St-Denis to dzielnica aglomeracji paryskiej, chociaż formalnie stanowi osobne miasteczko (z własnym herbem, merostwem i ratuszem:)).
Istnieją dwa powody, aby tu przyjechać:
- olbrzymia, gotycka katedra i nekropolia królów Francji
- narodowy stadion Francji - 'Stade de France'.
A w moim przypadku wszystko zaczęło się od tego, że mój przyjaciel, którego tu poznałam jest zapalonym graczem i kibicem rugby. Zresztą o tym, o mieście z którego pochodzi (Clermont-Ferrand) i o tym co się tam dzieje, gdy ich miejska drużyna gra, będzie więcej niebawem (za jakiś miesiąc;)).
Rugby w każdym razie jest jednym z najbardziej popularnych sportów we Francji. Nie ma problemu z tym, żeby znaleźć bar z transmisją meczów na żywo, a niemal każdy orientuje się w aktualnej klasyfikacji drużyn.
Dziś miał mieć miejsce jeden z meczów Pucharu Francji, w którym grała drużyna właśnie z Clermont-Ferrand. Jako dobra przyjaciółka postanowiłam również stać się małym kibicem i (zaopatrzeni w niebiesko-żółte gadżety) razem wyruszyliśmy na drugą, północną stronę Paryża w kierunku St-Denis.
Dojazd do Stadionu nie jest trudny, ma on swoją własną stację metra (Stade de France St-Denis). Gdy tylko wysiedliśmy z kolejki, wszędzie było widać, co się tutaj będzie działo - sporo policji i masa ludzi w różowych (Paryż) albo niebiesko-żółtych (ASM Clermont-Ferrand) barwach.
Sam stadion może nie jest największą atrakcją turystyczną Paryża, ale będąc w okolicy niewątpliwie warto go zobaczyć. Został wybudowany całkiem niedawno, na odbywające się tu Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w 1998 (to właśnie te, które Francja wygrała, a Zidane stał się narodowym bohaterem;)). Obiekt może pomieścić jakieś 80 000 gardeł, a oprócz rozgrywek piłki nożnej i rugby odbywają się też zawody lekkoatletyczne.
Całość dość nowoczesna i przyjemna. Choć być może na mój odbiór tego miejsca wpłynął fakt, że wygraliśmy! ASM!
Drugie tutejsze ważne miejsce, czyli bazylika to zdecydowanie lepszy powód, żeby tutaj przyjechać. Ja byłam tu dużo później, jakiś miesiąc po meczu, wraz z Rafałem K. (czyli ! UWAGA REKLAMA ! rav(em) z geobloga:D).
Dojazd w okolice bazyliki również nie nastręcza specjalnych problemów, może poza czasem dojazdu. No ale Paryż to duże miasto, trudno;)
Według legendy, o której już pisałam we wpisie poświęconym Montmartre, święty Dionizy (czyli saint Denis) po swojej męczeńskiej śmierci, która nastąpiła przez ścięcie (na wzgórzu Montmartre właśnie), chwycił uciętą głowę pod pachę i pomaszerował na północ. No i doszedł aż tu, do dzisiejszego St-Denis, gdzie dla uczczenia tego faktu wybudowano kaplicę. No i stąd nazwa miejsca, rzecz jasna.
Później, w VII wieku król Dagobert ufundował tu benedyktyńskie opactwo, a potem na początku XII w. postanowiono wybudować tutaj bazylikę z prawdziwego zdarzenia. Jest to jeden z najwcześniejszych gotyckich kościołów we Francji. I trzeba przyznać - jest to widoczne. Bazylika ma bardzo dziwną, wręcz toporną i całkiem niesymetryczną fasadę. Do tego, w porównaniu z pozostałymi słynnymi gotyckimi katedrami, wygląda niemal jak mały, prowincjonalny kościółek. Nic nie zwiastuje tego, co jest w środku. Bo naprawdę, jeśli się wejdzie do środka, mając w pamięci obraz fasady, ma się wrażenie, że trafiło się do innego wymiaru (albo niekończącej się szafy z Narnii;)) - katedra jest olbrzymia, monumentalna i zupełnie nie przystająca do wrażenia, jakie robi z zewnątrz.
Najważniejszą funkcją tego kościoła jest oczywiście bycie królewską nekropolią. Są tu pochowani wszyscy (poza trzema) królowie francuscy panujący od X wieku po wiek XIX. Zobaczyć można ich grobowce, niektóre naprawdę niesamowite, jak np. nagrobek Ludwika XII i Anny Bretońskiej, których nagrobne posągi przedstawiają ich leżących nago z grymasem agonii na twarzy, a nad nimi na baldachimie są ich wyidealizowane, klęczące się i modlące postaci.
Mieliśmy jednak z Rafałem wrażenie, że mimo wszystko brakuje majestatu temu miejscu.
Słowo daję, nasza skromna nekropolia na Wawelu robi dużo większe i królewskie wrażenie. Tutaj Ci wszyscy potężni monarchowie zajmują zagrodzony kawałek bazyliki, a ich pośmiertne leżące posągi wyglądają jakby leżały jeden przy drugim na stołach operacyjnych...
Wracając do historii tego miejsca, trudno się dziwić, że takie miejsce zostało potraktowane ze szczególną uwagą przez rewolucjonistów. Wszystkie groby zostały zbezczeszczone: rozkopano krypty, otworzono groby i wszystkie szczątki wrzucono do jakiś rowów i zasypano wapnem. Szczęśliwie jeden z archeologów, Alexandre Lenoir, ocalił większość rzeźb ogłaszając je częścią Muzeum Monumentów Francji. Reszta, której nie udało się uratować, została rozbita i usypano z tego co pozostało kopiec w Paryżu ku czci rewolucyjnych bohaterów.
Cesarz Napoleon kazał z powrotem otworzyć kościół. Królewskie szczątki w dalszym ciągu jednak pozostawały w masowym grobie. Podczas powrotu monarchii za Bourbonów odnaleziono ciała Ludwika XVI i Marii Antoniny zabitych w czasie Rewolucji, pochowane w jednym z masowych grobów zasypanych wapnem. Udało się je zidentyfikować i przenieść do krypty Bazyliki. Ekshumowano i ponownie pochowano także resztki z pozostałych szczątków królów wcześniej tutaj spoczywających. Nie dało się już niestety określić kto był kim, więc królów i królowe złożono (wraz z zachowaniem należnego ceremoniału) w 5 specjalnych trumnach.
Ach Rewolucja...
Z rzeczy
- CIEKAWSZYCH: w roku 2004 przeniesiono tutaj odnalezione (po ponad 200 latach!) skradzione wcześniej zmumifikowane serce Ludwika XVII (syna Marii Antoniny i Ludwika XVI), który zmarł podczas Rewolucji w jednym z więzień. Serce poddano testom DNA (!) i po potwierdzeniu przynależności pochowaniu przy rodzicach.
- PRZYJEMNIEJSZYCH: warto, bardzo warto przyjrzeć się pięknym, średniowiecznym witrażom w absydzie i rozetom!
PS. Zdjęcia są autorstwa pana rav (rav.geoblog.pl)