Geoblog.pl    marianka    Podróże    Paris, Paris!    Kanały, coffee shopy i rowery
Zwiń mapę
2011
01
maj

Kanały, coffee shopy i rowery

 
Holandia
Holandia, Amsterdam
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2320 km
 
A więc Amsterdam. Miasto-legenda. Bo kanały, bo coffee shopy, bo tolerancja, bo pomarańczowy klub piłkarski...

My wejście mieliśmy nieszczególne, ale koniec końców nie było tak źle;)

To, co tu najbardziej charakterystyczne i jako pierwsze rzuca się w oczy, budując całą atmosferę miasta, to kanały. Rzeczywiście, dzielą miasto, niejako je porządkując i wyznaczają kolejne dzielnice (jak kolejne okręgi, coraz dalej od centrum). Muszę powiedzieć, że bardzo mi te kanały przypadły do gustu, o wiele bardziej niż w Wenecji.

Co warto tu zobaczyć?

Po pierwsze i najważniejsze, warto po prostu się przejść. Posiedzieć nad brzegami kanałów, powałęsać się między charakterystycznymi kamieniczkami, albo pożyczyć rower i w ten sposób zwiedzać (ja strasznie strasznie żałuję, że my tego nie zrobiliśmy. Ale raz ceny, a dwa tłumy;)).

Zaczęliśmy, rzecz jasna od neogotyckiego dworca (wybudowanego w miejscu starego portu) położonego w samym, samym centrum, tuż nad głównym, szerokim kanałem Noordzeekanaal, uchodzącym (zgodnie z nazwą) do Morza Północnego. To właśnie tędy 'szedł' cały amsterdamski tranzyt i handel. Dookoła panował gorzej niż chaos (w kolorze pomarańczy), więc aby nie zginąć doszczętnie musieliśmy zachować systematyczność...

Oszczędzę sobie opisów przedzierania sie przez tłumy (ok, po tym jak zostawiliśmy bagaże w hotelu i coś zjedliśmy* nie było już tak źle;)). Pozwolę sobie również na nie przejmowanie się chronologią - ze względy na Queen's Day musieliśmy pójść na pewne kompromisy;)

Na pierwszy ogień poszła najstarsza część miasta, jednocześnie znajdująca się najbardziej w środku okręgów zataczanych przez kanały - Oude Zijde. Od zawsze słynęła jako centrum handlowe. Nie bez znaczenia była przybyła tutaj liczna emigracja przedsiębiorczych Żydów z Portugalii. Stąd można tutaj znaleźć liczne ślady ich życia, a zwłaszcza zespół czterech synagog mieszczący dziś Joods Historisch Museum (czyli muzeum historii żydowskiej). My niestety musieliśmy sobie podarować...
Centralnym punktem tej dzielnicy jest Nieuwmarkt, plac przedzielający Klovenersburgwal i Geldersekade - dwa spore kanały, otoczony ładnymi, XVII i XVIII-wiecznymi kamienicami. Podobno latem odbywają się tu targi antyków (oraz jest centrum amsterdamskiego Chinatown, jednak 'naocznie' nie udało nam się zweryfikować tej informacji;)) Stoi tu słynny, najeżony wieżyczkami, XVstowieczny budynek wagi - Waag, chyba najstarszy zachowany obronny budynek w mieście. Zanim jednak urządzono tu publiczną wagę, było tu (również publiczne) miejsce egzekucji. Później służyła także jako siedziba różnych cechów, a teraz podobno stoi pusta. Szkoda.
W pobliżu znajduje się:
- Amsterdams Marionetten Theater
- Hash, Marihuana & Hemp Museum
które to podarowaliśmy sobie (chociaż ok, drugiego żałuję;))
- kościół Zuiderkerk (charakterystyczny dawny kościół kalwiński)
- Montelbaanstoren
- Waterloo Plein, czyli plac, którego nie można ominąć, albo przynajmniej nie dostrzec ze względu na olbrzymi, nowoczesny Muziek-theater pełniący także funkcję opery i centrum różnych show;)
- zabudowania dzisiejszego Uniwersytetu Amsterdamskiego, a niegdysiejsze: Agnietenkapel (część dawnego klasztoru św. Agnieszki, a dziś siedziba Muzeum Uniwersyteckiego), Oudemanhuispoort (dawny zespół przytułków dla starców, niestety poza dziedzińcem zamknięty dla zwiedzających) i bardzo ładny Oostindisch Huis (dawna siedziba Kompanii Wschodnioindyjskiej).

Ta dzielnica jest również bogata w pozostałości po dawnych fortyfikacjach miejskich (jak wieża płaczu - Schreierstoren czy Zeedijk). Nie one jednak były naszym następnym celem. Skierowaliśmy się bowiem do miejsca, które z reguły najbardziej przyciąga turystów w te strony, czyli mieszcząca się tu stolica wszelkich uciech, legendarna wręcz Dzielnica Czerwonych Latarni (zwana 'de Walletjes' czyli 'ścianki'). I rzeczywiście, nie da się nie dostrzec z czego słynie;) Uśmiechnięte, nieco nieświeże, półnagie panie mrugają (zalotnie:D) z co drugiego okna, a rozliczne szyldy reklamują wszystko, o czym tylko można zamarzyć;) Muszę przyznać, że w połączeniu z uroczą zabudową Amsterdamu całość nie była aż tak strasznie rażąca.
Powstanie tej dzielnicy datuje się na okolice XIII wieku, kiedy to Amsterdam stał się wielkim ośrodkiem portowym, a z całego świata zaczęli nadciągać tu marynarze;) W roku 1478 r. przemysł ów rozpowszechnił się tak bardzo, że próbowano go trochę ukrócić, albo przynajmniej opanować, wyznaczając mu zamknięty obszar. Jeśli któraś z Pań wyszła poza jego granice była 'odstawiana' z powrotem pod eskortą policji (oraz przy akompaniamencie... piszczałki i werbla;)).
Nie była to ostatnia próba przywrócenia moralności miastu - jakieś sto lat później po przewrocie kalwinistycznym, owi purytanie próbowali zakazać uprawiania najstarszego zawodu świata. Oczywiście nie powiodło się to i już wkrótce tutejsza prostytucja była znów otwarcie tolerowana.
Z ciekawostek: w roku 1850 na 200 000 mieszkańców miasta było tu aż 200 burdeli!;)

Jak napisałam, jest to Oude Zijde jest znana jako dzielnica żydowska, tak więc można podziwiać tu wiele synagog (do najsłynniejszych należy Synagoga Portugalska) oraz żydowskich muzeów (na czele z Joods Historisch Museum), które niestety musieliśmy pominąć (no ale na pocieszenie wybierzemy się kiedyś na spacer na krakowski Kazimierz:D).

Warto jeszcze wspomnieć dwa miejsca:
- Mozes en Aaronkerk, zbudowany w miejscu tajnego kościoła katolickiego (ta część Niderlandów była protestancka i katolicy byli tu prześladowani), który jest jednym z nielicznych kościołów w centrum, gdzie do dziś celebrowane są czasem msze.
- Oude Kerk ('Stary Kościół'), którego początki sięgają XIII wieku, gdy na piaszczystym brzegu wybudowano drewniany kościółek, a który przebudowano w wieku XIV do obecnego, gotyckiego kształtu. Bardzo żałowaliśmy, że był zamknięty.

Do Oude Zijde przylega od zachodu Nieuwe Zijde, czyli 'Nowa Strona'. Obie te dzielnice to najstarsza część Amsterdamu. Jego osią jest duży kanał Singel z najpiękniejszymi kamienicami najbogatszych kupców. Jeśli będziecie przechodzić jego nadbrzeżem, koniecznie odwiedźcie barkę, na której mieści się schronisko dla bezdomnych kotów;) Oraz uroczą knajpkę z organicznymi kanapkami!
Swoją drogą, nad tym kanałem przechodzi jeden z najszerszych mostów miasta - Torenluis, zbudowany w miejscu starej śluzy

Najważniejszym miejscem tej dzielnicy jest plac mieszczący top 3 amsterdamskich atrakcji. Pierwsza to Koninklijk Paleis, czyli pałac królewski, wybudowany z przeznaczeniem na ratusz, jednak widocznie jego monumentalizm zrobił takie wrażenie na rodzinie królewskiej, że został zamieniony w jej oficjalną rezydencję (i do dziś bywa wykorzystywany, choć sporadycznie). Oczywiście dziś zamek był zamknięty, ale podobno jeśli wejdzie się do środka nie wolno pominąć olbrzymiej Burgerzaal (sali obywatelskiej), biegnącej przez całą długość budynku. Ma ona niezwykłą, marmurową posadzkę, przedstawiającą mapy obu półkul: wschodniej i zachodniej.
Druga atrakcja, to Nieuwe Kerk, drugi kościół parafialny Amsterdamu, wybudowany po tym, gdy Oude Kerk nie był w stanie już pomieścić ludności miasta. Burzliwe dzieje miasta go nie oszczędziły - kilka razy płonął i był potem mozolnie odbudowywany. Oczywiście był zamknięty...
Trzecia atrakcja (wątpliwa;)) to gabinet Madame Tussaud. Nie muszę chyba tłumaczyć, czemu tam nie weszliśmy (pomijając, że prawie każdy z nas miał za sobą 'zaliczoną' wizytę w Londynie;)).
W pobliżu warto jeszcze popatrzeć na Magna Plaza czyli dawny budynek poczty (zbudowany w krytycznie nazwanym stylu 'gotyku pocztowego') mieszczący imponujące centrum handlowe (imponujące w sensie architektury budynku rzecz jasna;))

Jeśli ktoś miałby więcej czasu, to warto pójść tu do trzech muzeów (my tego nie sprawdziliśmy): Amsterdams Historisch Museum, wielkie muzeum ulokowane w dawnym sierocińcu, dokumentujące rozwój miasta od głębokiego średniowiecza do dzisiaj oraz do Museum Amstelkring mieszczącego się w pięknej, starej kamienicy z ukrytym na poddaszu kościołem (z czasów prześladowań katolików), znanym jako Ons' Lieve Heer op Solder ('Nasz umiłowany Pan na strychu' :D). Ostatnie z muzeów tej dzielnicy to Allard Pierson Museum, uniwersyteckie muzeum archeologiczne.

Nieuwe Zijde jest to bez wątpienia dzielnica, gdzie przyjemnie jest się po prostu zgubić. Jest tu stosunkowo niewiele kanałów (w porównaniu do pozostałych części starego miasta), za to bardzo wiele wąskich uliczek. Do najsłynniejszych należą Nieuwendijk, najruchliwsza ulica handlowa, Kalverstaat (dawne miejsce targów bydła!) szczycąca się największą ilością sklepików, sklepów i butików w Amsterdamie oraz Nes, jedna z najstarszych ulic miasta, będąca od 150 lat centrum życia teatralnego. Mi bardzo podobała się także pełna kawiarenek ulica Spui.

Jednak to, co zasługuje na największą uwagę w tej dzielnicy, to bez wątpienia Begijnhof. Jest to jeden z ośrodków świeckiego, katolickiego stowarzyszenia beginek. Beginki to kobiety, które straciły mężów w czasie wypraw krzyżowych (lub potem w innych okolicznościach), nie składały ślubów zakonnych, ale właściwie żyły razem jak mniszki. Zajmowały się opieką nad chorymi, starymi i słabymi oraz kształceniem dzieci. Begijnhof to wybudowany w 1346 r. uroczy placyk (?), dziedziniec(?) ukryty od zgiełku ulicy szeregiem malutkich domków, które zamieszkiwały beginki. Co majętniejsze mogły wykupić cały domek, aby mieszkać w większym komforcie, a po ich śmierci domek wracał na łono stowarzyszenia. I choć beginki już dziś nie działają, pozostało tu wiele z jakiejś klasztornej atmosfery. Jest cicho, spokojnie, świeżo, mimo, że ciągle przewijają się tu hordy turystów. Może dlatego, że podobno wciąż mieszkają tu samotne kobiety.
Pod numerem 34 tego dziedzińca mieści się najstarszy, drewniany dom (Het Houten Huis) w Amsterdamie (jego tył pokrywają tablice o tematyce, a jakże, biblijnej), numery 29-30 to kolejny tajny kościół (kaplica Begijnhof) czynny do dziś, a w południowym krańcu placu znajduje się Engelse Kerk ('kościół angielski'), pierwotnie wybudowany dla beginek, a po przewrocie religijnym skonfiskowany i oddany w posiadanie angielskim i szkockim protestantom.

Naszym głównym amsterdamskim celem było muzeum Van Gogha. Mieści się ono w tzw. dzielnicy muzeów po południowo-zachodniej stronie miasta. Znaleźć tu można chociażby ultrasłynne Rijksmuseum, które będzie dla mnie przynajmniej dobrym powodem, aby wrócić do tego miasta albo muzeum najlepszych kobiecych przyjaciół - diamentów (jakimś dziwnym trafem, chłopacy nie chcieli tam z nami iść...:D). Każdy muzeowy fan na pewno znajdzie w tej okolicy coś dla siebie.
Samo muzeum Van Gogha mieści się w dość nowoczesnym (1973 rok), powiedziałabym, że brzydkim budynku i mieści jedną z najsłynniejszych kolekcji prac tego artysty na świecie. Została ona skrupulatnie zgromadzona przez ukochanego brata artysty - Theo. Zawiera zresztą nie tylko obrazy - można się tu natknąć na ich wspólną korespondencję, szkice Vincenta oraz obrazy ich wspólnych przyjaciół.
Znajdziemy tu więc hity jak 'jedzących kartofle', 'słoneczniki', pokój z 'żółtego domku' w Arles czy absolutnie niesamowite 'Kruki nad polem zboża'. Jest też sporo dzieł z okresu fascynacji sztuką japońską czy kopii (lub jak kto woli wariancji na temat) dzieł słynnych poprzedników. Co nas nieco zdziwiło, nie ma tu tych naj, naj, najsłynniejszych dzieł Van Gogha, czyli autoportretu czy mojego ulubionego 'starry night'. Tak czy siak, trzy piętra muzeum nie rozczarowują!

Pod koniec pobytu w holenderskiej stolicy przeszliśmy się jeszcze po dzielnicy Leidsebuurt położonej wokół wiecznie ruchliwej Leidsestraat. Jest ona znana szczególnie jako centrum życia nocnego - obfituje w kluby (np. 'De Melkweg' czyli dawna mleczarnia, mająca później nieco hippisowską przeszłość jest dziś jednym z najsłynniejszych centrów rozrywki tutaj), kina, teatry, ale także w doskonałe miejsca na spacer. Pełno tu przykładów świetnej architektury postmodernistycznej (Metz & Co., dawny elegancki dom handlowy) czy w stylu art deco (American Hotel). Wyróżnia się także Stadsschouwburg czyli neorenesansowy teatr miejski, przez długi czas traktowany z niechęcią przez obywateli miasta (ze wzgl. na politykę władz teatru, które główne wejście udostępniły jedynie sponsorom nabywającym najdroższe bilety...). Dziś cieszy się większą popularnością, ale raczej ze względu na to, że członkowie Ajax Amsterdamu po wygranych meczach właśnie tu świętują i stąd pozdrawiają rodaków;).

Miłośnicy architektury na pewno docenią także tzw. 'Złoty zakręt' czyli odcinek kanały Herengracht między Leidestraat a Vijzelstraat. Nazwa wzięła się stąd, że było to ulubione miejsce top-burżuazji Amsterdamu - stoją tu najpiękniejsze kamienice (najstarsze pochodzą już z XVII wieku).

Skoczyliśmy jeszcze szybko aby stanąć na Magere Brug, czyli kolejnym najsłynniejszym moście miasta, zwany chudym mostem. Co prawda to, co widzimy obecnie to nieco szersza wersja poprzedniego, zwodzonego mostu, ale i tak jest dość chudy. Ma dwie podnoszone klapy (zbudowane z afrykańskiego drewna) i co 20 minut strażnik śluzy musi przepuścić pod nim czekające barki. Gdy to zrobi, wsiada na rower i jedzie otwierać śluzy: Amstelsluizen i Hoge Sluis. Ciężkie ma życie;)

Zdaję sobie sprawę, że w tym mieście spokojnie można (albo raczej - powinno się) spędzić więcej czasu. Wiele, wiele ominęliśmy (żeby wspomnieć chociażby muzeum Anny Frank). Cóż - będziemy mieć więcej powodów aby wrócić w te strony;)

No koniec historyjka (kocham historyjki) o cudzie w Amsterdamie. Sama historia nie jest tak fascynująca (ale i tak wpisuje się w klimat kaukaskich legend, moim zdaniem:D), ale wyjaśnia dlaczego to miasto było przez szereg lat celem rozlicznych pielgrzymek, co było czynnikiem nie bez znaczenia w rozwoju dzielnic handlowych.
Otóż w czasach Średniowiecza jednemu z umierających podano Hostię. Niby nic w tym dziwnego, jest to powszechna praktyka. Ten jednak ją zwymiotował! Postanowiono zatem ją spalić, a ona nie chciała płonąć.
Legenda nie wyjaśnia co stało się dalej (ani z Hostią ani z umierającym), tak czy siak, spowodowało to rozkwit kultu, ruchu pątniczego, a nawet w zacisznym Begijnhofie przechowywano relikwie związane z tym cudem.

* O kuchni holenderskiej wiele powiedzieć się nie da. Jedzenie jest proste i pożywne, niestety dla takich kulinarnych turystów jak my, niezbyt specyficzne. Tak jak w Belgii, trzeba tu zjeść frytki, jednak na tym specyficzność się kończy. Królują mięsa, ryby i owoce morza. No ale jednak po pobycie we Francji, tu raczej nic z tego nie zachwyca. Oczywiście trzeba wspomnieć o serach - tu ten kra jest ojczyzną Goudy czy Edamera;) Z nowszych wspływów można wspomnieć o kuchni indonezyjskiej, która trafiła tutaj poprzez holenderskie kolonie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2011-06-22 13:54
zapomniałam wspomnieć o Coffee Shopie. No ale może to i lepiej;)?
 
ciesielka
ciesielka - 2011-06-22 14:36
Ciekawy opis. Zastanawiamy się czy nasza kolejna wycieczka nie będzie właśnie do krajów Beneluksu.
 
zula
zula - 2011-06-22 15:51
Wspaniały opis ...w literacko-turystycznym stylu.! Czytam z wielkim podziwiem i uznaniem, pozdrawiam .
 
zula
zula - 2011-06-22 15:53
...oczywiście z wielkim podziwem ( przepraszam za błąd :) )
 
Z
Z - 2011-09-29 23:20
Jakie relikwie mogą być związane z cudem zwymiotowania? Chyba nie chce wiedzieć...
 
viola - starsza Pani
viola - starsza Pani - 2014-10-17 17:08
Piękny komentarz i chyba się tam wybiorę. Dzięki
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 38% świata (76 państw)
Zasoby: 677 wpisów677 3902 komentarze3902 12918 zdjęć12918 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.03.2016 - 26.07.2023
 
 
22.02.2023 - 11.03.2023