Wieczorem dotarliśmy do Rimini, które przywitało nas burzową, wietrzną pogodą. Baliśmy się oberwania chmury, więc bardzo szybko ruszyliśmy na poszukiwanie miejsca na rozbicie namiotu. Marzyła nam się plaża, jednak nie wzięliśmy pod uwagę, że tamtejsze plaże do połowy szerokości są zaanektowane przez hotelowe szatnie, barki i leżaki. Taka infrastruktura ciągnie się kilometrami, tak więc po przejściu plażą do sąsiedniej wsi poddaliśmy się w poszukiwaniach i rozbiliśmy namiot na placyku zabaw:D
Po ciemku zlewaliśmy się ze zjeżdżalniami, więc czuliśmy się w miarę bezpiecznie:D
Rano obudził nas dźwięk motoru - dość przestraszyliśmy się myślą iż dojrzeli nas carabinieri:D Na szczęście był to właściciel/zarządca terenu, który... nas nie zauważył!
Zebraliśmy się więc migiem (przy składaniu namiotu już nas dojrzał, co tylko przyspieszyło nasze działania:D).
Z włoskich specjałów na śniadanie tylko moooooocna kawa i cornetto.