Oto nasza pierwsza daleka podróż w piątkę!
Przyznam szczerze - jak jestem wielką fanką podróżowania z dziećmi, po raz pierwszy przed tym wyjazdem odczuwałam niepokój i spore wątpliwości czy tym razem damy sobie radę. Gdzieś przeczytałam ostatnio, że gdy do rodziny dołącza trzecie dziecko, to odczuwa się to tak, jakby przybyła ich dwójka. I szczerze się pod tym podpisuję - utrata równowagi liczebnej na rzecz dzieci, była dla nas z Rafałem sporym wyzwaniem!
Ale jak to zwykle bywa - czas pozwolił wszystko poukładać, niepokoje nie były uzasadnione, a sam wyjazd okazał się być super przyjemny!
A więc do rzeczy :)
Założenia* Głównym celem naszej wyprawy miał być udział Rafała w Ultramaratonie z serii UTMB w górach północnej Tajlandii, na początku grudnia. 175 km trasy, dwie doby biegu prawie non stop i błotnista dżungla - brzmi bardzo kusząco :) Tak czy siak, był to wspaniały pretekst do rodzinnej wyprawy do Azji Południowo-Wschodniej i odwiedzenia jakiegoś nowego jej kawałka. Padło na Singapur i kontynentalną Malezję.
* Udało nam się wyhaczyć loty Turkish Airlines w bardzo przyjemnej cenie z WAW do Singapuru i powrotne z Bangkoku do Krakowa z jedną przesiadką w Stambule. Wrzucaliśmy 5-ciomiesięczną Florę na głęboką wodę, bo miał być to jej pierwszy lot w życiu.
* Przełom listopada i grudnia NIE jest uznawany za optymalny termin na odwiedziny w tej części świata - trwa tu pora deszczowa. W Singapurze i na Borneo trwa od listopada do lutego, a w okolicach Kuala Lumpur od września do listopada. Szczęśliwie sprawdziliśmy to już po kupieniu biletów (hehe), więc nie było odwrotu. I dobrze, bo okazało się, że deszcze w ogóle nie były uciążliwe (zwykle padał gwałtowny, równikowy deszcz raz dziennie popołudniu) i przez większość czasu cieszyliśmy się naprawdę przyjemną pogodą. Natomiast w naszej podróży ominęliśmy wschodnie wybrzeże kontynentalnej Malezji, gdzie pora deszczowa w listopadzie jest ponoć znacznie mocniej odczuwalna.
* Długo zastanawialiśmy się czy pożyczać auto w Singapurze i Malezji. Z jednej strony, sprzyjała temu taka sobie infrastruktura transportowa w Malezji oraz relacja Stocka, w której chwalił bardzo Malezję jako miejsce przyjemne dla kierowców. Z drugiej, zniechęcały nas liczne ostrzeżenia o powodziach i podtopieniach na terenach, przez które chcieliśmy się przemieszczać. Ostatecznie uznaliśmy, że zdecydujemy będąc już na miejscu.
* Finalnie po Singapurze i południu Malezji poruszaliśmy się komunikacją publiczną (głównie autobusy), a w Kuala Lumpur pożyczyliśmy auto, które oddaliśmy na wyspie Penang. Byliśmy ciekawi czy uda pożyczyć nam się auto z 3 fotelikami i mimo zapewnień ze strony wypożyczalni, że owszem, nie ma problemu… i tak się nie udało :) Ostatecznie Flora dostała fotelik dla nieco starszych dzieci, ale z opcją ‚położenia’ go dla niesiedzących jeszcze maluchów, Wero miała tylko podkładkę (zwaną również ‚poddupnikiem’), a siedząca z przodu Róża nie miała nic :) Po podtopieniach szczęśliwie nie było już ani śladu.
* Poza Singapurem, tradycyjnie spaliśmy wszędzie w mieszkaniach z Airbnb, i jak zawsze bardzo dobrze nam się to sprawdziło. Malezja to w ogóle raj w kwestii stosunku jakości do cen apartamentów noclegowych!
PlanStartowaliśmy w Singapurze, w którym spędziliśmy pierwsze kilka dni. Stamtąd ruszyliśmy na północ przez Malezję, kończąc trasę na wyspie Penang. Na tę część nie mieliśmy jakoś specjalnie sprecyzowanego planu - tradycyjnie decydowaliśmy na bieżąco.
Za to druga część wyjazdu była jak na nas wyjątkowo mocno zorganizowana i to z wyprzedzeniem. Z Penangu polecieliśmy na samą północ Tajlandii, do Chiang Rai (zatrzymując się na jedną noc w Bangkoku). Stamtąd autobusem przemieściliśmy się do Chiang Mai, gdzie spędziliśmy resztę wyjazdu, koncentrując się na biegu. Powrót oznaczał samolot z Chiang Mai do Bangkoku i stamtąd lot do domu.
Na całość mieliśmy 3.5 tygodnia i to była idealna ilość czasu - w naszym powolnym tempie mieliśmy czas na spokojne poznawanie nowych miejsc (od zabytków po place zabaw), ale nie zdążyliśmy się nimi znudzić.
Co się powiodło?To ogólnie był bardzo udany wyjazd! Pogoda - świetna! Program - dobrze dopasowany do naszych potrzeb! Długość wyjazdu - idealna!
Dzieci spisały się na medal, a zwłaszcza mała Flora zniosła tę wyprawę pierwszorzędnie. Miłym zaskoczeniem była wielka otwartość starszaków na azjatyckie jedzenie - chętnie wszystkiego próbowały i jadły razem z nami z ulicznych budek.
Bardzo podobało nam się podzielenie wyjazdu na zróżnicowane etapy - miejski Singapur, backpackerskie południe Malezji pokonane komunikacją publiczną, roadtrip autem po północnej części tego kraju i wreszcie bardziej stacjonarna Tajlandia.
Zdecydowanie przybiliśmy sobie także piątkę w kwestii pakowania i bagażu. Byliśmy spakowani na tyle kompaktowo i lekko, że bez trudu podróżowaliśmy backpackersko (chociaż i tak co chwilę oboje sprawdzaliśmy czy mamy ze sobą cały bagaż i wszystkie dzieci :D)
A co było trudne?Pierwszy chyba raz, od nie wiem kiedy, mocno walczyliśmy z jet lagiem. A tacy byliśmy mądrzy w naszych przechwałkach, jak to ten temat nigdy nas nie dotyczy :) Przyszła kryska na matyska, którą to oczywiście zwalam na dzidziusia. Potrzebowaliśmy dobrych 3 dni, żeby przestawić się na singapurskie 7h do przodu.
No i co tu ukrywać, podróżowanie z 3 dzieci, z których dwójka jest jeszcze bardzo mała, do łatwych nie należy. Ale w tych najtrudniejszych momentach powtarzaliśmy sobie z Rafałem:
„No gorzej to już nigdy nie będzie!” I tego się trzymamy!