Ostatni raz zjedliśmy pyszną mamałygę, zrobiliśmy zdjęcie jeszcze jednemu kotu i zaopatrzyliśmy się w mołdawskiego szampana.
W końcu nadchodzi Sylwester.
Wracać chcieliśmy nocnym pociągiem z Odessy do Lwowa, ale gdy dotarliśmy piątkowym wieczorem do tej pierwszej i próbowaliśmy kupić bilety na pociąg pożałowaliśmy naszej beztroski. Nowy Rok to w dawnym ZSRR było największe święto, co do dziś mocno czuć. Dokładając do tego piątek, w który większość ludzi rozpoczynała swoje urlopy sprawiało to, że o biletach mogliśmy zapomnieć.
Niezbyt uprzejma pani kasjerka oraz nasz szczątkowy rosyjski nie polepszały naszej sytuacji.
Nie mieliśmy wyjścia - wyciągnęliśmy kiepską mapę i zaczęliśmy wymieniać niemal wszystkie większe miasta na północnym zachodzie kraju w nadziei, że gdziekolwiek uda nam się trafić. Poważną panią to na tyle rozbawiło czy też ujęło, że w końcu wyciągnęła swoją złotą komórkę, wykonała dwa telefony i okazało się, że udało jej się znaleźć wolne miejsca. Co prawda z 4-ro godzinną nocną przesiadką, ale nie miało to dla nas znaczenia, bo o 11 następnego dnia mieliśmy być we Lwowie - byliśmy uratowani! Nie chcieliśmy zostawać kolejnego dnia w Odessie.
Kiedy jednak o 2 w nocy wysiadaliśmy na zaśnieżony, ciemny peron w Żmerynce czuliśmy się jak bohaterowie filmów o zesłańcach na Syberię i zastanawialiśmy się, czy na pewno dobrze zrobiliśmy. Miasto urodzin Jana Brzechwy, choć liczy sobie kilka wieków niczym specjalnym się nie wyróżnia poza... ponoć bardzo ładnym secesyjno-eklektycznym dworcem. Rzeczywiście intensywnie odnawiana poczekalnia wydawała się bardzo ładna. Zapewniam, że jednak nie aż tak ciekawa, aby uchronić przed nudą w ciągu czterech godzin nocnych.
Z letargu senno-poczekalnianego punktualnie o 5 rano wyrwała nas... wesoła radziecka piosenka! Puszczana na cały głos z megafonów. Trwała może przez 2 niesamowicie absurdalne minuty, po czym z powrotem zapadła głęboka cisza przerywana przyjazdami i odjazdami kolejnych pociągów. Nie muszę mówić chyba, że gdy niemal spóźniliśmy się na nasz (nie zorientowaliśmy się jak wielkim węzłem kolejowym jest nasza Żmerynka) wyczekany pociąg, na który z trudem przecież zdobyliśmy bilety, było nam strasznie wstyd.