Właściwie to nie planowaliśmy zabawić w Guantanamo.
Zatrzymaliśmy się tu przypadkiem, podczas drogi z Santiago na wschód. Jedyne skojarzenie, jakie większość z nas ma z tym miastem, czyli amerykańską bazę postanowiliśmy ominąć z daleka, a wiedzieliśmy, że samo miasto Guantanamo niestety nie ma wiele więcej do zaoferowania.
*
Chociaż właściwie o samej bazie wojskowej warto powiedzieć dwa słowa. Przede wszystkim to, że trudno właściwie określić jej prawny stan - Kuba zdecydowanie nie zgadza się na pobyt jakichkolwiek wojsk amerykańskich na swojej ziemi, a już na pewno nie na regularną bazę wojskową. O żadnej więc umowie Kuba - USA w tym względzie nie może być mowy. Oficjalnie Kuba twierdzi, że Amerykanie są tu bezprawnie. Stany natomiast, niejako usprawiedliwiając swój pobyt tutaj, regularnie płacą rządowi kubańskiemu rachunki za dzierżawę ziemi. Kuba na to odpowiada, że żadnych czeków nie przyjmuje, bo też nie ma za co. A nieoficjalnie mówi się, że czek za czekiem ląduje w fidelowej szufladzie. Jaka jest prawda, trudno dociec, fakt faktem, że baza jest, o więźniach i torturach, jakie na nich stosowano było głośno (oficjalnie, wg Konstytucji, w Stanach nie wolno nikogo torturować, Amerykanie-hipokryci robią więc to za granicą), a rachunki za użytkowanie ziemi ktoś odbiera.
Jest jeszcze drugie, bardziej pozytywne skojarzenie z tym miastem. Każdy z nas kojarzy przecież melodię słynnej
'Guantánamery' nieoficjalnego hymnu Kuby. Mimo, że ponoć powstała jako odpowiedź na drwiny z nieudolnych zalotów muzyka, to jest to podobno najbardziej patriotyczna pieśń kubańska. I z pewnością najbardziej popularna, bo słychać ją wszędzie!
*
A w Guantanamo zatrzymaliśmy się, aby zmienić środek transportu.
I właśnie o kubańskim transporcie chciałabym napisać coś więcej.
Tradycyjnie spróbowaliśmy prawie każdej możliwej opcji, zapraszam więc na subiektywny przekrój kubańskiej lokomocji.
1). ViazulWłaściwie numer jeden w kwestii przemieszczania się po wyspie. Viazul to dość luksusowy (jak na tamte warunki) autobus - wygodny, bardzo klimatyzowany i punktualny. Co za tym idzie, bardzo drogi. Tak drogi, że właściwie nie bardzo da się spotkać tam zwykłych Kubańczyków. No bo nawet nas, Europejczyków bolało wydanie 50 dolarów na przejazd z Hawany do Santiago, a co dopiero mieliby powiedzieć ludzie, którzy miesięcznie zarabiają 16$! Te kosmiczne ceny sprawiają, że to typowo turystyczny rodzaj komunikacji, łączący najważniejsze turystyczne miejscowości, jak Varadero, Viñales, Santiago, Trinidad itd. Nie ma mowy, żeby dojechać nim do małych, zagubionych na końcu świata wiosek.
Jak to możliwe, że taki Viazul może istnieć i mieć się dobrze? Otóż to właściwie jedyny w miarę dostępny dla turystów (którzy oczywiście są głównymi użytkownikami tych autobusów) środek transporty, ponieważ...
2). Zwykłe autobusysą zakazane dla nie-Kubańczyków. Kosztują jakieś 20 razy mniej niż Viazul, cieszą się więc olbrzymią popularnością wśród obywateli, są przepełnione i łączą sporą część większych miast i miasteczek. Próbowaliśmy wiele razy dostać się na ich pokład, ale przepisy (i ich egzekutorzy) były nieugięte - nie jesteś Kubańczykiem albo rezydentem, do zwykłego autobusu nie wejdziesz.
3). PociągIstnieje na Kubie, kolej ma całkiem gęstą sieć, choć miejscami infrastruktura jest bardzo zniszczona (np. w okolicach Trynidadu, jeden z huraganów zniszczył tam tory w latach '90, których nigdy nie odbudowano). Przez to pociągi są bardzo powolne i nie jeżdżą nieregularnie (a czasem nawet bywają odwołane). Są za to zdecydowanie tańsze niż Viazul i dostępne dla wszystkich, więc mogą być naprawdę dobrą alternatywą dla tych, którzy mają więcej czasu, chcą być bliżej Kuby i oszczędzić trochę pieniędzy. Warto jednak wtedy upewnić się, że danego dnia pociąg będzie jechał.
A naszej relacji z pociągu będzie jeszcze trochę więcej w jednym z przyszłych wpisów;)
4). TaksówkaChyba najpopularniejszy środek transportu, zwłaszcza jeśli chodzi o taksówki dzielone, czyli tzw.
collectivo (także i na dłuższe dystanse). Taksówki zwykłe, czyli 'niedzielone', to już większy wydatek, chociaż często jest to jedyny środek transportu w bardziej oddalone miejsca. Koniecznie trzeba się umówić na stawkę przed jazdą. No i nawet jeśli za taksówkami się nie przepada, warto przynajmniej raz przejechać się taką oryginalną, stareńką taksówką, która pewnie pamięta lata 50-te.
5). CamionesNajbardziej kubański z kubańskich sposobów podróżowania. Camiones to wielkie tiry, których paka przystosowana jest (chociaż to za duże słowo) do przewożenia ludzi. Zwykle przepełnione podróżującymi, tak, że właściwie jedzie się na stojąco i jest się podtrzymywanym przez tłum. Camiones kursują zwykle na trasach pomiędzy większymi miejscowościami, zatrzymując się na żądanie, ale i zmieniając kurs na życzenie większej grupy podróżujących.
Przydatna rada: lepiej nie pytać się o cenę, bo usłyszymy o wiele zawyżoną kwotę, tylko podpatrzeć ile płacą miejscowi i zapłacić tyle samo.
Oficjalnie turystom nie wolno podróżować tym środkiem transportu, ale w praktyce brano nas na pakę przez problemu.
6). RowerTo dość popularny środek transportu w tym kraju, głównie ze względu na kryzys paliwowy i samochodowy. Bez problemu rower można też pożyczyć, chociaż warto potargować się o cenę (zwłaszcza, że większość z tych rowerów ledwo jeździ!). Zwykle to 5-7 dolarów za dzień.
7). RikszaRowerowe riksze cieszą się tu olbrzymią popularnością. I chociaż nie jestem zbytnią fanką takiej komunikacji, to raz daliśmy się skusić na taką przejażdżkę. Z zastrzeżeniem, że przy jeździe pod górkę, solidarnie zeszliśmy z rikszy i razem z właścicielem, pchaliśmy ją pod górę. Nieskromnie powiem, że zdobyliśmy tym jego serce i następnego dnia, odszukał nas w miasteczku i chciał wozić za darmo (to pierwsza i jedyna bezinteresowna propozycja, z jaką spotkaliśmy się w tym kraju!).
8). KońKoń to dobra inwestycja na Kubie - je trawę, której jest tu pod dostatkiem, jest szybszy niż człowiek, nie trzeba mu dostarczać paliwa, no i można go wynająć turystom za dobre pieniądze. Główne konne ostoje to Viñales i Trynidad.
9). AutostopJest tu bardzo popularny, głównie ze względu na kryzys transportowy. Taki przejazd zwykle wiąże się z drobną opłatą (lepiej tę stawkę ustalić przed wejściem do pojazdu). Mało tego, często można z kierowcą dogadać się, żeby za dopłatą zboczył z kursu i podwiózł w trudniej dostępne dla turysty rejony.
Co tu dużo mówić, transport na Kubie nie jest najwygodniejszy i zdecydowanie nie jest szybki. Niestety też jest bardzo rozwarstwiony na komunikację dla bogatych i biednych (co za hipokryzja w kraju powszechnej komuny i równości!), ale jeśli tylko chcieć, to naprawdę da się posmakować tej bardziej autentycznej, kubańskiej drogi.
No to w drogę na wschód!