Mówi się, że serce Paryża to Ile de Cite, ale ja tak nie uważam.
Dla mnie serce Paryża to Sekwana. Z tą rzeką miasto jest nierozerwalnie związane,
to z nią łączyli swoje życie pierwsi mieszkańcy dzisiejszego Paryża - galijscy flisacy, Paryzjowie.
Malutkie wysepki Sekwany stanowiły pierwsze zasiedlone części tego miasta.
Każda ważna budowla stoi w pobliżu rzeki. Luwr, Notre Dame, a nawet wieża Eiffla. Im bliżej, tym lepiej.
Jest swoistą osią miasta, a do dziś wyznaczony przez nią podział miasta, na prawo- i lewobrzeżny jest najważniejszym, jaki znamy.
Nie wiem też, czy jakiekolwiek inne miasto ma taką ilość słynnych mostów.
Nie mogłam więc poznać Paryża bez poznania Sekwany.
Idąc nadbrzeżnymi bulwarami, oprócz legendarnych budynków i monumentów widać również związki z innymi krajami, których Francja dorobiła się na przestrzeni wieków.
Zaczęłam od USA i zachodu, czyli od mostu Pont de Grenelle. Tuż obok niego jest siedziba paryskiego radia (i wiem już na czym wzorowano się przy budowie radia Kraków;)). Sam most może nie byłby taki wyróżniający się, gdyby nie to, że przechodzi nad wysepką Île des Cygnes (czyli łabędziową wyspą), na której stoi... Statua Wolności. Naprawdę!
Jest to odpowiednik (tyle, ze o wiele mniejszy) amerykańskiej statui, która zresztą została podarowana przez Francuzów. Paryska miniatura stoi zwrócona w stronę Ameryki i symbolizuje wielką przyjaźń tych krajów (ach, jak patetycznie...)
Wysepką Île des Cygnes można przejść bardzo przyjemną alejką aż do kolejnego mostu, Pont de Bir-Hakeim (mijając po drodze kolejowy most Pont Rouelle). Most ów przypadł mi bardzo do gustu, ponieważ przez sam środek biegnie szeroka i ładna droga rowerowa! Dziwna nazwa została nadana na pamiątkę bitwy właśnie pod Bir-Hakeim, które jest w Libii (o, jak aktualnie!). Most ozdabiają także tablice pamiątkowe poświęcone belgijskim żołnierzom.
Następny na mojej trasie był place de Varsovie, pomiędzy pieknym Palais de Chaillot a mostem Pont d'Iéna. Perspektywę zamyka wieża Eiffle'a znajdująca się po drugiej stronie rzeki. Piękny widok.
Sam most ma pochodzenie napoleońskie - dekret o jego budowie został wydany przez samego cesarza w Warszawie, nazwa jest związana ze zwycięstwem wojsk Napoleona nad Prusakami pod Jeną. Narożniki mostu zdobią wojenne pomniki - wojowników: galijskiego, arabskiego, rzymskiego i greckiego.
Kolejna przeprawa to malutki Passerelle Debilly, służący jedynie ruchowi pieszemu. Jest to drugi (razem z wieżą Eiffle'a) paryski zabytek metalugiczny:D Po drodze do kolejnego mostu minęłam pięknie zdobiony Palais de Tokyo. Następny przystanek to Pont de l'Alma, którego nazwa rzecz jasna też nawiązuje do bitwy (tym razem czasy wojny krymskiej). Tuż obok 'płonie' wyrzeźbiony też wieczny płomień na pamiątkę francuskiego ruchu oporu. Najciekawszym elementem mostu jest pomnik Żuława stojącego tuż przy przęśle. Ów szwarny wojak służy do pomiarów wody - gdy woda sięga mu do kostek, zatrzymywany jest cały ruch barkowy na Sekwanie. Kolana to poziom alarmu przeciwpowodziowego. Maksimum osiągnięte do tej pory przez Żuława to ramiona;) Aaa, no i tu, przy wjeździe do tunelu pod mostem, zginęła księżna Diana.
Kolejne mosty, to już naprawdę centrum Paryża - most Pont des Invalides (najniżej położony most tego miasta) i najbardziej dekoracyjny most stolicy, Pont Alexandre III. Dedykowany jest rosyjskiemu carowi, Aleksandrowi i rzecz jasna jest symbolem odwiecznych, rewelacyjnych (no, może poza czasami napoleońskimi) stosunków francusko-rosyjskich. Mamy więc kamień węgielny położony przez cara Mikołaja Romanowa (tego zamordowanego w rewolucji), mamy personifikacje Sekwany i Newy, o godłach obu krajów już nie wspominając. Do tego wszystkiego jest to najbardziej ozdobny most Paryża, łączący dzielnicę Chams-Elysees, a dokładniej pałace Grand Palais i Petit Palais z Esplanade des Invalides. Muszę przyznać, że widok jest imponujący. Most nie posiada przęseł, a 'przeważają' go olbrzymie 4 pomniki na narożnikach. Do tego wszystkiego jest jednym z najczęściej filmowanych paryskich mostów.
W pobliżu, na bulwarach, można doszukać się pomników znanych postaci, od Bolivara do Mickiewicza!
Kolejny most to Pont de la Concorde, o którym już pisałam ostatnio - powstał z kamieni ze zburzonej Bastylii.
Dalej następuje coraz większe zagęszczenie mostów - w końcu wchodzimy do królewskiej dzielnicy Tuileries. Z ogrodów Tuileries na drugą stronę prowadzą dwa mosty: Pont Solferino i Pont Royal. Po drugiej stronie podziwiać można piękny gmach Musee d'Orsay.
Wreszcie, Pont du Carousel, który jest idealnym 'przedłużeniem' Luwru - widok z drugiej strony rzeki jest naprawdę imponujący. No a położenie tej, swego czasu najpiękniejszej siedziby królewskiej tuż nad rzeką ostatecznie potwierdza fakt, że miejsca luksusowe, to te blisko Sekwany!
Następny most, to ten, na który czekałam od dawna. Odkąd przeczytałam 'Grę w klasy' marzyłam, żeby się po nim przejść. Pont des Arts. I rzeczywiście, to chyba mój paryski faworyt. Zbudowany na początku XIX wieku, był konstrukcją ultra nowoczesną na tamte czasy - pierwszy most wykonany z żelaza. Uroku dodaje mu fakt, że jest przeznaczony wyłączenie do ruchu pieszego, a wyłożony jest drewnem, na którym masa ludzi siedzi, rozmawia, opala się, pije kawę, maluje obrazy lub po prostu leniwie spędza czas. Nie uszły mojej uwadze również kiczowate kłódki miłości, po przyczepiane na barierkach. Takie, jakie można zobaczyć w Krakowie na nowej kładce dla pieszych. Teraz już wiadomo, że pomysł nie do końca jest zgapiony z Wrocławia;)
Tym sposobem doszłam wreszcie do wysp Île de la Cité i St. Louis, gdzie ilość mostów, delikatnie mówiąc, się zwiększa. Pierwszy od zachodu jest legendarny Pont Neuf (czyli 'nowy'). Nazwa dość przekorna, bo to najstarszy most Paryża (w sensie, taki który przetrwał do naszych czasów), pochodzący z XVI wieku. Podobno był to pierwszy most w tym mieście niezabudowany domami (więc też nowoczesny hihi). Zresztą, trzeba mu przyznać, że świetnie się trzyma, bo wszystko, łącznie z fundamentami jest autentyczne. Most łączy prawy i lewy brzeg i przechodzi przez wyspę Île de la Cité, na której tworzy mały placyk.
Kolejne mosty łączą wyspę już tylko z jednym brzegiem i są to Pont au Change (jego nazwa pochodzi od wymiany pieniędzy, której w tym miejscu obowiązkowo musieli poddać się wszyscy cudzoziemcy) i Pont St. Michel (miejsce zamordowania kilkudziesięciu algierczyków przez paryską policję w roku 1961!), Pont Notre Dame (który wcale nie jest tuż koło słynnej katedry, a most będący w tym miejscu już za czasów rzymskich był nazywany Wielkim Mostem. Jego dawna funkcja odpowiada trochę naszej drodze królewskiej) i Petit Pont (odpowiadający rzymskiemu Wielkiemu, którego rzeczywiście nie zauważyłam, przechodząc po nim;)) oraz Pont au Doble i Pont d'Arcole. Całości dopełnia samotny Pont de l'Archevêché (mój drugi paryski faworyt!), najwęższy most w mieście na koniuszku wyspy, jakby schowany za katedrą.
Połączenie między wyspami zapewnia Pont Saint Louis, który ze spokojnego, zadumanego skweru Jana XXIII prowadzi prosto w kawiarniany gwar Ile Saint-Louis. Jego przedłużeniem, łączącym wyspę z prawym brzegiem, jest Pont Louis Philippe, zbudowany z okazji wstąpienia na tron króla Ludwika Filipa I. Nowy król, nowy most;)
Dalej jest nie całkiem symetryczny Pont de la Tournelle ze św. Genowefą (patronką Paryża) na przęśle (może miała chronić miasto przed powodzią, tak jak kiedyś uchroniła przed Hunami? nie wiem) oraz podwójny Pont de Sully.
Ostatnim przystankiem, do którego doszłam ledwo powłócząc nogami był PONT MARIE!