Niektórzy mówią, że o wiele bardziej interesujące od Mandalay są jego okolice.
Zwłaszcza, że w okół ostatniej stolicy królestwa Birmy rozsiane są 4 jej poprzednie stolice: Inwa, Mingun (Min Kun), Sagaing (Sikong) i Amarapura. Dziś częściowo wchłonięte przez mandalajską aglomerację, zachowały odrębny klimat i sporo atrakcji.
Mingun słynie dziś głównie z olbrzymich podstaw jeszcze większej stupy, której nigdy nie ukończono, bowiem król-fundator przestraszył się przepowiedni, zgodnie z którą inwestor umrze wraz z zakończeniem prac budowlanych. Za to podczas budowy powstał olbrzymi, 90-tonowy dzwon, uznawany za najcięższy na świecie.
Inwa z kolei to dziś urocza wioska rolnicza bez samochodów i skuterów, pełna za to starych świątyń, słynna szczególnie z drewnianego monasteru Bagaya Kyaung postawionego na 276 palach.
A
Sagaing, dziś stolica regionu o tej samej nazwie, to kolejne miasto wielu świątyń, z których najsłynniejsze to 'Pawilon Tysiąca Buddów' i położona na wzgórzu Soon U Ponya Shin z XIV-wieczną stupą.
My natomiast zdecydowaliśmy się na wizytę w ostatniej ze stolic,
Amarapurze (nazwa oznacza
Miasto nieśmiertelności). Miasteczko piastowało tę zaszczytną godność dość krótko, bo przez zaledwie 70 lat, po czym stolica została przeniesiona, wraz z zabudowaniami królewskimi, do Mandalay. Dziś więc próżno szukać tutaj śladów monarchii.
Ale do Amarapury (dziś dzielnicy Mandalay zwanej też 'Miastem Południowym') warto jechać z innego powodu. Jest tam najdłuższy na świecie most zbudowany z całości z drewna.
Most
U Bein położony nad jeziorem Taungthaman liczy sobie 1.2 kilometra długości, ma niecałe 200 lat i przecina wodę delikatnym łukiem, aby lepiej sobie radzić z rozmaitymi warunkami atmosferycznymi.
Choć całość na oko wygląda nieco rachitycznie (a smaku dodają brakujące miejscami deski i niedbale rozłożony sprzęt do naprawy), to jego liczby robią wrażenie. Most ma 1086 pali, 482 przęsła, 4 drewniane pawilony-altany i 9 miejsc, w których można go podnieść tak, aby przepłynęły pod nim łodzie wojenne.
Oficjalna wersja mówi, że gdy przenoszono pałac królewski do nowej stolicy w Mandalay, to z pozostałych resztek drewna tekowego wybudowano ten most na polecenie dworzanina U Peina, od którego pochodzi nazwa mostu. Z kolei nieoficjalne plotki głoszą, że wzniesiono go, aby władca mógł pod osłoną nocy bezpiecznie udawać się do swoich wybranek w okolicznych wioskach.
Dziś most wydaje się centrum życia towarzyskiego! W te i we wte maszerują po nim tłumy ludzi, głównie lokalsów z młodymi mnichami na czele (akurat podczas naszego pobytu było bardzo niewielu turystów, którzy ginęli w tłumie miejscowych). Przy wejściu na most rozbiło się mnóstwo straganików z jedzeniem - grillowanymi krabami, mięsem na patyku, lodami z kolorowymi waflami, owocami i pamiątkami.
Ruchliwie było też i pod mostem - w porze suchej jezioro nieco się cofnęło, a jego miejsce zajęły małe pola uprawne, gdzie w pocie czoła pracowali ludzie w uroczych trójkątnych kapeluszach. O reklamowanym przejeździe łódką, z którego najlepiej podziwiać most, nie mieliśmy co marzyć.
Podobno najlepiej przyjechać to o zachodzie słońca, aby móc zrobić jedno z
takich zdjęć. Mimo, że byliśmy tu nieco wcześniej, to absolutnie nie narzekaliśmy. Podziwialiśmy malownicze sylwety ludzi mknących w te i we wte, załatwiających swoje dzienne sprawy na tym wysokim moście i jego tyczkowatych nogach. Było pięknie!
Informator* 1 PLN to ok. 400K (kyatów)
Ceny* taksówka z Mandalay do Amarapury i z powrotem: 20000K
* wejście na most: darmowe