Geoblog.pl    marianka    Podróże    Malaje czyli pierwsza wyprawa w piątkę!    Malezyjski deser
Zwiń mapę
2023
02
gru

Malezyjski deser

 
Malezja
Malezja, George Town
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 647 km
 
Ostatnim miejscem malezyjskiej części naszej podróży była wyspa Penang.
Położona na północno-zachodnim skraju kontynentalnej Malezji, bliziutko Tajlandii, u wejścia do Cieśniny Malakka, od wieków korzystała na swoim strategicznym położeniu. Niesamowity hub handlowy, tygiel kultur, kocioł kulinarny, ośrodek duchowy - skoncentrowany najmocniej w stolicy wyspy, kolonialnym mieście George Town, słusznie wpisane na listę Unesco.

I do trzech razy sztuka - to malezyjskie Unesco absolutnie podbiło nasze serca!
Wpis kolonialnego George Town jest co prawda dzielony z Malakką, ale jak dla mnie między tymi dwoma miejscami jest kolosalna różnica na korzyść tego pierwszego.

A cóż nas tam oczarowało?Kolonialna zabudowa George Town i mieszanka kultur, której zupełnie się nie spodziewaliśmy. O ile znaczne wpływy chińskie czy hinduskie były oczywiste, to np. obecność ulicy Ormiańskiej dość nas zaskoczyła. Sam obszar kolonialnej zabudowy jest dość spory. Dominują wspaniałe domy bogatych kupców, z licznymi sklepikami czy kawiarniami w podcieniach. Jest też trochę wspaniałych budynków użyteczności publicznej, inspirowanych europejską lub azjatycką architekturą. Mnóstwo świątyń chyba wszystkich możliwych wyznań. Dalej od centrum mieszczą się lśniące drapacze chmur i bardziej biznesowe dzielnice.

Bo George Town od samego swojego powstania jest prężnie działającym biznesowym tygrysem. Powstało jako brytyjski przyczółek w tych stronach pod koniec XVIII wieku. Strategiczne położenie wyspy Penang u wrót Cieśniny Malakka, sprawiło, że miasto, które działało jako ‚wolny port’, bardzo szybko się bogaciło, przełamując holenderskie i francuskie wpływy w regionie, znaczeniem ustępując jedynie Singapurowi. Pod koniec XIX wieku George Town było największym centrum finansowym Malajów. I właściwie nie zmieniło się to do dziś! Z wyjątkiem brutalnej japońskiej okupacji podczas II WŚ, miasto z wdziękiem przetrwało zawirowania losu, rozkwitając zwłaszcza u progu XXI wieku. Cała aglomeracja (druga w kraju!) ma dziś prawie 3 mln mieszkańców, jest regionem numer jeden pod względem eksportu, i wypracowuje drugi po Kuala Lumpur PKB w kraju.

Ciekawym kawałkiem George Town są jego pływające dzielnice - małe drewniane wioski ustawione na palach, wrzynające się w morze. Jest ich siedem (oryginalnie było 9) i każda należy do innego chińskiego klanu. Powstały głównie na początku XX wieku i pierwotnie były centrami handlu z Chinami oraz punktami przyjmowania chińskich migrantów. Dziś są głównie atrakcją turystyczną. Oprócz podziwiania ich surowego uroku, podziwialiśmy głównie stoicką cierpliwość ich, obserwowanych przez wszystkich, mieszkańców.

George Town słynie jeszcze z jednej rzeczy, znacznie bardziej współczesnej - sztuki ulicznej! Stare mury kolonialnych domów są pokryte mniej lub bardziej wyrafinowanymi muralami. Tak wszechobecnymi i ciekawymi, że organizuje się wycieczki po mieście ich śladem. Nam też się udało kilka wypatrzeć!

Wybraliśmy się także poza stolicę wyspy, aby zaznać innego oblicza Penangu.
Pierwszy strzał był trafiony bez pudła - wspaniała buddyjska świątynia Kek Lok Si. Przede wszystkim zachwyca niesamowite położenie tej świątyni - leży na stoku wzgórza, na kilku poziomach, jest bardzo rozległa, z pięknymi widokami. Wędrowanie po jej korytarzach jest bezpłatne, poza wjazdem windą na najwyżej położony poziom do Wielkiego Buddy i wstęp do nowej pagody.

Drugi strzał był niestety bardziej chybiony. Postanowiliśmy zdobyć najwyższy punkt wyspy (wiadomo!), Penang Hill. Na górę prowadzi szybka kolejka - najstarszy w Azji Płd-Wsch funikular. Nie doceniliśmy jego popularności wśród lokalnych turystów - kolejka chętnych była przeogromna, co w połączeniu z tragiczną organizacją, skutkowało niemal 1.5h oczekiwaniem w kolejce w dusznym korytarzu. Gdyby jeszcze atrakcje na szczycie to wynagrodziły, to może byśmy tak nie pomstowali. Ale na górze czekały na nas kolejne tłumy ludzi, mało urokliwe kafejki, wysłużony plac zabaw, maleńki meczet i asfaltowa jezdnia na szczyt wzgórza, po której meleksy i motory pruly w te i we wtę. Zwiewaliśmy stamtąd jak niepyszni!


Aha, oprócz kolejki na Penang Hill uważajcie na te rzeczy:
* Penang, a zwłaszcza okolice Georgetown są niemiłosiernie zakorkowane. Weźcie to pod uwagę planując poruszanie się po wyspie!
* Parking na ulicach Georgetown jest płatny, istnieje nawet obsługująca to aplikacja. Niestety trzeba mieć w tym celu malezyjski lub singapurski numer telefonu (czyli e-Sim odpada).

*

No i na (prawie) koniec deser, czyli tradycyjne podsumowanie malezyjskich smakołyków, których mieliśmy okazję spróbować:
* przede wszystkim król malezyjskich stołów czyli nasi lemak (dosłownie król - jego nazwa po malajsku oznacza 'bogaty/tłusty ryż'). Obecny w każdym menu od McDonalda, przez uliczne knajpki po najbardziej fancy restauracje. Zjadany na śniadanie, obiad i kolację. Składa się z aromatycznego ryżu, gotowanego w mleku kokosowym z dodatkiem liści pandana, ostrego sosu sambal, smażonych anchois, orzeszków ziemnych, ogórka i jakiegoś białkowego dodatku np. jajka, tofu czy mięsa. Nie liczę nawet ile razy zjedliśmy go podczas naszej krótkiej podróży
* Roti canai znane i kochane także w Singapurze jako ‚roti prata’, czyli proste, płaskie chlebki z indyjskim rodowodem, podane z zestawem kilku (często 3) sosików. Wspaniałe!
* Rojak nasze największe rozczarowanie malezyjskim jedzeniem - sałatka owocowa z naprawdę obrzydliwym sosem, którego smaku nie potrafię zdefiniować. 
* Za to jak to na tych szerokościach geograficznych bywa, owoce były wspaniałe - solo i w formie szejków (coconut shake!) czy soków (sok ze zmiksowanego arbuza!). Niestety w porównaniu do innych tropikalnych krajów, mieliśmy wrażenie, że owocowych straganów jest w Malezji znacznie mniej niż gdzie indziej.
* Super powszechny był też kurczak z ryżem - chyba najbardziej popularne danie świata (czy ktoś z Was wskazałby na coś innego?
* Cendol to ciekawy deser w postaci kruszonego lodu, galaretki cendol (z mąki ryżowej), mleka kokosowego i syropu cukrowego.
* Obecne były też portugalskie wpływy w postaci popularnych ciastek pastel de nata, ale bywało, że z tropikalnym twistem, czyli z nadzieniem o smaku… duriana!
* Oprócz tego jak na tygiel kulturalny przystało, wszędzie dostać można było mnóstwo chińskich, indyjskich czy tajskich smakołyków. 
Zdecydowanie nie można było narzekać na kulinaria!

*

I już ostatnia sekcja - kilka moich spostrzeżeń o Malezji kontynentalnej:
* nie ma co się bać jesiennej pory deszczowej na zachodnim wybrzeżu, pogoda była wyśmienita, padało co prawda prawie codziennie, ale były to krótkie, intensywne ulewy, które w żadnym stopniu nie odbierały przyjemności pobytu.
* Zaskoczyło nas jak w Malezji było tanio! W dobie wszechobecnej inflacji, była to przyjemna odmiana.
* W wielu miejscach nie można było płacić kartą, trzeba się nastawić na noszenie gotówki. Za to na większości parkingów płaciło się bezpośrednio kartą przy wyjazdowym szlabanie. Super wygodne!
* Język angielski jest powszechnym użyciu, właściwie wszędzie mogliśmy się nim dogadać.
* Malezja produkuje swoją własną markę aut, Proton, która jest szalenie popularna w kraju. Pożyczyliśmy auto tej marki i nie możemy mu nic zarzucić. Natomiast, jak to często ostatnio bywa w naszych podróżach, jak zwykle mieliśmy przejścia z wypożyczeniem fotelików samochodowych. A odkąd potrzebujemy aż 3 fotelików, to taka kombinacja staje się mission impossible dla większości wypożyczalni.
* Malezja to muzułmański kraj. Jako, że było świeżo po 7.10.2023, wszędzie powiewało mnóstwo flag Palestyny.
* Na plus zaskoczyła nas baza noclegowa w Malezji - dużo opcji, często świetnie wyposażonych, w przyjemnych cenach. Czysto, często z dostępem do basenu na dachu budynku. Przykładowo za duże mieszkanie dla 5 osób, z dwoma sypialniami, w apartamentowcu z basenem płaciliśmy ok 170-180 zł za noc.
* Jesteś pieszym, jesteś nikim - czuć było to na każdym kroku. Auta mają (wymuszają) pierwszeństwo, chodniki mają brakujące fragmenty i wysokie krawężniki, z wózkiem było nam ciężko. Komunikacja publiczna niestety też taka sobie. Odkąd pożyczyliśmy auto było nam znacznie łatwiej.
* Jeśli będziecie korzystać z autobusów międzymiastowych, pamiętajcie, że bilet kupiony online trzeba wymienić w kasie na papierową wersję z kodem QR, który potem trzeba zeskanować na bramkach do autobusu. Zarezerwujcie sobie na to czas przed odjazdem!
* Jazda autem: autostrady są całkiem drogie, ruch lewostronny, ale jeździ się wygodnie, drogi są przyzwoite. Malezja to zdecydowanie kraj dla kierowców ;) ciekawostka: miesiąc przed naszym przyjazdem wprowadzono na bramkach na autostradach płatność kartą Visa, z czym wiązaliśmy ogromne nadzieje ;) w praktyce… opcja takiej płatności była tylko na jednej bramce, przy wyjeździe z KL. Nigdzie więcej się z tym nie spotkaliśmy, o czym boleśnie się przekonaliśmy blokując przejazd i musząc na szybko kupić prepaidową kartę ‚touch&go’.
* Benzyna była super tania, 2 zł za litr. Taniej niż w Arabii!
* Malezja okazała się być bardzo przyjazną rodzinom z dziećmi. Krzesełka do karmienia były wszędzie dostępne, a ludzie widząc maluchy byli bardzo przyjaźni i pomocni. Również wynajmowane mieszkania zwykle były wyposażone w krzesełka do karmienia czy wanienkę lub zabawki. Nasza Weronika z blond loczkami oraz małe Bobo robiły absolutną furorę.
* Malezja to niesamowity miks kultur. Niby człowiek wiedział, ale i tak było to uderzające. Mnóstwo Chińczyków, mnóstwo Hindusów, trochę białych. Malajów jest tu tylko 60%. Miałam wrażenie, że muzułmańska chusta na głowach malezyjskich kobiet, ubierana zresztą już małym dziewczynkom, to w dużej mierze manifest tożsamości kulturowej, a nie tylko wymóg religijny.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2024-12-23 09:08
Jestem zachwycona Twoim opisem ile wiadomości, treści i ciekawostek.
Zdjęcia piękne a ...KOTY!!!
Uwielbiam murale a tutaj są wyjątkowe!
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
 
mamaMa
mamaMa - 2024-12-23 10:25
Podpisuję się pod Zulą - fantastyczne ciekawostki, a zdjęcia kotów bardzo mnie w ten grudniowy poranek rozczuliły:) Pływające dzielnice, murale i smakołyki wraz z Twoimi spostrzeżeniami - czego chcieć więcej;)

Zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia!!!
 
micaj
micaj - 2024-12-23 18:19
Na szybko trzy punkty:
- firmę motylków odpuściliście? Ona super była, i mimo tłumów, na tyle duża, że nie bolało tak mocno. Ale fakt, że dojazd i powrót to korki
- kawa, tam jakąś specjalna była w George Town, tylko nie pamiętam o co chodziło
- chińska dzielnica i robione makarony, pychę
Ach, i czwarta:
- jedzenie od krysznitow (:
 
migot
migot - 2024-12-24 08:47
Bardzo tam uroczo, koniecznie do zobaczenia jak przyjdzie czas na kontynentalną Malezję.

I zaskoczyłaś mnie z tym ruchem drogowym- właśnie w borneańskoej Malezji nie mogłam się nachwalić ich przestrzegania przepisów, szanowania światel i ogólnego porządku!
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 38% świata (76 państw)
Zasoby: 684 wpisy684 3943 komentarze3943 13057 zdjęć13057 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
20.01.2025 - 20.01.2025
 
 
31.03.2016 - 20.11.2024