Pierwsze co poczuliśmy w Quito to… zadyszka!
Nic dziwnego, położenie na ponad 2800 m.n.p.m. robi swoje - Quito to druga najwyżej położona stolica świata!
Ale spłycenie oddechu to nic, bo za to w jakim innym mieście można w centrum wsiąść do kolejki linowej i wjechać na wulkan na wysokość 4000 metrów n.p.m.? I przy okazji pohuśtać się na olbrzymiej huśtawce nad miastem?
Rekordów i niezwykłości jest tu zresztą więcej.
Po pierwsze, Unesco.San Francisco de Quito to pierwsze miasto na świecie wpisane na listę Unesco. No dobra, jedno z dwóch, drugim był nasz kochany Kraków!
Wpis wielce zasłużony (choć oczywiście można dyskutować czy powinien być to światowy nr 1. A swoją drogą, jakie byłyby Wasze miejskie typy?) - Quito ma jedną z największych i najlepiej zachowanych historycznych starówek w Ameryce Łacińskiej. I choć historia miasta rzecz jasna nie zaczyna się w czasach kolonialnych (zanim przybyli Hiszpanie, tereny te zamieszkiwali dość pokojowi Indianie Quitu, zgadnijcie skąd się wzięła dzisiejsza nazwa miasta? ;)), to jednak czasom kolonialnym zawdzięcza swój dzisiejszy charakter. Znajdziemy tu wszystko co z kolonialnym miastem się kojarzy, wszystko w stanie nienaruszonym i spójnym - kamienne ulice pełne kolorowych, doskonale zachowanych domów (najsłynniejsza to
Calle Ronda), zadrzewione skwery, monumentalne rezydencje (świeckie, jak
Palacio de Gobierno lub kościelne, jak
Palacio Arzobispal) i imponujące kościoły katolickie.
Kościołów jest multum, na czele z olbrzymią XVI-wieczną
Bazyliką św. Franciszka, symbolem miasta,
Miejską Katedrą z kolorowym dachem czy niesamowitym
kościołem La Compañía de Jesús (gdzie ponoć na zdobienia zużyto 7 ton czystego złota!). Wszystko to na rekordowej powierzchni 320 ha, wśród tłumów przyjaznych Ekwadorczyków, załatwiających w centrum swoje interesy.
Za to nie do końca zalicza się do czasów kolonialnych, chociaż jest położona na starym mieście -
Basilica del Voto National, olbrzymia, neogotycka bazylika, górująca nad Quito (położona jest dodatkowo na wzniesieniu, co jeszcze wzmacnia jej przytłaczający ogrom). Warto ją odwiedzić przede wszystkim ze względu na możliwość wejścia na wysokie wieże. Widok stamtąd jest obłędny, spotęgowany olbrzymią satysfakcją wdrapania się na nie po trasie, która z pewnością w dbającej o BHP Europie byłaby dawno zamknięta. Do tchórzy nie należę, ale nogi miałam miękkie :)
Inne miejsce dające dobry widok na Quito i jego stare miasto, to wzgórze
El Panecillo z wielką statuą Maryi Dziewicy, na której czubek również można wejść (tym razem bezpiecznymi schodami wewnątrz Maryi).
Po drugie, sztuka.I mówię tu zarówno o sztuce ulicznej, jak i o sztuce muzealnej, choć zawsze przykuwającej wzrok.
Jeśli chce się podziwiać ten pierwszy rodzaj, sztukę uliczną, najlepszym wyborem będzie dzielnica
La Floresta. Floresta to szykowna, willowa dzielnica Quito. Około 20 lat temu napłynęło tutaj sporo artystów i pisarzy, więc między domami mieszkalnymi wykwitło tu mnóstwo galeryjek sztuki, butików z oryginalnymi ubraniami i designerskich kawiarenek. A na solidnych murach domów zaczęły się pojawiać szalone, kreatywne i kolorowe murale, często prawdziwe dzieła sztuki. Dziś La Floresta nazywana jest najbardziej urzekającą dzielnicą miejską w Ameryce Południowej, a śladami jej murali wyruszają wycieczki turystyczne.
Ale prawdziwą królową Sztuki w Quito jest położona nieco na uboczu
La Capilla del Hombre. Hiszpańską nazwę tłumaczy się jako
‚świątynia człowieka’ i muszę przyznać, że idealnie działa to na wyobraźnię. Sam budynek ma niecodzienną formę - masywny prostopadłościan bez okien z niewielkim stożkiem na dachu - i faktycznie przypomina kaplicę. Został zaprojektowany jako muzeum sztuki przez najsłynniejszego ekwadorskiego malarza, Oswaldo
Guayasamína, wybudowany pod koniec XX wieku i poświęcony ludziom Ameryki Łacińskiej. W środku znajdują się głównie prace tego artysty. Jest ich niewiele, ale są wspaniale wyeksponowane i nawiązując do cierpienia ludów latynoskich, robią niesamowite wrażenie. Zaraz obok ‚kaplicy’ jest muzeum i fundacja Guayasamína, gdzie można podziwiać więcej jego dzieł, ale i tak to nietuzinkowa Capilla del Hombre z oszczędną ekspozycją jest celem pielgrzymek fanów sztuki.
Po trzecie, wulkany.Quito to jedyna stolica na świecie bezpośrednio zagrożona przez czynny wulkan.
Niemal w centrum Quito wsiąść można w wagonik kolejki
TeleferiQo, jednego z najwyższych wyciągów świata, i wjechać na oszałamiające 3945 m.n.p.m. (niestety dzidziusie poniżej roku życia są wykluczone z tej przyjemności, ze względu na ryzyko choroby wysokościowej, musieliśmy więc wjeżdżać na raty). Na zboczu potężnego wulkanu
Pichincha (od którego stołeczna prowincja bierze nazwę) znajduje się miły punkt widokowy, kawiarnia i gigantyczna huśtawka, z której podziwiać można panoramę miasta, wyglądając jakbyśmy bujali się nad przepaścią. Jest to też punkt wyjścia na szlak prowadzący na szczyt wulkanu (Guagua 4784 m., lub Rucu 4698 m.). Trasa nie jest trudna, największym problemem jest choroba wysokościowa. Albo mgła, jak to było w przypadku wbiegu Rafała.
Po czwarte, równik.Quito to najbliższa równikowi stolica na świecie. I w umiejętny sposób Quito zrobiło z tego swój znak firmowy. Na obrzeżach miasta znajduje się muzeum-ściema, czyli
Mitad del Mundo (tłum. 'środek świata').
Czego tam nie ma!? Jest pieczątka do paszportu z okazji stanięcia na równiku, jest wieża na równiku, można spróbować swoich sił w ustawieniu jajka na gwoździu (ponoć możliwe tylko na równiku - to ściema), można przejść się po linii równika (ponoć nie da się iść po niej prosto - to ściema), można siłować się z przewodnikiem na rękę (ponoć stojąc na równiku nie ma się siły na opór - to ściema), jest wreszcie pokaz zmiany kierunku spływu wody do zlewu na półkuli północnej, południowej i na samym równiku (również ściema, a jakże). Jest multum kawiarni, restauracji i sklepików z równikowymi magnesikami.
Jednej rzeczy tylko tam nie ma - równika! Przebiega on w innym miejscu :)