Ostatni dzień w Barcelonie zaczęliśmy od powrotu do katedry, tym razem na mszę po katalońsku:) Do tego, dzięki temu udało nam się wejść do części (prezbiterium), która nie jest normalnie dostępna dla zwiedzających;) Zaraz potem podeszliśmy pod Casa de la Ciutat, z którego nas przepędzono wczoraj. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia i rzeczywiście okazało się, że pan strażnik z wczoraj miał rację - ratusz otwarty jest dla zwiedzających (za darmo!) tylko w niedzielę.
Naprawdę warto tu wejść, jeśli ma się trochę czasu. Trasa nie jest długa, raptem kilka sal, dwie klatki schodowe i przepiękna 'gothic gallery', ale całość robi bardzo dobre wrażenie. Każde z miejsc wybranych do zwiedzania ma w sobie coś wyjątkowego, a jednocześnie pozostaje w harmonii z resztą, a fakt, że zwiedzanie jest krótkie, powoduje, że nie czuje się przesytu i naprawdę można się każdym z miejsc zachwycić.
Tego idealnego zakończenia wędrówki po mieście Woody'ego Allena i 'Cienia wiatru' dopełniła jeszcze dobra kawa i kanapka z katalońską szynką. No a potem już naprawdę musieliśmy zmierzać w kierunku lotniska.
Wrócę tu.