Pierwszy dzień w Fontainebleau.
Za mną cały dzień błądzenia. Nigdy nie byłam chyba aż tak zagubiona, jak dziś;) Wszystko jedno czy na lotnisku (lot punktualnie i w porządku), czy na dworcach (gare du nord pomylilam z gare du lyon) czy w miasteczku. Przemieszczanie się z ponad 30sto kilogramowym bagażem dawało w kość, no ale jeśli wszystkiego się potrzebuje...;)
Erasmus zapowiada się obiecująco. Wszyscy są mili, aczkolwiek nie natrętni. Co, w kraju, który pod względem biurokracji chyba nie ma sobie równych, jest niezwykle cenne. Tak więc stopniowo staram się przebrnąć przez formalności akademikowe, bankowe, prądowe i uczelniane.
Na szczęście mój przyszły supervisior, Laurent z anielską cierpliwością odpowiada na moje wszystkie pytania i dał mi nawet mapkę Fontainebleau, na którą naniósł wszystkie ważne punkty. Ze szczególnym uwzględnieniem sklepów z niedrogą żywnością:)
Mieszkam w samym centrum, może ze 100 metrów od pałacu.
W środę, w przerwie, pierwsze podejście do pałacu. Moi nowi znajomi, Molka i Ramzi, wzięli mnie na spacer po ogrodach dookoła pałacu. Piękny.