Geoblog.pl    marianka    Podróże    Kraina Złotych Pagód - Birma i Tajlandia    Wstęp do Birmy
Zwiń mapę
2016
01
kwi

Wstęp do Birmy

 
Birma
Birma, Mandalay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1034 km
 
Zanim przejdę do właściwej relacji z Birmy, chciałam zebrać w jednym miejscu kilka naszych obserwacji, wniosków i informacji praktycznych na temat tego wyjazdu. Z tym, że to wszystko było aktualne niemal 2 lata temu, w kwietniu 2016. Niby nie tak dawno, ale Birma jest w trakcie gwałtownych przemian i informacje na temat tego kraju bardzo szybko się dezaktualizują (zresztą sprawom historyczno-politycznym i temu czy byliśmy w Birmie czy Mjanmie należy się osobny wpis). Mam jednak nadzieję, że część z informacji, które tu znajdziecie jest w miarę uniwersalna, ale planując wyjazd do tego kraju koniecznie sprawdźcie czy coś się nie zmieniło.

A przemianę przez jaką przechodzi teraz Birma najlepiej chyba zilustruje przykład karty SIM do telefonu. W roku 2010 taka karta kosztowała w Birmie 1000$ i rzecz jasna była luksusem, a trzy lata później, w 2013 jedynie 2$ i stała się powszechnie dostępna. A takie przykłady można mnożyć.
Myślę, że zwłaszcza bardzo jeszcze niedoskonała w 2016 roku infrastruktura turystyczna będzie przedmiotem najszybszych zmian. Zresztą, sama najchętniej bym się o tym przekonała za jakiś czas - do Birmy wrócimy z pewnością.

Bo Birma, w której byliśmy, wydawała nam się okiem turysty niemal sielska (i mam tu oczywiście świadomość, że oko turysty znacznie się różni od oka birmańskiego obywatela). Czuliśmy się tam dobrze, bezpiecznie, chciani i goszczeni. Nikt nie chciał nas oszukać, nikt nie kradł, nie było osobnych cen dla obcokrajowców (poza niektórymi wstępami do zabytków, ale to akurat polityka narzucona przez rząd), reszta była zawsze wydawana co do grosza. Ludzie często byli wręcz zdziwieni napiwkami.
To nie był jeszcze kraj zepsuty pieniędzmi! To dobry czas, żeby tam pojechać!

*

Wiza
Polacy wjeżdżając do Mjanmy muszą posiadać wizę. Co ciekawe, obywatele jedynie 8 krajów na świecie są zwolnieni z obowiązku posiadania wizy przy wjeździe do Mjanmy.
Aktualnie wizę można uzyskać na 3 sposoby:
1. Tradycyjno-ryzykancki
Czyli wysłać paszport, zdjęcia i pieniądze w kopercie do Ambasady Mjanmy w Berlinie (w Polsce nie ma ambasady tego kraju) albo wesprzeć się pomocą jednej z polskich agencji wizowych. To najbardziej czasochłonny, kosztowny i ryzykowny sposób uzyskania wizy.
2. Internetowy
Od kilku lat Mjanma wystawia eVisę online. Czas oczekiwania jest stosunkowo krótki (do trzech dni, w praktyce zwykle krócej). Trzeba jednak pamiętać, że eVisa to tak naprawdę promesa wizowa i po przybyciu do kraju trzeba dopełnić standardowych formalności wizowych. To bardzo wygodny sposób, ale minusem jest to, że w ten sposób wizę można otrzymać tylko lądując na jednym z 3 międzynarodowych birmańskich lotnisk (Yangon, Mandalay, Nay Pyi Taw). Jeśli planujecie dostać się do Birmy drogą lądową, to eVisa tam nie zadziała. Do tego, jeśli z jakiegokolwiek powodu Mjanma odmówi Wam wydania wizy, to opłata wizowa niestety i tak przepada. No i nie ma co liczyć na wklejenie wizy do paszportu :)
3. Backpackerski
Jednym z najpowszechniejszych do tej pory sposobów było udanie się osobiście do Ambasady Mjanmy w Bangkoku, Kuala Lumpur albo Dżakarcie. Do wyrobienia wizy potrzebne są 2 zdjęcia, wypełniony wniosek i ksero paszportu. Największą zaletą tego sposobu było to, że do pewnego momentu cena wizy była 2 razy niższa niż tej załatwianej online, a cała formalność zajmowała chwilę (nie licząc czekania na wizę 3 dni, jeśli wybrało najtańszą taryfę), więc był to optymalny sposób dla tych, którzy i tak byli w podróży przed odwiedzeniem Birmy (skorzystaliśmy z tego też i my płacąc wtedy 880 bahtów czyli ok. 90 zł). Niestety ostatnio podobno ceny zostały zrównane z ceną eVisy, podejrzewam więc, że popularność tej metody spadnie.

Komunikacja
Na drogach Birmy jest relatywnie niewiele aut, chociaż większość z nich jest całkiem nowa. Typowych gruchotów raczej tam nie widzieliśmy. Większość Birmańczyków natomiast porusza się rowerami i skuterami.
Obowiązuje ruch prawostronny, chociaż z kolei punkty poboru opłat za drogę (których jest dość dużo) są po prawej stronie, jak przy ruchu lewostronnym. A auta mają kierownice po różnych stronach, tak jak akurat wyidzie. Przez ten misz-masz ze stronami dystrybutory paliwa na nielicznych tu stacjach benzynowych są zaopatrzone w wyjątkowo długie węże!

Ruch drogowy w Birmie to na początku jedna wielka zagadka. Każdy ma prawo poruszać się jak chce, światła, jeśli są, bo często ich brak, są pewnego rodzaju sugestią, chociaż akurat poziomych pasów drogowych generalnie się przestrzega. Ale bywa też tak, że po jednym pasie jedzie auto i rower, a do tego jeszcze skuter pod prąd (który po prostu gdzieś w pobliżu zaparkował i w ten sposób jest mu bliżej dojechać do właściwego skrętu).
Pieszy jest ostatni w drogowej hierarchii. Jeśli już odważy się przejść przez drogę, to nikt nie zahamuje na jego widok, ewentualnie zostanie on lekko ominięty. Jako kierowca raczej dość dbający o bezpieczeństwo i potrzeby innych uczestników ruchu, moja cierpliwość i komfort jazdy (zarówno rowerem jak i skuterem) były wystawione na dużą próbę.

Szybko odkryliśmy klucz, który pozwala zachować przy tak chaotycznym ruchu relatywnie małą ilość stłuczek: dość niska prędkość pojazdów. Zważywszy na to ze większość uczestników ruchu to jednoślady (rowery i skutery), prędkość ogólna jest dość niska, a relatywnie niewielka ilość aut musi się do niej dostosować.

Kierowcy rzadko używają kierunkowskazu, czasem do sygnalizacji skrętu służą im ręce (tak jak u nas rowerzystom) albo światła alarmowe. I oczywiście ciągle wciskają klakson. Jeden z busiarzy, z którym jechaliśmy, prowadził z jedną ręką praktycznie ciągle na klaksonie!

Turystyka
Dwa lata temu infrastruktura turystyczna była jeszcze bardzo niedoskonała, choć już i tak dużo lepiej rozwinięta w stosunku do tego, czego się spodziewaliśmy.

Przede wszystkim, Birma jest dla turysty bardzo bezpieczna (jak, nie oszukujmy się, większość reżimowych krajów), m.in. z tego względu, że Birmańczyków czekają bardzo surowe kary za skrzywdzenie lub okradzenie przyjezdnych.
Mimo, że poziom znajomości języka angielskiego jest dość słaby, to większość napotkanych ludzi starała się być bardzo pomocna i na tyle, ile się dało, zrozumieć jak mogą nam pomóc.

W większych albo bardziej turystycznych miejscach nie mieliśmy żadnego problemu ze znalezieniem noclegu, natomiast po zboczeniu z typowo turystycznego szlaku było trudniej (w naszym przypadku akurat niemal wszystkie miejsca zajęte były przez miejscowych podróżujących weekendowo).
Mieliśmy wrażenie, że hotele wyrastają jak grzyby po deszczu, natomiast typowo backpackerskich hoteli raczej w Birmie jeszcze nie było.
We wszystkich hotelach było dostępne wi-fi, natomiast ja przez cały wyjazd nie miałam zasięgu w telefonie (ale to prawdopodobnie kwestia modelu telefonu, Rafał zasięg miał cały czas).

Najpowszechniejszym środkiem transportu na dłuższych trasach są busy. Ponieważ stan dróg pozostawia wiele do życzenia, nawet nie aż tak dalekie odległości pokonują one w dość długim czasie. Z tego powodu wiele osób decyduje się na jazdę busami nocnymi, aby zaoszczędzić czas.
Z naszego doświadczenia rzeczywiście było to świetne rozwiązanie z tym, że... ewidentnie drogi i jakość pojazdów się poprawia, skraca się więc czas przejazdu, co nie jest odzwierciedlone w rozkładzie jazdy. Bywało więc, że wyruszając popołudniu u celu byliśmy już o 3 w nocy zamiast planowej 6!

Busy były w naprawdę dobrym stanie, zwykle mocno klimatyzowane. Na pokładzie królował też program rozrywkowy, zwykle jakiś filmik z muzyką w tle. Często był to materiał promocyjny z puszczanymi w kółko krajobrazami Birmyz monotonną muzyką w tle, albo relacja z jakiegoś kiczowatego festiwalu muzycznego.
Paradoksalnie w Mjanmie, naprawdę biednym kraju z okresowymi przerwami w dostawie prądu i prawie nie działającą służbą zdrowia, jechałam najlepszym autobusem w swoim życiu! Fotele jak z klasy biznesowej, z opuszczanym mocno tyłem i wyjeżdżającymi podnóżkami, bardzo szerokie (2+1 w rzędzie) i ze stolikami. Było działające wc, rozdawano wodę, słodkie wypieki, kawę i cukierki, a w przerwie mokry, odświeżający ręcznik i szczoteczkę z pastą do zębów. A na noc wyłączono światło i filmy, aby podróżni mogli w spokoju odpocząć.

Dość charakterystyczna była też mnogość tour agencies vel travel service. Te mikroprzedsiębiorstwa, często ulokowane w małych barakach załatwiają absolutnie wszystko! Od biletów lotniczych, autobusowych, przez współdzielone taksówki, skutery, łódki po wycieczki i kursy gotowania.
Agencji było tak wiele, że zastanawialiśmy się jak to możliwe, że wszystkie się utrzymują na rynku. Ale szybko zrozumieliśmy, że ma to spory sens: z lokalsami zwykle trudno się dogadać, bo mało kto zna języki obce, a internet i przenoszenie usług w świat wirtualny nie jest tu jeszcze na tyle popularne, żeby dało się samemu to wszystko odszukać i zabookować.
Problem był szczególnie odczuwalny w mniejszych miejscowościach. Przykładowo, gdybym tam chciała sama kupić bilet na nocny autobus, to miałabym z tym problem - często nie ma tam dworca autobusowego, ja nie znam firm przewozowych, ich ofert, ani numerów telefonu. A nawet jakbym to wszystko miała, to byłby problem, żeby móc się dogadać po angielsku. Tutaj właśnie na pomoc przychodziły tour agencies albo obsługa hotelowa.
Dlatego też bardzo powszechny jest odbiór podróżnych spod hotelu - nieraz przed wyruszeniem w drogę, jeździliśmy po mieście dłuższy czas odbierając wszystkich podróżujących z ich hoteli. Przyznam, że dla nas taki sposób podróżowania był nieco zbyt wygodny i pozbawiony choćby odrobiny kombinowania i adrenaliny :)

Ludzie i zwyczaje
Birmańczycy byli wobec turystów ujmujący.
Zwykle pozwalali sobie zrobić zdjęcie i bardzo się z tego cieszyli, a jeszcze częściej, to oni robili zdjęcia nam. Zwłaszcza w mniej turystycznych miejscowościach, to my byliśmy sensacją.

Trochę osób chodzi ubranych po europejsku, z tym, że nieco skromniej od tego, co czasem zdarza się u nas zobaczyć na ulicy. Ale odsłonięte kolana i ramiona nikogo tutaj nie rażą. Wyjątkiem oczywiście są świątynie, gdzie obie te części ciała muszą być zakryte (wystarczy dłuższy krótki rękaw u bluzki).
Wciąż bardzo popularne są tradycyjne, męskie spódnice longyi. Mężczyźni wyglądają w nich bardzo elegancko, często łącząc je np. z białą, wyprasowaną koszulą. Kobiety są także równie eleganckie, ubrane dość kolorowo, często w długie spódnice, bo przy ich smukłej budowie ciała wygląda bardzo ładnie. Na skuterach, gdy nie prowadzą (a na drogach jest absolutne równouprawnienie), siedzą bokiem.

Mnóstwo osób, a zwłaszcza kobiet, ma twarze (a czasem i ramiona) pomalowane w przeróżne wzory złotym smarowidłem o nazwie tanaka. Birmańczycy wytwarzają tanakę ze zmielonej kory już od dobrych 2000 lat. Jest to stary środek przeciwko opalaniu, dziś stosowany chyba głównie jako ozdoba.

Mniej ozdobne jest żucie betelu. To ożywcze zioło (podobno czwarta używka świata!) w niezbyt estetyczny sposób barwi zęby na czarno, a ślinę na czerwono, a mimo to jest bardzo popularne. Zwłaszcza kierowcy na drodze stosują je, żeby nie usnąć za kierownicą. Mnóstwo osób je żuje i przeżutymi liśćmi pluje na ulicy.

Wiele dzieci pracuje. Głównie jako kelnerzy czy sprzedawcy.
Nie kupujcie nic od nich. Zdarza się, że uciekają ze szkoły, żeby sprzedawać pamiątki turystom. Dobrze by było, żeby nie doszło do sytuacji, że taka sprzedaż opłaca się bardziej niż edukacja.

Na ulicach miast Birmy widać też mnóstwo buddyjskich mnichów. Co ciekawe, mnich nie jest mnichem przez całe swoje życie. Zwykle jest to okres przejściowy i większość birmańskich mężczyzn ma go za sobą.
Co ważne, prawdziwi mnisi nie żebrają i nie proszą o pieniądze. Wręcz przeciwnie, raczej trzymają dystans i nie dotkną turysty. Ale niestety bywają też oszuści podający się za mnichów, próbujący w ten sposób wyłudzić pieniądze.

Nasze odczucia
Bieda i zacofanie rzucają się w oczy w Birmie na każdym kroku. Zdarzają się przerwy w dostawie prądu, a na ulicach jest mało zapalonych latarni wieczorem, co sprawia, że wieczorny spacer może być mało przyjemny.

Zresztą Birma chodzi wcześnie spać.
Życie nocne jest znacznie uboższe niż choćby w sąsiedniej Tajlandii, ale widać, że wraz z upadkiem reżimu nieco się to zmienia. Koło 21 stragany się już zwijają, a życie uliczne gaśnie i ludzie idą spać. Za to wstają wcześnie - wstając na wschód słońca widzieliśmy już wszędzie krzątanie. Zresztą hotelowe śniadania też były serwowane bardzo wcześnie, zwykle między 7-9.

W miastach są chodniki, ale są zastawione wszystkim i niczym - zaparkowanymi skuterami, dostawczakami, stolikami kawiarnianymi itd., więc często nie da się po nich chodzić. Swoją drogą nie ma też tak wielu ulicznych knajpek z jedzeniem jak w Tajlandii, ale da się je znaleźć.

Widać bardzo biedę, ale widać też gwałtowny rozwój i zmiany. Otwiera się mnóstwo sklepów z elektroniką (ceny podobne jak u nas), salonów piękności i spa. Widać też dużą różnicę w zarobkach w Yangonie i w innych miastach. Rośnie też liczba wpływów zagranicznych i ilość ekspatów. Jeszcze niedawno w Yangonie było ich 15-20, a teraz jest już tam spora społeczność.

Birmańczycy są bardzo przyjaźni, zainteresowani przybyszami (ale nie nachalni) i życzliwi. Raczej nie oszukują i nie naciągają.
Ciągle słyszałam od nich jaka jestem piękna. Oprócz oczywistego komplementu na temat mojego koloru skóry i młodego wg nich wyglądu w stosunku do wieku, szczyt zachwytu budził aparat ortodontyczny. Trudno było mi wytłumaczyć, że to nie ozdoba, a medyczna konieczność. Wszyscy tam uważali, że jest przepiękny.

Informacje praktyczne i kilka rad
1. Między Polską a Mjanmą jest 4.5 h różnicy czasu.
2. Obowiązującą walutą kyat, a wymienić najlepiej dolary. Najlepszy kurs wymiany jest na lotnisku, potem w bankach, a najsłabszy w lokalnych małych kantorach. Kurs różni się w zależności od wartości banknotu (najbardziej opłaca się wymieniać studolarówki). Co ważne, koniecznie miejcie ze sobą nowiutkie, wyprasowane i absolutnie niezniszczone banknoty (sprawdzano nam nawet mikrozagniecienia), inaczej nikt ich nie będzie chciał wymienić.
3. Nie wszystkie rejony kraju są otwarte dla odwiedzających (tutaj jest aktualna lista) i aby się tam udać potrzebne jest zezwolenie. Trzeba je załatwić dużo wcześniej i jest to dość kosztowna i czasochłonna sprawa. Do tego sytuacja w tych miejscach zmienia się dynamicznie, więc należy ją monitorować na bieżąco. Do tego nie zawsze lokalne władze wiedzą i respektują zmiany i otwarcie ich regionów na przybyszów. Trzeba być przygotowanym i na takie przeprawy.
4. Wchodząc do buddyjskiej świątyni należy mieć na sobie ubranie zakrywające kolana i ramiona, oraz trzeba ściągnąć buty. Jeśli planujecie zwiedzać wiele świątyń (np. w Baganie) zaopatrzcie się w łatwo ściągalne obuwie :)
5. Nie ma obowiązkowych szczepień, ale ze względu na niski poziom usług medycznych i tak lepiej podstawowe szczepienia mieć zrobione. Warto też rozważyć szczepienie na wściekliznę, ponieważ dużo tam bezpańskich psów (chociaż muszę przyznać, że w większości były bardzo spokojne).
6. W Birmie istnieje zagrożenie malarią i dengą i jest naprawdę dużo komarów. Warto zainwestować w dobre repelenty i mieć ze sobą malarone na malarię (to czy brać go przez cały wyjazd czy mieć w apteczce na wszelki wypadek, to osobna decyzja).
7. Bardzo mocno radzę wziąć ze sobą dobrze zaopatrzoną apteczkę! Przemyślcie dobrze co może Wam się przydać (oprócz tych absolutnie podstawowych: na przeziębienie i na problemy żołądkowe) i to ze sobą weźcie. Opieka zdrowotna i farmaceutyczna to słaba strona Birmy. W przewodniku było napisane wręcz dość ostro - jeśli macie być hospitalizowani w Birmie, to lećcie lepiej do Bangkoku lub Singapuru. Tak samo lepiej nie kupować tam leków - bardzo często zdarzają się podróbki albo leki przeterminowane, zwłaszcza w mniejszych i wiejskich miejscowościach. Z lokalnej służby zdrowia korzystajcie tylko w absolutnej desperacji (np. przy ukąszeniu węża albo malarii, gdy liczy się każda chwila). W innym wypadku lepiej polecieć gdzieś indziej albo wrócić do kraju.
8. Wg znajomej lekarki zajmującej się chorobami tropikalnymi, jeśli na terenach gdzie występuje malaria (czyli w prawie całej Birmie) ma się gorączkę, to domyślnie należy założyć, że ma się malarię. Lepiej z tym nie żartować.
9. Jeśli naprawdę musicie skorzystać z pomocy lekarskiej będąc w Birmie, to udajcie się do Yangunu. Co prawda można ich policzyć na palcach jednej ręki, ale działa tam kilku lekarzy ekspatów i są bodajże dwie międzynarodowe kliniki, gdzie można liczyćna pomoc w niektórych przypadkach. Ceny niestety podobno są zawrotne. Oby nikt z Was nie musiał tego sprawdzać!






 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2018-02-04 17:11
Twój opis jest fantastyczny- tak wiele cennych informacji!
Mam nadzieję ,że za chwilkę ktoś pomyśli aby swoje drogi skierować do Birmy!
Dzięki za ogrom treści :-)
 
tealover
tealover - 2018-02-04 19:04
Do tej listy dodam jeszcze to, co mi poleciła lekarz medycyny tropikalnej - własne strzykawki, igły i gazy. Bo nie wiadomo, jakiej to będzie jakości na miejscu.
 
stock
stock - 2018-02-05 09:18
Dzięki za pomocny zestaw informacji. Przez chwilę myśleliśmy o tym kraju w tym roku, ale jeszcze trochę poczeka. Choć przyznam, że nie czuję sympatii do tych do nie dawna uciskanych, którzy teraz sami uciskają innych.
 
BPE
BPE - 2018-02-05 10:08
dokładnie, Azja bardzo zmienna jest - ale to w niej najciekawsze :-)
 
marianka
marianka - 2018-02-05 10:14
@stock: to prawda! Obecna sytuacja Rohingya mocno rzuca się cieniem na moje wspomnienia z Birmy. Aż nie chce się wierzyć w to, co się tam dzieje, mając w pamięci spokój i życzliwość, której tam zaznaliśmy.
Chociaż takich przykładów uciskających uciskanych nie trzeba daleko szukać - wystarczy jechać choćby do Betlejem.
 
marianka
marianka - 2018-02-05 10:15
@tealover: dzięki za tę informację! Bardzo przydatna przed naszą następną wyprawą :)
 
migot
migot - 2018-02-05 21:31
Bardzo ciekawe! I chociaż z jednej strony mam nadzieję, że szybko się przyda, tak z drugiej - no właśnie, wkrada się ta ambiwalencja...
 
danach
danach - 2018-02-05 22:17
Ale duża dawka ważnych informacji, może się przyda :)
 
 
marianka
Marianka
zwiedziła 38% świata (76 państw)
Zasoby: 677 wpisów677 3902 komentarze3902 12918 zdjęć12918 25 plików multimedialnych25
 
Moje podróżewięcej
31.03.2016 - 26.07.2023
 
 
22.02.2023 - 11.03.2023