Geoblog.pl    marianka    Podróże    Paris, Paris!    1. Secesja i tapas
Zwiń mapę
2011
01
kwi

1. Secesja i tapas

 
Hiszpania
Hiszpania, Barcelona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1020 km
 
Jeszcze pierwszego wieczoru wybraliśmy się na spacer po nocnej Barcelonie.
Włóczyliśmy się więc po zawsze, ale to zawsze zatłoczonej La Rambli (myślę, że się nie pomylę, jeśli powiem, że to jedna z najsłynniejszych ulic w Europie), po pełnej uroku dzielnicy gotyckiej, po plaży, czy rybackiej Barcelonecie.
Barceloneta to dzielnica miasta wybudowana na miejscu dawnej cytadeli. Wyobrażałam sobie ją jako relikt dawnej, rybackiej wioski, ale tak naprawdę do naszych czasów zachował się jedynie oryginalny układ wąziutkich ulic;) Podobno warto tam pójść też do rybnych restauracji (które rzecz jasna otwarte są do późnaaaaaa!).
Przeszliśmy też pod barcelońskim Arc de Triomph.

Na pierwszy dzień zaplanowaliśmy Eixamples (jej nazwa oznacza 'rozszerzenie'), secesyjną dzielnicę miasta (dostosowaliśmy się też do hiszpańskiego trybu dnia i wyszliśmy z domu dopiero o 12;)). Powstała ona w XIX w. jako nowa dzielnica dla zamożnej klasy średniej i trzeba przyznać, że nie można ówczesnym władzom miasta odmówić odwagi w realizacji budowy. Prawie wszystkie ulice przecinają się pod kątem prostym (co wygląda dość zabawnie na mapie), a kamienice wybudowane są w modernistycznym stylu, co w tamtych czasach musiało być szczytem nowoczesności. Jednym z architektów był oczywiście słynny Antoni Gaudí.
W tej dzielnicy położona jest budowla, która chyba najmocniej kojarzy się z miastem - La Sagrada Família, słynny, szalony, pełen symboliki kościół autorstwa Gaudiego. Mówi się o nim, że to jego szczytowe osiągnięcie (a biorąc pod uwagę to, że zmarł przed zakończeniem prac, których po początkowym okresie obojętności, poświęcił cały swój czas i majątek, to chyba rzeczywiście można powiedzieć, że to szczyt;)). Chyba każdy zna bryłę tej dziwacznej, do dziś nieskończonej świątyni (podobno jeszcze 50 lat...) świątyni. Kontemplacji jej poświęciliśmy dobrą godzinę, obchodząc bazylikę dookoła, siedząc na różnych ławeczkach, na placa de la Sagrada Familia i napawając się jej widokiem (także widokiem tłumów stojących w upale w kolejce do kas). Ale przyszedł i czas na nas - mimo koszmarnych cen wstępu (podobno całość opłat przeznaczanych jest na dalszą budowę) bardzo chciałam zobaczyć Sagradę Familię od środka.
Muszę przyznać, że byliśmy zaskoczeni! Zwłaszcza pierwsze wrażenie, gdy oczekuje się, że środek będzie choć trochę przypominać zewnętrze, jest dość mocne i trochę rozczarowujące (ale tylko na początku). Po pierwsze, trudno powiedzieć, żeby czuć było jakiekolwiek sacrum w ten świątyni. Przypomina raczej jakiś wielki hol czy halę niż kościół - oczywiście tłumy turystów dopełniają tego obrazu. Rozczarowała mnie też bardzo podłoga, która, przynajmniej jak dla mnie nijak nie pasowała do całości (i była brzydka i nowoczesna). Za to olśniły mnie witraże, które wpuszczały dużo kolorowego światła, padającego na białe ściany oraz sklepienie, które od razu skojarzyło mi się, że gęstym, starym lasem. Oczywiście można odnaleźć także sporo kiczu, tak charakterystycznego dla Gaudiego. Szczytem była przejmująca rzeźba ukrzyżowanego Jezusa wisząca nad ołtarzem pod świetlistym baldachimem z winogronami. Mimo wszystko, to nie razi;)
Bardzo podobała mi się też krypta (w której, jako jedynym miejscu w tym kościele odprawiane są nabożeństwa), która można dojrzeć przez małe okienka.
Jednym z najciekawszych miejsc do zobaczenia tutaj jest mała wystawa poświęcona inspiracjom Gaudiego. Poszczególne 'muzy' są zilustrowane przykładami detali architektonicznych. Okazało się, że moje skojarzenie w lasem, z którego śmiali się chłopcy, było najbardziej słuszne:) Muszę przyznać, że ta niewielka wystawa zrobiła na mnie spore wrażenie i po obejrzeniu jej zupełnie inaczej patrzy się na wnętrze bazyliki i o wiele bardziej docenia się kunszt autora.
Mieliśmy masę czasu na owo docenianie, bo już w środku zorientowaliśmy się, że mamy ok. 1.5 h oczekiwania na wjazd na wieżę (bilet traci ważność po wyjściu z budynku) - mówiłam, że były tam tłumy;) Tak czy siak, nadszedł w końcu nasz czas i powiem jedno: mimo mojego koszmarnego lęku wysokości, naprawdę warto wjechać na jedną z kosmicznych wież Sagrady Familii! Panorama na miasto jest świetna, a także ma się dobrą okazję do spojrzenia na detale wykończenia fasady z bliska. No i zejście słynnymi, spiralnymi schodami też jest warte przeżycia (zwłaszcza jak ktoś nienawidzi wysokości:)).
Po blisko 2 h spędzonych w środku, nadszedł czas, żeby stąd wyjść;) Przy wyjściu warto jeszcze wstąpić do muzeum, które dokumentuje prace nad budową świątyni. Nie przytłaczające, dość lekko podane, przyjemne:)
Na podsumowanie, słyszałam, że ktoś powiedział, że nikomu styl Gaudiego tam naprawdę się nie podoba, ale nikt tego głośno nie powie, bo styl broni się sam. Jak dla mnie - rewelacyjna puenta.

Było już dobre popołudnie, więc postanowiliśmy połączyć spacer po Eixamples z poszukiwaniem czegoś do jedzenia. Rafał miał namiar na dobry tapas bar w okolicy ('Catalana', polecam;)), więc spokojnie się tam udaliśmy. Nie zawiedliśmy się! Zamówiliśmy kilka rodzajów tapasów, żeby każdy z nas mógł spróbować i od dziś jestem fanką tego dania! Małe, ładnie podane, lekkie porcje - jedliśmy grillowaną paprykę nadziewaną puree z dorsza, coś w rodzaju sałatki na ciepło z pieczonych bakłażanów, cukinii i papryki z kozim serem i odrobiną suszonej śliwki i hiszpański omlet. Do tego zamówiliśmy kataloński specjał - cavas czyli bardzo lekkie wino musujące (w zasadzie powiedziałabym, że to odmiana szampana). Na deser absolutny must taste (?;)) Katalonii czyli crema catalana (bardzo podobny do creme brulee). Wszystko to połączone z idealną temperaturą, popołudniowym słońcem i urodą dzielnicy Eixamples sprawiało, że czułam się idealnie. Staram się zbierać takie momenty:)

Po sieście przyszedł czas na dalszą wędrówkę. Nasze kroki prowadziły do jednego z najsłynniejszych miejsc tej dzielnicy, Kwartału (albo Jabłka, jak kto woli) Niezgody - Illa de la Discòrdia, leżącego w obszarze zwanym Quadrat d'Or (czyli złoty). Jest to kwartał złożony z najbardziej charakterystycznych i najpiękniejszych secesyjnych kamienic tego miasta. Niezgoda wynika stąd, że każdy jest inny i absolutnie ze sobą nie harmonizują:) Do najsłynniejszych budynków należą Casa Batlló Gaudiego, Casa Lleó Morera i Casa Amatller (gdzie mieści się muzeum perfum). Wszystkie 3 lezą już przy Passeig de Gràcia, głównej osi Eixamples.
Kawałek dalej, przy tej samej alei leży bodaj najsłynniejszy budynek mieszkalny Gaudiego, Casa Milà. To ten znany z tego, że nie ma w nim ani jednego kąta prostego, a dzikie kominy nazywane są straszakami na wiedźmy. Oczywiście za odpowiednią (odpowiednio wysoką, niestety) opłatą można wejść do środka. My jednak, trzymając się studenckiego budżetu wyprawy, zrezygnowaliśmy:) Choć trochę żałowałam.
Spacerując minęliśmy jeszcze wiele innych, słynnych barcelońskich secesyjnych budynków, takich jak: Casa de Terrades, Casa del Baró de Quadras (vel Museu de la Música), czy Fundació Antoni Tàpies, która mieści się w pierwszym budynku w mieście z żelbetową konstrukcją, a na dachu tkwi druciana rzeźba Tàpiesa.

Ledwo powłócząc nogami dotarliśmy wieczorem do, naszym zdaniem, chyba najlepszego miejsca w Barcelonie, Parku Güell. Jest to duży, rewelacyjnie położony (z panoramą na miasto i morze) park zaprojektowany przez nieocenionego Gaudiego na zlecenie bogatego pana Güell. Park słynie z najdłuższej, niesłychanie pofalowanej ławki świata, głównego pawilonu - Sali Stu Kolumn (tak naprawdę jest ich 86!), która miała być pierwotnie halą targową, mozaikowego smoka vel salamandry, małych budyneczków o bajkowym wyglądzie i domu Gaudiego. Park jest bardzo duży, obfituje w różne tajemnicze ścieżki czy tunele i naprawdę aż ma się ochotę tam zgubić! Jedynym rozczarowaniem jest dom Gaudiego - bardzo niewielkie muzeum, prezentujące może 10 mebli na krzyż (owszem może i ciekawe krzesła projektu genialnego architekta) i moim zdaniem nie warte kupowania biletu. Ale sam park jest naszym barcelońskim faworytem!

Późnym wieczorem wróciliśmy na chwilę do domu (przyznam, byliśmy koszmarnie zmęczeni), aby jeszcze później wyruszyć w dalszą, nocną już wędrówkę po mieście. Najpierw przeszliśmy się wiecznie żywą Las Ramblas, koło Gran Teatre del Liceu i studzienki Font de Canaletes (która podobno jest testem na to, czy ktoś jest Barcelończykiem - prawdziwi piją wodę właśnie stąd).
Idąc przez Raval, jedną z najbardziej niebezpiecznych (dawniej na szczęście) dzielnic miasta, zamieszkałą przez pakistańskich imigrantów (aczkolwiek jest znana jako dzielnica chińska albo teraz - dzielnica artystyczna), kierowaliśmy się w stronę wzgórza Montjuïc. Nie do końca wiadomo skąd ta nazwa, jedni wywodzą ją od Żydów inni od Jowisza:). Na szczycie mieszczą się pozostałości Castell de Montjuïc, miejsce licznych egzekucji w czasach wojennych. Jest tu też wiele świetnych punktów widokowych, z których podziwialiśmy Port Vell i Port Olimpic. A otaczały nas liczne kaktusy i opuncje, których kontury wyglądały fantastycznie w ciemności. Wracając przeszliśmy tuż obok Stadionu Olimpijskiego (gdzie właśnie skończył się jakiś mocno metalowy koncert, sądząc po wyglądzie fanów, którzy zaczęli z niego wychodzić;)).
Żałowałam, że nie zobaczyliśmy magicznej fontanny oraz że musieliśmy odpuścić sobie Poble Espanyol i muzeum narodowe sztuki Katalonii. Następnym razem...;)
Po drodze jeszcze zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć, choć z zewnątrz naszego sąsiada, Palau Güell, jedno z lepszych osiągnięć Gaudiego (chociaż tak można mówić o prawie wszystkich jego dziełach hihi). Szkoda, że jest zamknięty jak na razie, bo z tego, co udało nam się dojrzeć przez okna - wygląda nieźle:)
Ostatnim przystankiem był klasyczny hiszpański drink - mojito!
To miasto chyba nigdy nie idzie spać!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2011-04-16 19:58
Marianko- przygotowałaś dla mnie piękną ucztę ! - Dziękuję za Barcelonę , pozdrawiam
 
mirka66
mirka66 - 2011-04-20 07:36
I to jest to, co lubie w Barcelonie.
 
blondie
blondie - 2011-04-22 13:08
Jak to Politowska powiedziała: "Sagrada Familia jest tak brzydka, że aż piękna" :D
 
Hania
Hania - 2011-07-06 23:25
Czytam, oglądam i wracają cudowne wspomnienia!
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 37.5% świata (75 państw)
Zasoby: 673 wpisy673 3883 komentarze3883 12828 zdjęć12828 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.12.2021 - 01.01.2024
 
 
31.03.2016 - 26.07.2023