Nasze dusze osiągną nieśmiertelność
I na naszych ramionach uniesiemy Sztandar.
Hymn Algierii (fragment)Camus pisał, że miasto było dziwne.
Pochłonięte swoimi sprawami, biznesami i handlem. Mimo iż tak blisko morza, to odwrócone tyłem do zatoki. Że nie było tam ptaków, ogrodów i parków. Że nie można było znaleźć zbyt wielu drzew, a miasto sprawiało wrażenie brzydkiego.
Mieszkańcy byli mu podobni - pozbawieni charakteru, nudni i bezmyślni. Pracujący całe dnie, aby, zupełnie bez entuzjazmu, oddać się chwilom przyjemności w weekend.
W mieście tym znaczenia słów
'kocham',
'żyję' i
'umieram' nie niosły ze sobą refleksji, emocji ani odmiany.
I właśnie do tego miasta pewnego dnia zaczęły napływać szczury. A wraz z nimi
dżuma.
Dżuma, która zastaje miasto zaskoczone, która staje się więzieniem i która jest przyczyną zmian.
Byłam bardzo ciekawa Miasta Dżumy.
Czy rzeczywiście jest tak bezduszne i brzydkie, jak opisywał je Camus? Czy da się odnaleźć w nim tę algierską serdeczność, która tak nas oczarowała? Czy więcej jest tu wpływów hiszpańskich (to król Hiszpanii sprzedał to miasto Turkom osmańskim ponad 200 lat temu) czy też francuskich (jeszcze kilkadziesiąt lat temu Algieria była częścią Francji)?
Oran nie dał nam jednoznacznych odpowiedzi.
Owszem, nie należy do miast urodziwych, chociaż siedząc na stopniach katolickiej
Katedry Sacré-Cœur (dziś jest to Wielka Biblioteka) czy stojąc pod ratuszem
Dar el-Bahia albo
miejskim teatrem potrafiliśmy zapatrzeć się w zachwycie.
Nie umiałabym też jednoznacznie powiedzieć, że jest to miasto asfaltu i zabudowań - może ulice są trochę duszne, ale wędrując w stronę
cytadeli Mers El-Kebir (kasby) czy słynnego, cudownego
fortu Santa Cruz łatwo o tym zapomnieć.
Oran jest
i obojętnie kosmopolityczny - z całą pretensjonalnością nowoczesnych kafejek, gdzie na wielkich ekranach młodzież wpatruje się w muzyczne koncerty i elegancją nadmorskiego bulwaru
La Corniche, który tak bardzo przypominał nam Niceę, że gdyby nie bielone wapnem pnie palm i brak plaży pewnie byśmy zupełnie zapomnieli gdzie jesteśmy,
ale jest i zwyczajnie serdeczny prostą gościnnością i ujmującą troską o turystów-gości.
'Opiekowali' się nami zarówno poważni policjanci jak i roześmiani sprzedawcy drożdżówek - 'Tam lepiej nie idźcie' (chodziło o uliczki kasby), 'Tędy droga jest ładniejsza', 'Spróbujcie tego', 'Nie macie drobnych? Możecie to kupić taniej'.
Czy Camus miał rację mówiąc, że uczucia tutaj powszednieją i trącą banałem?
Zagłębiając się w tę późniejszą niż wojenna ('wojenna' w naszym, polskim rozumieniu) historię tego kraju, trudno mówić o braku barw - burzliwe dzieje tego regionu mogłyby dopisać kolejnych kilka tomów
Dżumy. Ale o tragicznej algierskiej historii jeszcze ode mnie usłyszycie.
To co Orańczykom zostało z czasów zarazy (choć ja wierzę, że mieli to w sobie zawsze), to chęć przemian i parcie do przodu. Najłatwiej dostrzegalnym tego przykładem są wszechobecne remonty - dróg, ulic, budynków. Ale wystarczy tylko porozmawiać z mieszkańcami miasta, aby przekonać się, że ich motywacja jest nie tylko powierzchowna.
Mieszkaliśmy u
Jaweda - syna Kogoś Bardzo Ważnego, który ugościł nas w pięknym apartamencie w centrum miasta i był naszym rozmówcą przez dwa długie wieczory. Pytania, dialogi i muzyka to to, co z nich najlepiej zapamiętam. Ten człowiek renesansu (student medycyny i architektury, doktorant politologii, producent filmów i gitarzysta-amator!!) był olbrzymią inspiracją i źródłem wiedzy o tak niedocenianym Islamie.
Obiecaliśmy sobie po spotkaniu z nim przeczytać Koran.
Ciekawość rodzi zrozumienie, a zrozumienie tolerancję - obok
Wielkiego Meczetu beja Mohameda El-Kebira stoi tu katolicka katedra (czasy francuskie) i kaplica na forcie Santa Cruz (czasy hiszpańskie) oraz
Wielka Synagoga Orańska. Gdzieś w tle majaczy wieża
Meczetu Paszy, pamiątki po czasach tureckich, a współczesną dumą miasta jest
Uniwersytet Oranu i eklektyczny budynek dworca.
W tle pobrzmiewa tradycyjna muzyka Gnawa, gdy my podążamy na ukryte pięterko dobrej restauracji, gdzie biznesmeni popijają niby zakazane piwo, wino czy whisky.
Mijamy leniwe patrole policji, które udają, że nie widzą sąsiadujących z nimi meneli sączących algierskie wino z kartonu (w kraju, którego kultura zabrania pić alkoholu, prawo jednocześnie pozwala na picie go publicznie).
Długo szukamy otwartego miejsca, gdzie w porze obiadowej (hm, naszej porze obiadowej) da się coś zjeść, mając w pamięci, że Oran słynie jako miasto o wyjątkowo bujnym życiu nocnym (podobno to najbardziej liberalne miasto tego regionu).
Miasto Lwa (to zwierzę to właśnie jest symbol Oranu) to jeden wielki misz-masz: kulturowy, architektoniczny i wizerunkowy.
Próbując coś o nim napisać do głowy przychodzi mi tylko cytat Camusa:
'W ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę'. Nie dziwię się, że napisał to w tym mieście!
Informator:* Kurs walut: 100 dinarów to ok. 1 euro.
* Jedyne w mieście tourist info niestety jest zamknięte na trzy spusty.
* Bankomaty w Algierii nie obsługują europejskich kart płatniczych - warto o tym wiedzieć i zaopatrzyć się w odpowiednią ilość gotówki przed przyjazdem!
Ceny:* bus z Tlemcen do Oranu - 300 DA
* taksówka dla dwóch z przystanku autobusowego na obrzeżach miasta do centrum - 400 DA (ale to oszustwo - powinna kosztować mnij niż 100 DA!)
* śniadanie: naleśnik z bananem i nutellą, kawa - 400 DA
* obfity obiad (stek) - 800 DA
* cola-cola w restauracji - 50 DA
* woda mineralna w sklepie - 30 DA
* pociąg (wypasiony!) z Oranu do Algieru - 1020 DA
Przydatne pojęcia:* Kasba - dawna forteca lub ufortyfikowana część miasta.
* Bej - dawniej turecki wódz, namiestnik, dziś forma grzecznościowa.
* Pasza - wysoki urzędnik (gubernator, generał) w Turcji Osmańskiej.