To już ostatni przystanek naszego wyjazdu.
Tak jak ten pierwszy, znajduje się poza Andaluzją - powstała więc nam taka symboliczna rama wyprawy. Ale chociaż
Elche już do Andaluzji nie należy (co więcej, właściwie mówi się tu już po katalońsku, stąd dwie nazwy miasta - Elche i Elx), to z tą sąsiednią krainą ma całkiem dużo wspólnego.
A co?
A choćby i długą mauretańską historię. I to właśnie rządom tychże, miasto zawdzięcza swoją największą atrakcję -
Gaj Palmowy. Mimo, że ponoć pierwszymi palmowymi plantatorami byli tu Fenicjanie, a Rzymianie wytyczyli działkę pod palmowy park, to właśnie Arabowie najbardziej przyczynili się do chwały tego miejsca. Ich ciężka praca się opłaciła - wybudowany przez nich system irygacyjny jest z powodzeniem używany do dziś, a w Europie nie ma większego skupiska palm. Zresztą niewiele innych gajów palmowych świata może się z nim równać.
Będąc więc w Elche koniecznie trzeba pójść na spacer między palmy, poczuć się jak w jakiejś arabskiej oazie, a na koniec spróbować odnaleźć tę najsłynniejszą, olbrzymią
Palmę Cesarską, nazwaną tak na cześć Cesarzowej Sissi, która zachwycała się tutejszym 'lasem'. A jeśli chce się jeszcze lepiej poznać to miejsce, można po prostu odwiedzić tutejsze palmowe muzeum.
Oczywiście samo miasto warto odwiedzić nie tylko ze względu na palmy.
Znajdziemy tu piękny
pałac Altamira,
Łaźnie Arabskie czy ładne stare miasto z piękną
Bazyliką św. Marii. Świątynia ta szczególnie ożywa w połowie sierpnia, gdy odgrywa się w niej niezwykłe
Misteri d'Elx o wniebowzięciu NMP. Swoją drogą, to jedyna średniowieczna sztuka, którą odgrywa się we wnętrzu kościoła (specjalne pozwolenie wydał sam papież Urban VIII).
Nam Elche pozwoliło ponadto zasmakować hiszpańskiej gościnności - spaliśmy tutaj korzystając z couchsurfingu. A ostatnie momenty w tej krainie pozwoliły nam też nacieszyć się ciepłem i słońcem, a także odnaleźć te smaki, których w tej części Hiszpanii trzeba spróbować obowiązkowo. Ale o tym w następnym odcinku!