Nasza wizyta w Singapurze byłaby oczywiście niekompletna bez wejścia na najwyższy szczyt!
Bukit Timah jest szczęśliwie jednym z bardziej dostępnych szczytów w ramach Korony Gór Świata - to przyjemny pagór o wysokości 163.6 m, położony w zielonym rezerwacie
Bukit Timah Nature Reserve, z bardzo przygotowanym szlakiem (w dużej części wyasfaltowanym). Niektórzy zdobywają go każdego dnia w ramach codziennego joggingu ;)
Żeby jednak nie było tak prosto - wejścia na szczyt strzegą groźni strażnicy! Miejscowe makaki jawajskie, bo o nich mowa, to akurat dość napastliwe stworzenia i przed wejściem na teren rezerwatu wiszą ostrzeżenia przed nimi -
"jeśli nie czujesz się komfortowo w obecności małp, nie wchodź tu". Cóż…
Tego dnia małpy zgromadziły się zaraz przy wejściu na szlak. Zajęły całą szerokość alejki, agresywnie syczały na przybyszów i ani myślały zrobić miejsce. Ruch stanął, bo nikt nie był na tyle odważny, aby próbować koło nich przejść. Sytuacja przez chwilę była dość patowa, na szczęście dość szybko małpiszony się znudziły, zajęło je coś innego i odblokowały część drogi.
Mi z Florą w nosidle i Różą za rękę udało się koło nich spokojnie przejść, ale Rafał z Wero już tyle szczęścia nie mieli. Małpiszonom ich obecność początkowo się nie spodobała, i przegoniły ich sykiem. Drugie podejście jednak okazało się pomyślne i mogliśmy ruszyć dalej przed siebie, już nie niepokojeni więcej przez agresywnych gospodarzy rezerwatu.
Trasa zajęła nam ok. 30 minut w dusznym upale - najpierw szliśmy wygodną asfaltówką
czerwonym szlakiem, a ostatni kawałek stanowiły drewniane schody. Pamiątkowe zdjęcie na szczycie oznaczonym głazem było dla nas powodem do wielkiej dumy - Wero weszła na górę na własnych nogach! Hurra!
Zeszliśmy bardzo szybko - goniły nas burzowe chmury! Z tego względu nie skorzystaliśmy z reszty atrakcji rezerwatu - placu zabaw, ścianki wspinaczkowej czy malowniczego kamieniołomu. Zdążyliśmy się tylko schronić przed deszczem w pobliskiej knajpce, świętując nasz wysokogórski sukces lodami. Zasłużyliśmy!