Geoblog.pl    marianka    Podróże    Zrozumieć Kubę    Miasto muzyki
Zwiń mapę
2014
30
paź

Miasto muzyki

 
Kuba
Kuba, Santiago de Cuba
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 803 km
 
O Santiago de Cuba wiedzieliśmy, że jest drugim miastem kraju, stolicą muzyki i słynie z mało uprzejmych ludzi. I że tutaj zaczęła się kubańska rewolucja niezbyt udanym atakiem na koszary Moncada. Mnie w kierunku tego miasta ciągnęła jeszcze legenda zamczyska Castillo de San Pedro de la Roca, no i chęć zobaczenia południa kraju.
Santiago de Cuba stało się więc naszym kolejnym przystankiem w kubańskiej wędrówce.

Santiago od Hawany dzieli sporo - od zupełnie innego charakteru i temperamentu, wpływu sąsiedniego Haiti, po prawie 1000 km odległości. Dotarcie do tego miasta zajęło nam całą noc, spędzoną w (nazbyt) klimatyzowanym autobusie.
Poranne Santiago przywitało nas pełnym słońcem i całkiem już rozbudzoną atmosferą. Gdy szliśmy ulicami miasta za naszym hostem, taszcząc plecaki, o dziwo (w końcu to całkiem turystyczne miasto!) byliśmy sporą atrakcją. Miałam wrażenie, że gapią się na nas tysiące ciekawych oczu.

Równie silnie poczucie będę mieć 12 godzin później, przy skradającym się zmroku, gdy będziemy szukać największej muzycznej atrakcji tego miasta, Casa de Los Tradiciones (drugi tutejszy muzyczny dom to Casa Trova). Ciemne uliczki dzielnicy Tivoli, którymi się snuliśmy, wydawały nam się wtedy pełne tajemniczego i niezrozumiałego dla nas życia. Wtedy pierwszy raz poczuliśmy jak bardzo kubańskie życie związane jest z ulicą - tam właśnie się je, kupując drożdżową niby-pizzę w oknie kuchni sąsiada, popija kawę siedząc na progu swojego domu, rozkłada się na chodniku stolik, na którym rozgrywa się partyjki tego i owego przez cały dzień, a gdy jest już całkiem ciemno, po prostu słucha się muzyki (zdziwi się ten, kto myśli, że tej w stylu Buena Visty...) i rozmawia z przyjaciółmi. Wszystko na widoku, wszystko wśród ludzi.

Jedyny wyjątek to telewizja - tylko ci, wpatrzeni w szklany ekran (obojętnie jak biednie obejście by wyglądało - telewizor musi być!) i jego wymyślone życie, wydają się być całkiem oderwani od tego prawdziwego rytmu, który pulsuje tuż obok.

Do Casa de Los Tradiciones w końcu doszliśmy i uiściwszy opłatę wejściową w wysokości 2 CUC weszliśmy do środka. Właściciel tego miejsca jowialnie nas przywitał, usadził za jednym z nielicznych stolików i podał chłodne mojito. Te trzy rzeczy od razu sprawiły, że staliśmy się inni - 'tutejsi' wchodzili kiedy chcieli, bez opłat, siadali na małych krzesełkach z dala od stolików i popijali przyniesiony po kryjomu rum. Taki podział wydawał się tu przerażająco oczywisty i rozsądny - wyglądało na to, że gringo zapewniają temu miejscu utrzymanie, a lokalsi frekwencję i rozrywkę.

Początek był słaby. Ludzi było mało, a programem rozrywkowym było coś w rodzaju karaoke - ci, którzy chcieli śpiewać, puszczali własne, zgrane płyty z podkładem, brali do ręki mikrofon i zabawiali resztę przybyłych. Czasem całkiem skutecznie, a czasem mniej. Dopiero potem do lokalu napłynęło więcej osób i zaczął się prawdziwy koncert. Trzeba przyznać, że muzyka rzeczywiście wydawała się być tutejsza, kubańska i temperamentna, i naprawdę byliśmy zadowoleni. Szkoda tylko, że wśród bawiących się do tradycyjnej muzyki nie było nikogo młodego...

*

Szukaliśmy muzyki w mieście muzyki.
Udało nam się podglądnąć gdzieś lekcje salsy na podwórku, podsłuchać prób lokalnej szkoły muzycznej, czy posłuchać ulicznych grajków, którzy jednak przestawali grać jak tylko turysta zniknął z horyzontu. Mało melodii było w mieście melodii.

Chyba jedynym prawdziwie muzycznym wydarzeniem podczas naszego pobytu tam, był przemarsz kubańskich orkiestr przez miasto i mini koncert na głównym placu miasta,Parque Cespedes, u stóp katedry Wniebowzięcia NMP. To chyba był jedyny moment, kiedy naprawdę poczułam się bliżej kubańskiej, muzycznej duszy.

*

Dla zawiedzionych atmosferą Santiago jest jednak kilka rozwiązań.
Pierwsze z nich, najłatwiejsze to wizyta w Muzeum Rumu Bacardi. To właśnie z Santiago pochodzi ten słynny trunek. Właściciele marki co prawda przenieśli firmę i całą produkcję po rewolucji na sąsiednie Bahamy, ale kolebka firmy (i jak niektórzy się upierają, kubańskiego rumu), jest właśnie tu.
Niestety, to nam nie mogło pomóc, bowiem aktualnie muzeum jest w niekończącym się remoncie.

Drugie rozwiązanie, nieco bardziej czasochłonne, to odwiedzenie ikony Santiago, Castillo de San Pedro de la Roca. Potężne zamczysko zostało wzniesione w XVII w. w odpowiedzi na coraz śmielsze ataki zuchwałych piratów, najeżdżających miasto. Wielki budowniczy, Antonelli, ten sam, który budował fortecę w Hawanie, nie dożył rozpoczęcia budowy (wieloletnie problemy finansowe to najwyraźniej nie tylko XX-wieczny wynalazek). Zamek wygląda imponująco... ale niestety tylko tyle - ani specjalnie nie zasłużył się dla obrony miasta (bardzo szybko zaczął pełnić funkcję więzienia miast fortecy obronnej), ani dziś nie jest specjalnie interesujący dla turystów. Znajduje się tu wyjątkowo nudne i puste Muzeum Piractwa (a szkoda, bo to w końcu temat bardzo działający na wyobraźnię!), w którym na dodatek nie wolno robić zdjęć. Tłumy turystów tłumaczy tutaj chyba tylko to, że zamek jest wpisany na listę UNESCO.

Inna opcja to wypad w okolice słynnych plantacji kawy La Isabelica i malowniczej skały Gran Piedra. Szukaliśmy rozsądnej opcji transportu w te okolice, ale niestety napotkaliśmy na swojej drodze mocny opór taksówkarzy. Nie chciało im się nawet odpalać auta za mniej 40$!!!
Trochę zszokowani postanowiliśmy dostać się tam bardziej lokalnymi środkami transportu, co udało nam się tylko połowicznie - zostało nam do przejścia ok. 12 km w koszmarnym upale, drogą pod górę. Początkowo nie poddawaliśmy się, ale po paru kilometrach byliśmy wykończeni. Ruchu na drodze nie było prawie żadnego, a jeśli już coś przejeżdżało, chciało min. 30$ za podwiezienie do góry. Unieśliśmy się więc dumą i zrezygnowaliśmy ze spaceru pośród kawowych pól. Nie tutaj, to gdzie indziej...

Ci, którzy chcieliby poznać nieco inne oblicze Kuby, powinni wybrać się do Bazyliki El Cobre. To najważniejsze dla Kubie sanktuarium maryjne, które nawet w czasach najostrzejszego antyreligijnego reżimu, zajmowało niezwykłe miejsce w sercach Kubańczyków. Podobno cudowną statuetkę Maryi znalazło w wodach zatoki 3 młodych rybaków w czasie groźnego sztormu. Oczywiście jak tylko figurka znalazła się na pokładzie, łódce szczęśliwie udało się przybić do brzegu, gdzie wkrótce stanęło sanktuarium. Dziś przybywają doń tysiące pielgrzymów ze swoimi problemami, w nadziei na równie cudowną pomoc.

*

Skrócę tę opowieść, zdradzając, że niestety żadna z tych opcji nie zdołała nas przekonać do Santiago, miasta dusznego, głośnego i niezbyt przyjemnego. Mieliśmy wrażenie, że 2 dni to i tak zbyt dużo w tym miejscu i z ulgą wsiedliśmy do najbardziej kubańskiego z kubańskich środków lokomocji, aby pojechać na wschód. Ale o tym już w następnym odcinku!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (52)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
mamaMa
mamaMa - 2015-04-06 12:48
Muzyka, zamek, rum - wszystko zdaje sie byc ciekawe, ale z tekstu pobrzmiewa wspomniany przez Ciebie brak sympatii dla Kuby.
Zdjecia malaownicze i rozpalone sloncem:-)
 
marianka
marianka - 2015-04-06 13:18
Hm, nie ukrywam tego;) Ale na pocieszenie - obiecuję, że w następnych odcinkach będzie sympatyczniej!
 
vlak
vlak - 2015-04-06 16:47
Też miałem wrażenie dysonansu między pięknymi zdjęciami a tekstem z którego przebija niechęć, ale może to wynika właśnie z malowniczości Kuby i obrazy trochę oszukują. Nie myśleliście o tym, żeby do Santiago pojechać pociągiem? Wygląda, że jeden nocny jeździ, choć nie codziennie.
 
BoRa
BoRa - 2015-04-06 20:16
Zdjęcia, jak zawsze, świetne, a braku muzyki trochę szkoda - mnie przede wszystkim Kuba kojarzy się z gorącymi rytmami salsy.
 
danach
danach - 2015-04-08 14:00
Zamek faktycznie niezbyt ciekawy ale widok z niego to już inna bajka :)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 38% świata (76 państw)
Zasoby: 677 wpisów677 3902 komentarze3902 12918 zdjęć12918 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.03.2016 - 26.07.2023
 
 
22.02.2023 - 11.03.2023