Salam Alejkum!
Czy to Wasz pierwszy raz w górach? Czy znacie różnicę między Górą Synaj, a Górą św. Katarzyny? Wiecie, że to nie to samo? Macie jedzenie ze sobą? Macie wodę? Byliście w ogóle kiedyś w górach z dziećmi?Z tą serią pytań musieliśmy się zmierzyć w taksówce, mknąc o świcie przez Pustynię Synaj. Byliśmy drugi dzień w Egipcie i planowaliśmy wejść na jego najwyższy szczyt,
Górę św. Katarzyny.
Widocznie odpowiedzi poszły nam dobrze, bo nasz kierowca uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Współpracujemy z wieloma Egipcjanami z Kairu, którzy nigdy w górach nie byli, przyjeżdżają tu i wyobrażają sobie, że od razu wejdą na 3 wysokie szczyty jednego dnia. Dlatego teraz sprawdzamy od razu jakie klient ma doświadczenie. Do góry trzeba mieć szacunek. - dodał.
Przytaknęliśmy gorliwie, mając nadzieję, że wspinaczka się uda i nie zostaniemy zaliczeni do kategorii wspinaczy bez wyobraźni. Wiem, że przewodnik mógł tak o nas myśleć - nie był zachwycony, że nalegamy na wzięcie dwójki naprawdę małych dzieci ze sobą, twierdzimy, że nie boimy się chłodu na szczycie i do tego ruszamy o 8 a nie 5 rano. No cóż, zobaczymy jak będzie.
Może uda się wejść, inshallah!
*
W trasę ruszyliśmy dopiero przed 9, bo po przybyciu do
St Catherine Village o poranku, zostaliśmy jeszcze zaproszeni na tradycyjne beduińskie śniadanie (ful czyli pasta z bobu, omlet, słony biały ser, pomidory i ogórki, pita i morze słodkiej herbaty). Byliśmy odprowadzani przez mieszkańców ciekawskimi spojrzeniami, zdaje się, że zawdzięczaliśmy je dziewczynkom śpiącym w nosidłach. Razem z nami szedł przewodnik - drobny Beduin o siwych włosach i mocno pomarszczonej twarzy. Bardzo byliśmy zdziwieni, że jest tylko trochę od nas starszy.
ByÅ‚o już niestety dosyć ciepÅ‚o, a przed nami wizja dobrych 5 godzin marszu przez PustyniÄ™ i Góry Synaj. Dlatego też chcieliÅ›my iść jak najszybszym tempem, pomijajÄ…c w miarÄ™ możliwoÅ›ci przerwy, aby skorzystać ze snu dzieci. TrochÄ™ nie w smak byÅ‚o to naszemu przewodnikowi, który miaÅ‚ zaplanowane postoje, ale jakoÅ› udaÅ‚o siÄ™ nam dogadać.Â
Pierwszy odcinek trasy to strome i kręte podejście na
przełęcz Abou Jeefa (1823 m.). Oj, przyznam, że na myśl, że i reszta trasy miałaby tak wyglądać opuszczała mnie wiara we własne siły! Szczęśliwie jednak dalsze 2 godziny drogi prowadziły przez długie doliny
Wadi Shaq i
Wadi Mathar z okazjonalnie rozsianymi niewielkimi oazami, cudownie pachnącymi zaatarem i miętą. U ich końca zrobiliśmy sobie dłuższy postój na karmienie, przewijanie i ogarnianie. Tempo mieliśmy dobre, temperatura była znośna, a na horyzoncie widać już było nasz majestatyczny cel. Byliśmy zadowoleni (i dzieci nawet też :)).
Teraz jednak zaczynaÅ‚o siÄ™ faktyczne podejÅ›cie pod szczyt. Przez pierwsze 30 minut byÅ‚o dość stromo (i coraz cieplej), za to widoki robiÅ‚y siÄ™ coraz piÄ™kniejsze. ZauważyliÅ›my za to, że nasz dziarski do tej pory przewodnik robi coraz częściej mikroprzerwy. Powód byÅ‚ niestety dość oczywisty - trwaÅ‚ ramadan, czyli czas, gdy pobożni muzuÅ‚manie nie jedzÄ… i nie pijÄ… (!) nic miÄ™dzy wschodem a zachodem sÅ‚oÅ„ca. Jak siÄ™ domyÅ›lacie, nasz przewodnik okazaÅ‚ siÄ™ być z tych pobożnych. Nawet jednak najwiÄ™ksza pobożność nie chroni przed odwodnieniem w wysokich, mocno nasÅ‚onecznionych górach, zaczÄ™liÅ›my siÄ™ wiÄ™c trochÄ™ z RafaÅ‚em martwić. Na szczęście przewodnik uznaÅ‚, że lepiej zÅ‚amać post niż paść z odwodnienia, bo okazaÅ‚o siÄ™, że miaÅ‚ ze sobÄ… zapasowÄ… butelkÄ™ wody.Â
Nieco uspokojeni ruszyliÅ›my dalej. Droga nie byÅ‚a już aż tak stroma, ale konsekwentnie pięła siÄ™ do góry w peÅ‚nym sÅ‚oÅ„cu. KoÅ›ciółek na szczycie zaczÄ…Å‚ powoli być widoczny, panorama gór byÅ‚a coraz wspanialsza (widać byÅ‚ GórÄ™ Synaj!), a nasz przewodnik coraz bardziej opadaÅ‚ z siÅ‚.Â
Zdecydowaliśmy się na dłuższą przerwę na godzinę drogi od szczytu, ale to nie pomogło.
Przekonaliśmy go, żeby zjadł trochę naszego jedzenia, ale to nie pomogło.
Robiliśmy częste przerwy, ale to już całkiem nie pomogło.
Wydaje nam się, że przewodnik zbyt późno zdecydował się napić i zdążył do tego czasu już porządnie się odwodnić.
Wreszcie sam nam zaproponował, żebyśmy dalej poszli sami, bo on nie da rady i poczeka na nas w zacienionym miejscu pod głazem. Droga na sam szczyt była już zresztą doskonale widoczna i nie było szans się zgubić, więc z ochotą na to przystaliśmy.
15 minut później, wspiąwszy się po kamiennych schodkach, staliśmy pod małym koptyjskim kościółkiem św. Katarzyny na szczycie. Mieliśmy za sobą ponad 5 godzin marszu i byliśmy z siebie niesamowicie dumni. Wg naszego przewodnika, nasza niespełna 3-miesięczna Weronika była najmłodszą zdobywczynią Gebel Katherina. Została tam co prawda wniesiona przez mamę, ale ostatecznie nie o styl zdobywania tutaj chodzi :)
Wg legendy to tutaj aniołowie złożyli ciało aleksandryjskiej męczennicy, od której góra przyjęła nazwę. Aniołowie jednak odrobinę się pomylili, bo prawdziwie najwyższy wierzchołek góry znajduje się kawałek dalej na południe. Dlatego też po krótkim odpoczynku i kilku pamiątkowych zdjęciach, Rafał ruszył biegiem na prawdziwy najwyższy szczyt Egiptu, a ja z dziewczynami zeszłyśmy poszukać naszego przewodnika. Szczęśliwie cień, dłuższy odpoczynek, trochę wciśniętego przez nas jedzenia i wizja, że teraz już tylko w dół sprawiły, że odzyskał on część sił. Po 20 minutach dołączył do nas Rafał i dziarskim krokiem ruszyliśmy w drogę powrotną.
Powrót tą samą drogą zajął nam trochę dłużej niż zakładaliśmy, ale i tak uważam, że całkiem sprawnie nam poszło. Za to zachodzące słońce, barwiące skały na ciepłe kolory, dostarczyło nam mnóstwa wrażeń estetycznych, których długo nie zapomnimy. Ale największe wrażenie zrobił księżyc, który wzeszedł wkrótce potem - Weronika zobaczyła go pierwszy w życiu i do końca trasy nie była w stanie oderwać od niego oczu :)
Sami widzicie - wyprawa zdecydowanie udana!
*Â
Kilka spraw praktycznych w kwestii zdobywania Gebel Katherina:- przewodnik: niestety obowiązkowo trzeba wynająć przewodnika. Mimo, że naszym zdaniem trasa nie jest jakoś specjalnie trudna do odnalezienia i GPS track by zdecydowanie wystarczył. My korzystaliśmy z
Sheikh Mousa (ze względu na najkorzystniejszą cenę).
- dojazd: o dziwo sporo trudnoÅ›ci dostarczyÅ‚a nam organizacja dojazdu z Sharm El Sheikh do St Catherine Village. Nie można liczyć na komunikacjÄ™ publicznÄ…, zorganizowane wycieczki majÄ… niepasujÄ…ce godziny przyjazdu i odjazdu (i wiÄ™kszość z nich zahacza jeszcze o Dahab), a taksówki za dojazd liczÄ… sobie naprawdÄ™ sÅ‚ono. Do tego, ze wzglÄ™dów bezpieczeÅ„stwa droga do tej poÅ‚ożonej w sercu półwyspu wioski jest naszpikowana wojskowymi checkpointami i zdaje siÄ™, że nie wszyscy mogÄ… tam wjechać.Â
- koszt: 3000 EGP dojazd za naszą czwórkę (ok. 725 zł), 1200 EGP (ok. 290 zł) przewodnik. To była zdecydowanie droga impreza!
- czas: aby zdobyć górę trzeba liczyć ok. 10 h na całą trasę. 5h w górę, 3-4h w dół plus przerwy.
- ekwipunek: koniecznie trzeba wziąć ze sobą duuuużo wody. My mieliśmy 5 litrów, wystarczyło nam, ale na styk. Przewodnicy straszyli, że na szczycie będzie zimno i trzeba wziąć ciepłe ubrania, ale my wchodząc w kwietniu nie podzielamy też opinii :)
- organizacja: gdybym organizowała nasz wypad na Górę Świętej Katarzyny jeszcze raz, zrobiłabym to nieco inaczej. Przyjechałabym do St Catherine Village dzień wcześniej, aby spać tam w Beduin Campie i ruszyć w góry o świcie, gdy jest chłodniej. Szybciej byśmy byli z powrotem i do Sharm El Sheikh wrócilibyśmy o normalniejszej godzinie :)
Wyjazd do Egiptu zaczęliśmy z przytupem, dalsza część relacji (wkrótce!) będzie już spokojniejsza.
Do zobaczenia!