Rano jeszcze zahaczyliśmy o Rawennę na ostatni spacer. I poszukiwanie tiramisu (przygotowywanego na bazie kolejnego typowo włoskiego sera, mascarpone), bo to grzech być w Italii i nie zjeść tiramisu! O dziwo, nie było to łatwe zadanie - nigdzie go nie podawano, a w jednym miejscu powiedziano nam nawet, że w Rawennie czegoś takiego nie zjemy. Wbrew tym słowom na szczęście nasza misja została zakończona sukcesem na samym rynku głównym;)