Podróżowanie w czasach covida nie jest ani proste do zorganizowania ani do wyegzekwowania. Nie mówiąc już o tym, że założę się, że wszyscy odłożyliście dawno te prawdziwe podróżnicze marzenia do szuflady, ciesząc się tym, gdy w ogóle uda się gdzieś pojechać. My teraz kraje dzielimy nie na te, do których chcemy pojechać bardzo i na te, do których mniej, a na takie, do których w ogóle da się wjechać i na takie, gdzie się nie da wcale.
Myśląc o majówce, lockdownie i o tym, że tak bardzo tęsknimy za słońcem w Polsce oblewanej wtedy obficie ulewami, zastanawialiśmy się czy w ogóle uda nam się gdzieś wyjechać.
Padło na Egipt bowiem:- Miał wtedy bardzo dobrą sytuację pandemiczną (mało zachorowań, relatywnie lekkie obostrzenia, otwarte restauracje)
- Wymagał drogiego testu PCR od przyjezdnych (nasze małe dzieci były z tego obowiązku zwolnione), ale oferował zrobienie ich na lotniskach za 30$. UWAGA: dotyczy to tylko lotnisk kurortowych (Sharm el Sheik, Hurghada, Marsa Alam), w Kairze takiej możliwości nie było.
- Dało się tam wygodnie i w akceptowalnym budżecie dolecieć Turkish Airlines z Warszawy (lecieliśmy do Sharm El Sheik, wracaliśmy z Kairu).
- Pogoda!!!!
- Nigdy wcześniej tam nie byliśmy, zostawiając sobie ten kierunek na czas emerytury :)
Przyznam szczerze, że trochę się baliśmy:-> brudu i klątwy faraona: uprzedzając - udało nam się jej uniknąć! Myślę, że bardzo pomogło w tym zużycie aż 3 butelek sanitizera (dezynfekowaliśmy dosłownie wszystko, z wózkiem Wero na czele!) i jedzenie wyłącznie w restauracjach o bardzo dobrych opiniach. Oraz picie wyłącznie wody z butelki, nawet przegotowanej.
-> naganiaczy i tłumów turystów: tutaj znów wyprzedzając - czasy pandemii doświadczyły Egipt okrutnie. Turystów nie było, nawet przy głównych atrakcjach. Polską wycieczkę przez ponad dwa tygodnie wyjazdu widzieliśmy tylko raz. Wraz z turystami zniknęło najwyraźniej większość naganiaczy. Do tego, być może dlatego, że podróżowaliśmy na własną rękę, doświadczyliśmy tej jasnej strony charakteru Egipcjan - zostaliśmy otoczeni serdecznością, troską (ale to chyba ze względu na blond bobo!) i bezinteresownym uśmiechem.
-> braku infrastruktury turystycznej dla backpackerów: czyli w skrócie tego, że Egipt to nie jest kraj wygodny do zwiedzania na własną rękę. Szczęśliwie okazało się to być kolejnym mitem - po Egipcie podróżowało się samodzielnie naprawdę wspaniale, do czego mam nadzieję Was przekonać ;)
-> ramadanu: już czwarty raz zrobiliśmy ten sam błąd i pojechaliśmy do muzułmańskiego kraju w czasie trwania ramadanu. Nie polecamy :) Nie było tu aż tak źle jak w ultrakonserwatywnym Iranie, ale zdziwiło nas to, jak bardzo ten post jest jednak w Egipcie przestrzegany. Oznaczało to, że niestety bardzo niewiele lokalnych restauracji było otwartych w ciągu dnia, ale zawsze jakaś opcja zjedzenia czegoś w ciągu dnia była dostępna (chociaż czasem trochę mniej autentyczna). Inna sprawa, że gdybyśmy nie podróżowali z małymi dziećmi, to opcja wielkiej, autentycznej uczty po 19:30 mogłaby być kusząca i pewnie byśmy faktycznie przestawili się na ramadanowy tryb dnia :)
-> taksówkarzy: tak jak wszędzie, taksówkarze to specyficzna, nie do końca uczciwa grupa zawodowa. Zawsze na cenę kursu umawialiśmy się przed jazdą, a w Kairze korzystaliśmy tylko z ubera (dzięki czemu nie bałam się jeździć sama po Kairze, bez męskiego 'opiekuna' ;)).
-> jak to będzie z karmieniem piersią: w końcu Egipt to dość konserwatywny kraj arabski. Szczęśliwie u Egipcjan rodzinna czułość wygrywa z religijną pruderią i nigdy nie miałam problemu z nakarmieniem Weroniki. Inna sprawa, że starałam się nie być z tym ostentacyjna - miałam chustę do przykrycia siebie i dziecka i to było zdecydowanie wystarczające.
-> pogody: mimo, że jesteśmy raczej ciepłolubni, to ostrzegam, że kwietniowo-majowe temperatury w Egipcie potrafią zwalić z nóg. Były dni, gdy słupek rtęci wskazywał ponad 40 stopni, że jedynym rozwiązaniem na zwiedzanie było wstawanie w okolicach świtu.
Kilka informacji praktycznych:* płatności: nie mieliśmy najmniejszego problemu z płaceniem. W wielu miejscach dało się płacić kartą, a wszędzie były bankomaty, z których łatwo było wyciągnąć pieniądze. Z domu wzięliśmy niewielką ilość dolarów jako zapas, ale potrzebne nam były tylko do zapłaty w jednym hotelu (natomiast warto się zawsze upewnić, bo część hoteli wymaga od obcokrajowców opłaty w zagranicznej walucie). Jeśli ktoś rozważa wykupienie Cairo/Luxor Pass do zwiedzania, to podobno też trzeba płacić w dolarach (nie weryfikowałam tego).
* ciekawostka: zgodnie z egipskim prawem, para wynajmująca pokój w hotelu musi okazać certyfikat małżeństwa. Nocleg niezamężnej pary w tym samym pokoju jest zakazany. Ale nie martwcie się, obcokrajowców ten zakaz nie dotyczy ;)
* airbnb vs hotele: airbnb sprawdziło się nam znacznie gorzej niż hotele. Hotele były znacznie tańsze, czystsze i w lepszym standardzie.
* ceny: Egipt jest krajem nieco tańszym niż Polska. Dotyczy to chyba każdego sektoru, od transportu, przez gastronomię, po usługi - niemal wszystko było nieco tańsze niż u nas. Najmilej zaskoczyły nas ceny hoteli - noclegi nawet w pięciogwiazdkowych hotelach były w przyzwoitych cenach (strzelam, że to pokłosie pandemii). Jedyne cenowe zaskoczenie to ceny wstępów do zabytków - zwykle pojedynczy bilet do pojedynczej atrakcji kosztował 160-200 EGP (czyli 40-50 zł).
* apteki: jednej rzeczy na pewno nie warto brać do Egiptu - lekarstw! Na każdym kroku znajdziecie tam fantastycznie zaopatrzone i bardzo tanie apteki.
* podróże z dzieckiem: na pewno nie polecamy brać do Egiptu wózka. W kwestii chodników Egipt przypominał nam Azję płd-wschodnią, bo nawet jeśli były, to były zastawione losowymi rzeczami lub dziurawe. Okrutnie się z naszą gondolą tam umęczyliśmy :) Z innych udogodnień - prawie wszędzie można było liczyć na dziecięce krzesełka do karmienia, w wielu miejscach były dostępne przewijaki. Ludzie też byli super serdeczni dla rodziny z dziećmi. Inna sprawa, że ze względu na wszechobecny brud, nie wybrałabym się do Egiptu z dzieckiem pełzającym i z ziemi jedzącym.
* bezpieczeństwo: w kwestii bezpieczeństwa wiele w Egipcie zmieniło się na lepsze. W większość miejsc można dojechać bez konwoju wojskowego, a w miastach wszędzie jest mnóstwo policji, dzięki czemu czuliśmy się bardzo bezpiecznie, nawet spacerując po zmroku. Żeby wejść gdziekolwiek (od lotniska po muzeum, a nawet do części restauracji i hoteli) trzeba było przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Najwięcej kontroli było oczywiście na Synaju - na drogach co chwilę byliśmy zatrzymywani, odpytywani, a nasz bagaż był przeglądany. Również na lotnisku w Sharm El Sheik, bagaż rejestrowany jest pieczołowicie sprawdzany przed jego nadaniem - zarezerwujcie sobie więc trochę więcej czasu!
* wiza: Polaków obowiązują wizy. Można je kupić online przez
tę stronę.
* transport: po Egipcie większe odległości pokonywaliśmy
samolotem (Egypt Air miał bardzo przyzwoite ceny, nawet jeśli bilety kupowaliśmy z parodniowym tylko wyprzedzeniem). Pewnie gdybyśmy podróżowali sami we dwójkę, to skusilibyśmy się na wielogodzinny przejazd
pociągiem po legendarnej trasie wzdłuż Nilu (długi czas podróży ponoć rekompensują zacne widoki oraz cena przejazdu). Tym razem jednak odważyliśmy się jedynie na przejazd pociągiem z Asuanu do Luksoru. I wygląda na to, że 3.5 godziny w pociągu, to granica wytrzymałości naszych dzieci i współpasażerów ;) Krążą plotki, że obcokrajowcy nie mogą kupić biletu na pociągi w kasie dworcowej i trzeba to robić online - nie potwierdzamy! Zupełnie bez problemu kupiliśmy bilet w Asuanie na godzinę przed odjazdem pociągu. Strona
Seat 61 była świetnym źródłem o tajnikach podróżowania koleją po Kraju Faraonów.
Niektórzy za to decydują się na wielodniowy rejs
statkiem lub
feluką po Nilu połączony ze zwiedzaniem. My odrzuciliśmy ze względu na dzieciaki, cenę i czas.
Mamy za sobą także jazdę
busem w ramach zorganizowanej wycieczki z Asuanu do Abu Simbel (więcej szczegółów przy okazji wpisu z tego miejsca). Oprócz ekscytacji, że przekroczyliśmy wtedy Zwrotnik Raka, towarzyszyło nam miłe zdumienie przyzwoitym stanem egipskich dróg w tym rejonie. Mimo to, nie zdecydowaliśmy się na pożyczenie auta i samodzielną jazdę po tym kraju.
Z kilku względów:
- kto był w arabskich krajach ten wie, że jazda autem tutaj nie należy do najłatwiejszych
- odległości w Egipcie są olbrzymie i nie chcieliśmy tracić czasu na przejazdy
- Egipt ma fatalne statystyki jak chodzi o wypadki samochodowe. Mnóstwo aut jeździ nocą bez świateł, a kierowcom nie brakuje brawury
- niezliczone security checkpointy i wciąż obecne, choć zminimalizowane zagrożenie terrorystyczne.
To co, ruszamy dalej?