Wyznawcy Allaha nieustannie podkreślają, że ich Bóg jest wielki i potężny, tak jak i potężny jest sam Islam. Potęgę tej religii rozumieć można na różne sposoby - przez olbrzymią liczbę wyznawców i ich imponującą religijną gorliwość, po pilnie przestrzegany, wzruszający obowiązek dawania jałmużny. Jest też niestety i potęga krzywo rozumiana przez niektórych jako zmuszanie innych do uznania swoich racji i krwawe forsowanie swojej wizji świata, czemu niestety dały obraz ostatnie wydarzenia m.in.we Francji, Iraku, Belgii.
Dla mnie potęga Islamu wyraża się w niezwykłej gościnności, której zawsze doświadczaliśmy w świecie arabskim i w niesamowitej umiejętności łączenia życia codziennego i duchowego w tej części świata. Podróżując po tym regionie, miałam wrażenie, że tutaj potęgę swojej religii próbuje się wyrazić jeszcze inaczej, pokojowo i pięknie - poprzez architekturę.
I rzeczywiście, meczety Arabii nie mają sobie równych!
*
Abu Zabi to jednocześnie stolica ZEA i stolica największego i najbogatszego z Emiratów o tej samej nazwie.
Jest to drugie miasto kraju, do niedawna pozostające mocno w cieniu przodującego pod wszelkimi względami Dubaju. Wygląda na to, że bogate Abu Zabi pozazdrościło sławy sąsiadowi i rozpoczęło serię olbrzymich inwestycji i wyścig po turystyczną sławę. Mimo całkiem obiecująco wyglądających planów rozbudowy, Abu Zabi wciąż jeszcze nie może się równać z Dubajem ani pod względem liczby i ekscentryzmu wieżowców, ani liczby turystów. Może przyczynił się do tego mocny konserwatyzm mieszkańców tego miasta (np. obowiązują tutaj dużo mocniejsze restrykcje dot. sprzedaży alkoholu), a może to, że bogate w ropę Abu Zabi długo nie zaprzątało sobie głowy dbaniem o atrakcyjność turystyczną.
Mimo to na mapie miasta jest kilka punktów, które mogą być interesujące.
Po pierwsze najbardziej luksusowy hotel świata,
Emirates Palace, który w 2005 roku wydarł ten tytuł dubajskiemu Burj Al Arab. Jest to jeden z największych hoteli świata, którego wnętrza są ponoć tak luksusowe, że uznano, że nie wypada nazywać go hotelem - używa się więc nazwy 'pałac'. Zresztą faktycznie, nie jest to tylko miejsce do spania, bo odbywają się tu liczne koncerty światowych sław (grali tu m.in. Elton John czy Coldplay), jest galeria antyków, działają wspaniałe restauracje (w których można spróbować burgera z wielbłąda czy camelcino - kawy ze spienionym wielbłądzim mlekiem), a wszystko to w otoczce kapiącego złotem wystroju nawiązującego do tradycyjnego arabskiego wzornictwa.
Warto też przejść się nadmorską promenadą, mając po jednej stronie ciekawe wieżowce, a po drugiej wody Zatoki Perskiej. Miejscy architekci utrzymują, że na promenadzie panuje iście śródziemnomorski klimat, i mimo, że uważam to porównanie za nieco naciągane, i tak jest tu bardzo miło. W końcu to jedno z nielicznych miejsc, gdzie ciężki upał bywa przewiany nieśmiałą morską bryzą!
W Abu Zabi znajdziemy też sporą ilość publicznych plaż (10 km) i dobrze utrzymanych, publicznych parków, a nawet skansen
Heritage Village, pokazujący wiejskie życie z czasów przed odkryciem ropy naftowej.
Jeśli to wszystko Was jeszcze nie przekonało, to na koniec zostawiłam sobie asa w rękawie.
Jeśli mielibyście do Abu Zabi przyjechać tylko na chwilę i tylko po to, żeby zobaczyć Wielki
Meczet Szejka Zayeda, to zróbcie to bez wahania. To największy meczet kraju (8-my na świecie), wg Trip Advisora jeden z 25-ciu najczęściej odwiedzanych obiektów świata, położony z dala od centrum miasta, w spokojnej okolicy, góruje nad nią i wygląda jakby żywcem wyjęty z baśni o Alladynie. Śnieżnobiałe kopuły,
odcinające się burego, pustynnego krajobrazu, niezliczone kolumny odbijające się w wodnych basenach, złote zdobienia, marmur, kamienie półszlachetne, ogromny, wypolerowany dziedziniec - to wszystko wygląda nierealnie.
Mamy szczęście, bo to jeden z nielicznych tutejszych meczetów otwartych także dla niewiernych. Zwiedzające kobiety muszą co prawda wypożyczyć czarną abbaję, w której jest jeszcze bardziej gorąco, a zdjęcie butów sprawia, że mamy wrażenie, że nagrzane płyty dziedzińca nas parzą. Nie studzi to w żaden sposób naszego entuzjazmu i nie możemy się doczekać, aż wejdziemy do środka. Po idealnej harmonii dziedzińca, we wnętrzu spodziewamy się cudów!
Najpierw poczuliśmy zbawienny, chłodny powiew klimatyzacji, a potem ulgi doznały nasze stopy, zanurzając się w miękki, perski dywan (swoją drogą, to największy dywan świata, wykonany z nowozelandzkiej i irańskiej wełny), a następnie... nasze oczy doznały szoku. Wnętrze meczetu jest tak kiczowate, że nie możemy w to uwierzyć. Wszechobecna harmonia gdzieś zniknęła, kwiatowe wzory z bliska nie są już tak piękne, a żyrandole wyglądają jak zlepione z żelków Haribo. Nie wierzymy własnym oczom. Z jednej strony trochę nam szkoda, z drugiej strony, przyznajemy w duchu, że całe doznanie tej mieszanki harmonii i kiczu warte jest przeżycia.
Taki arabski Neuschwannstein.
Informator* 1 AED to ok. 1 PLN
* nikt tu nie chodzi pieszo, głównie ze względu na upały. Meczet oprócz pokaźnego parkingu zaopatrzony jest też w lądowisko dla helikopterów. Próbowaliśmy transportu publicznego, ale mimo wszystko niezbyt go polecam - autobusy jeżdżą bardzo rzadko i mają mało wygodne dla turystów trasy. Straciliśmy masę czasu, ledwie żywi, topiąc się w upale na przystankach.
Ceny* bilet autobusowy z Dubaju do Abu Zabi: 40 AED (plus 20 AED dopłaty za kartę NOL)
* bilet na autobus miejski w Abu Zabi: 2 albo 4 AED (zależnie od dystansu)
* taksówka z meczetu do centrum miasta: 45 AED
* butelka wody mineralnej: 1.5 AED