Zastanawialiśmy się jak w jednym zdaniu określić angielskie menu.
Chyba najlepiej pasuje 'tak ciężkie, że po posiłku da się tylko iść spać'.
To zdanie zresztą doskonale obrazuje nasz stan, gdy po angielskim śniadaniu chcieliśmy ruszyć do miasta.
Nie było o tym mowy!
A jeszcze godzinę wcześniej lekko głodni i pełni nadziei chodziliśmy po pobliskich knajpach i szukaliśmy miejsca, aby zjeść prawdziwe angielskie śniadanie.
Gdy postawiono wreszcie przed nami wielkie talerze, zrozumieliśmy czemu mówi się o nim 'najmniej zdrowe śniadanie świata'.
Przed nami leżało jajko sadzone, wielkie plastry boczku, kiełbaska (która miała smak... papieru - nic nie umywa się do naszych polskich mięs!), fasolka w sosie pomidorowym i pudding z kaszanki (black pudding). Wszystko to należało zagryźć chrupiącymi tostami i popić kawą, herbatą z mlekiem albo sokiem pomarańczowym.
Po takim śniadaniu rzeczywiście nie byliśmy w stanie nic zjeść do wieczora,
ale gdy tylko zgłodnieliśmy, postanowiliśmy spróbować innego typowo angielskiego specjału,
reklamowanego przez dosłownie wszystkie knajpki - 'fish & chips' czyli ryby z frytkami podawanej w towarzystwie puree z groszku.
Muszę przyznać, że porcja była solidna i ponownie nie byliśmy w stanie ruszyć się z miejsca.
Dla osób, które za rybami i owocami morza nie przepadają, lepszą alternatywą byłaby zapewne również typowo brytyjska jagnięcina w sosie miętowym, shepard's pie (czyli mięsno-warzywna zapiekanka) albo beefburger czyli burger z wołowiną.
Nie dość, że są to potrawy, których spróbować można wszędzie, to jeszcze nie są jedynie turystycznymi haczykami i naprawdę często goszczą w kuchni prawdziwych anglików.
Po południu, nie mogąc już nic więcej przełknąć, jedyne na co moglibyśmy się skusić to herbatka o piątej po południu czyli 'five o'clock'. Gdybyśmy byli nieco bardziej głodni pewnie chrupalibyśmy do niej herbatniki, scones albo nawet zjedli sandwicha.
Ale z pewnością nie dziś;)
A co ze słodyczami?
Nie ukrywam, że próbowanie lokalnych słodkości to jeden z naszych ulubionych wycieczkowych zwyczajów.
Angielskie słodycze może nie są bardzo różnorodne, ale z pewnością nie rozczarowują. Któż zresztą nie miałby ochoty na puszystego muffina, ciasto marchewkowe czy szarlotkę (apple pie) albo crumble (czyli owoce zapiekane pod kruszonką).
Nie można też nie wspomnieć o typowo brytyjskich puddingach. Występują zarówno w wersji wytrawnej (black/white albo yorkshire pudding) jak i słodkiej - christmas pudding ze znaczącym dodatkiem brandy albo pudding... chlebowy z rodzynkami.
Dzień można było zakończyć szklaneczką whisky (lub w wersji irlandzkiej whiskey;)) i kawałkiem sera cheddar. Whisky zastąpić można też piwem 'ale' w jednym z przytulnym pubów.
Kuchnia angielska, co by nie mówić, wyrafinowana ani zdrowa nie jest. Często nawet jej potrawy bywają wręcz trudne do zjedzenia (podobno prawdziwym testem dla nieangielskiego podniebienia jest 'welsh rarebit').
Ale czy nie jest miło wracać do domu po relaksującym weekendzie z przyjemnie pełnym brzuchem?
Do zobaczenia Londynie!