odbudować katedrę, tym razem kamienną, godną ocalonej relikwii. Tę gotycką świątynię (jako pierwszą we Francji poświęconą NMP) zbudowaną w ciągu zaledwie 25 lat (podobno na fali ogromnego społecznego entuzjazmu - w odbudowie spalonej katedry brały udział zgodnie wszystkie, niskie i wysokie, stany:)) nazywa się często 'Biblią wykutą w kamieniu'.
Tak więc obecny kształt katedra uzyskała w roku 1250. I co jest niezwykłe, od tego czasu nie wprowadzono do niej żadnych zmian! Nie ucierpiała ani w czasie wojen religijnych, ani, co bardziej zaskakujące, w czasie Rewolucji!
O dziwo, ku zaskoczeniu laickich do bólu Francuzów, wciąż organizuje się tu piesze pielgrzymki z Paryża (100 km), których tradycja sięga średniowiecza. Zresztą o samej katedrze, która stanowi cel owych pielgrzymek, Emil Male (historyk sztuki) powiedział, że jest 'pamiątką średniowiecza'. I myślę, że rozszerzenie tego stwierdzenia na całe miasteczko nie będzie błędne.
Zwiedzanie, jak to zwykle bywa przy wczesnych porach, zaczęliśmy od kawy i croissanta. Jak po francusku, to od początku do końca:)!
Gdy tylko otworzono katedrę, ruszyliśmy w jej stronę. Już jej asymetryczna sylwetka (południowa wieża jest pamiątką po poprzedniej, strawionej pożarem katedrze romańskiej i jest młodsza od drugiej o dobre 400 lat!) zwiastuje niezwykłość wnętrza.
Mocno poranna godzina pozwoliła nam na uniknięcie apogeum turystycznych wycieczek. Możliwe, że właśnie dlatego katedra mogła zrobić na nas takie wrażenie. Przede wszystkim jej harmonia sprawia, że nie czuje się jej ogromu - wydaje się być o wiele mniejsza niż jest naprawdę.
To co najciekawsze, to labirynt wytyczany w katedralnej posadzce. Takie średniowieczne labirynty były namiastkami prawdziwych tras do Ziemi Świętej - pątnicy w ramach pokuty przebywali labirynt na kolanach. Pokonanie 262 metrów labiryntu w Chartres (aż nie chce się wierzyć, że te pokręcone linie i okręgi tworzą tak długą trasę!) zajmowało podobno ok. godziny. Niestety na fali modernizacji często bardzo zniszczonych średniowiecznych posadzek, większość tak niegdyś popularnych labiryntów została zniszczona. Ten jest jednym z nielicznych istniejących do dziś. Aż szkoda, że był zasłonięty przez szeregi krzeseł.
Nie da się przejść obojętnie także obok słynnych tutejszych witraży. Całkowita powierzchnia ponad 150 okien przekracza 2600 m kwadratowych! Czego tam nie ma! Sceny z Biblii, obrazki ze średniowiecznego codziennego życia, wizerunki świętych. Podobno podczas wszelkich wojen i zawieruch, witraże były zdejmowane i zabezpieczane przed zniszczeniem. I całe szczęście, bo do dziś ich świeżość, intensywność kolorów i bogactwo robią niesamowite wrażenie!
Warto zajrzeć do pobliskiego Centre International du Vitrail (czyli muzeum witraży;)). W ślicznie odnowionych budynkach z pruskim murem można obejrzeć dokładniej najciekawsze katedralne witraże, przyjrzeć się dawnym technikom ich wytwarzania i służącym ku temu narzędziom.
Jednak to, co najbardziej mniej oczarowało w Chartres, to wbrew pozorom nie katedra, na której urok była przegotowana. Ani ja ani Rav za to nie spodziewaliśmy się, że samo miasteczko tak bardzo nam się spodoba. Czuć, że życie tutaj obraca się nie tylko dookoła wielkiej gotyckiej świątyni - że ma się tutaj także inne sprawy i interesy niż życie z turystów, że zamiast zachwycać się łukami przyporowymi i portalem królewskim tubylcy wolą pójść nad brzeg Eure i usiąść gdzieś między odnowionymi niemal wiejskimi domkami i w spokoju rozkoszować się sielankową atmosferą. Tego się nie spodziewaliśmy!
Przez miasto przebiega rzeka Eure rozdzielająca się na kilka mniejszych kanałów. To właśnie tu rozpoczęto w latach (bodajże) 70siątych pierwsze kompleksowe francuskie prace konserwatorskie. Dlatego też można dzis podziwiać oryginalne nadbrzeżne domki o konstrukcji szkieletowej (na czele z 'Maison du Saumon' z drewnianymi rzeźbieniami;)) tworzące niezwykłą atmosferę tego miasteczka. Trzeba przyznać, że mapki oferowane przez Tourist Info z zaznaczoną proponowaną trasą spaceru okazały się być niezwykle użyteczne w odkrywaniu najpiękniejszych miejsc.
Pierwszym z nich były 'tyły' katedry skąd rozciąga się przepiękna panorama na miasteczko. Jeden z 'fuji pointów';) Schodząc niżej, ku rzece minęliśmy niewielki, romański kościółek Saint-André, obecnie miejsce wystaw artystycznych (my mogliśmy podziwiać wystawę zdjęć poświęconych wodzie). Ciekawa bryła kościółka powstała najprawdopodobniej (ok, są to tylko nasze przypuszczenia;)) poprzez zawalenie się w dół części budowli przechodzącej nad rzeką.
Dalszy spacer prowadził nadbrzeżnymi uliczkami wzdłuż słynnych stromych schodów 'tertres' prowadzących do wody, obok dawnych młynów, pralni czy kamiennych mostków. Uroczo to jedyne słowo jakie przychodzi mi na myśl;)
Zajrzeliśmy także do pięknego, także gotyckiego dawnego opactwa St-Pierre (chociaż miejsce chrześcijańskiego kultu zlokalizowane było tutaj już w VII w.). Tu też można oglądać ładne witraże, słynne postaci apostołów, grób św. biskupa Gilduina, a także prowadzone są prace archeologiczne.
Ostatnim odwiedzonym kościołem był St-Aignan, zupełnie inny od pozostałych. Stojący na uboczu, sprawia wrażenie nieco pustego, zabiedzonego, zamyślonego, a jego ściany pokrywają freski. Jest przez to wszystko niezwykły i inny od tych wszystkich wspaniałych kamiennych świątyń, w które obfituje Francja. Przeniósł moje myśli w ukochane, dawno nie odwiedzane rejony południowo-wschodniej Polski i drewnianych, malowanych cerkiewek...
Na sam koniec krótki spacer po nowszej części centrum, okolicach Teatru, mediateki oraz monumentu poświęconemu francuskiego ruchowi oporu i jego słynnemu przywódcy, Jeanowi Moulin. Później krótkie oczekiwanie na pociąg i opuszczamy piękne Chartres...